XXXV

2.8K 175 1
                                    

Za kierownicą Ana czuła, że wszystkie problemy odpływają. Podgłosiła radio maksymalnie i śpiewała razem z wokalistą. Droga do miasta prowadziła przez las iglasty. Obok biegła ścieżka ozdobiona krzyżami upamiętniającymi ludzi, którzy w skutek lekkomyślności, brawury, chwili nieuwagi, lub zmęczenia stracili w tym miejscu życie. Ana i nie tylko ona, nazywała ją ścieżką śmierci.
-I don't want to wait anymore I'm tired of looking for answers
Take me some place where there's music and there's laughter
I don't know if I'm scared of dying but I'm scared of living too fast, too slow - śpiewała swoją ulubioną piosenkę, trzepiąc głową w lewo i prawo. Przypatrywała się swoim delikatnym dłoniom, trzymającym kierownicę. Zwolniła.
- Nie mogę myśleć o sobie. Przecież jedzie ze mną mały potworek - muzyka zagłuszała jej pieszczotliwy ton głosu.
Gwałtownie zatrzymała auto przed oszklonym gmachem. Trzasnęła drzwiami i kliknęła guzik zamykający zamki.
Pewnym krokiem w wysokich beżowych szpilkach defilowała chodnikiem wprost do ogromnego budynku.
Wnętrze oślepiało jak zwykle kunsztem i przepychem. Dziewczyna podeszła do recepcji i zobaczyła znajomego mężczynę w zielonym fraku, który na jej widok do słuchawki szepnął dokładnie: " Pani Fray tu jest. Ogarnijcie się. "
- Dzień dobry. Marlow ? - zwróciła się do ignorującego ją człowieka o ciemniej karnacji.
- O witam panią serdecznie. Przepraszam, ale nie zauważyłem pani.
- Tak, albo nie chciałeś mnie widzieć, ponieważ przed chwilą rozmawiałeś z kimś o mnie przez telefon.
- Ja?? Nie... - udawał zdziwionego.
- Nieważne - pokręciła głową z politowaniem - idę na górę odebrać rzeczy z pralni.
- Nie ! - niemalże wrzasnął - to znaczy, ja chciałbym pójść. Niech się pani nie przemęcza. Te schody i w ogóle...
- Eee? Marlow ? Pragnę cię poinformować, że można korzystać z windy - wskazała palcem i zaczęła odchodzić - a i odstaw ten syrop na kaszel, bo ci nie służy - zawróciła na moment.
Zanim zdążył do niej dobiec, aby ją zatrzymać drzwi windy zamknęły się.
Maszyna transportowała ją na drugie piętro.
Szła długim korytarzem w kierunku pomieszczenia zwanego pralnią, kiedy usłyszała przeraźliwy krzyk. Zatrzymała się na chwilę, aby wsłuchać się w odgłosy. Rozejrzała się i przeskanowała numerki pokoi od 202 do 206 w poszukiwaniu źrodła dźwięku. Gdy była już prawie pewna, że się przesłyszałam i ruszyła w dalszą wędrówkę po beżowym dywanie, biegnącym wzdłuż korytarza. Wtem usłyszała jeszcze głośniejszy wrzask. Pewna była, że dobiegał on z pokoju numer 207. Postanowiłam więc zapukać. W cielistych szpilkach i cielistym płaszczu stanęła przed drzwiami i zapukała. Po dłuższym braku reakcji, ponowiła próbę.
Nagle ze szczeliny wyłonił się postawny, łysy mężczyna z groźnym wyrazem twarzy.
- Czego? - fuknął z niezadowoleniem.
- Chciłam sprawdzić, czy wszystko w porządku, bo słyszałam krzyk.
- A kim ty jesteś Lalka ? Dołączyć się chcesz ? Ile bierzesz ? Taka damulka na pewno się ceni ? - zapytał obleśny facet, który za drzwiami ukrywał swoją nagość.
- Słyszałam krzyk i pomyślałam, że komuś dzieje się krzywda. Przepraszam... - wymamrotała i zaczęła szybkim krokiem odchodzić, oglądając się, czy mężczyna nie podąża za nią.
- Czy tu można wynająć sobie panienkę towarzystwa? - zapytała siebie i szybko odpowiedziała sobie, że nie
- To przecież hotel. Być może mężczyna umówił się tutaj po prostu z kimś. Ludzie tak przecież robią. Zdradzają się po hotelach i nie mam prawa ich oceniać, bo zdradziłam mojego męża i może nie w hotelu, ale miejsce nie gra roli - szeptała do siebie.
Zapukała do drzwi i nie czekając aż ktoś jej otworzy weszła nieproszona.
- Dzień dobry. Chciałabym odebrać garnitur pana Fray oraz moją sukienkę - powiedziała do starszej pani składającej na krześle ściereczki.
- Dzień dobry. Już podaję. Muszę tylko sprawdzić czy zostały wyprasowane.
- Poczekam - usiadła na małym taborecie i położyła swoją drogocenną  torebkę na kolanach. Rozejrzała się po ciasnym, ponurym pomieszczeniu.
- Proszę bardzo - kobieta o ziemistej cerze, podała jej dwa worki z wieszakami.
- Dziękuję.
W holu zobaczyła Marlowa, który wycierał stoliki z kurzu. Postanowiła go zawołać, aby z nim porozmawiać.
- Marlow ! Mam do ciebie pytanie ? - krzyknęła - ale wolałabym w jakimś ustronnym miejscu.
- Może pani mówić tutaj. Nie ma tu nikogo - odrzekł, jak zwykle służbowo.
- Wiesz o tym, że tu się szerzy prostytucja? - podniosła ton głosu. Mężczyna najpierw był zdziowiony, a następnie przerażony.
- To znaczy... Każdy klient przyprowadza tu kogo chce. Nie mamy na to wpływu - otarł czoło z potu.
- Tylko ten człowiek, który ją wynajął... To chyba ją biję. Nie chcę cię pouczać, ale to może się źle skończyć.
Poczuła, że przykre wspomnienia wracają. Wyparła już je z psychiki i zapomniała o dawnym Alexie, wybaczyłam mu każdą ranę i bliznę po niej pozostałą. Jej ogromne serce znalazło dla niego miejsce, dla mężczyzny, który kochał ją bez pamięci, ale w pewnym momencie jego przeszłość zawładnęła nim i skrzywdziła jego ukochaną Ane.
- To jest jej praca - oschle odpowiedział, wyrywając z zamyślenia.
- I dlatego nie zasługuje na pomoc ? Porozmawiam o tym z Alexem lepiej - rzekła oburzona.
- Nie! - niemalże krzyknął - To znaczy ja się tym zajmę. Proszę nie kłopotać pana Fray - odparł błagalnym tonem.
- Liczę na ciebie - mrugnęła okiem i ruszyła przed siebie. Zarzuciła włosami i opuściła luksusowy hol.

Bez skrupułówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz