XVIII

3.6K 220 2
                                    

Obudziła się o piątej rano i sięgnęła ręką do lampki nocnej aby ją zapalić. Sprawdziła czy Alex na pewno śpi. Włożyła klapki na stopy, mężczyzna poruszył się, co sparaliżowało ją na moment. Bardzo cicho wymknęła się z sypialni. Delikatnie stąpała po białych kafelkach. Rozejrzała się po salonie, ale nie znalazła tego, czego szukała. Podeszła do walizki i powoli ją otwierała, aby nie zrobić hałasu. W środku były tylko dokumenty, nic czego potrzebowała. Na barku zauważyła to czego poszukiwała. Podbiegła do sporego jak na telefon urządzenia. Na szczęście nie miał blokady. Włączyła książkę telefoniczną i wertowała nazwy kontaktów.
Sprawdziła imiona na "R", następnie nazwiska na "C". Nie znalazła. Wpadła na pomysł, aby poszukać w ostanio przeprowadzonych rozmowach. Około godziny siedemnastej Alex rozmawiał z Johansonem, Audrey oraz Frayem R. Żadne z nazwisk nie pasowało. Kim jest osoba o nazwisku takim jak Alexa i od niedawna takim jak jej. Starała się zapamiętać numer, odszukała długopis i karteczkę, kiedy za sobą usłyszała kroki. Odrzuciła natychmiast komórkę, włożyła zapisany świstek do stanika i udawała, że opiera się łokciami o barek. Nagle poczuła na swoich przeramionach zaciskanie męskich dłoni. Jej serce zaczęło bić jak zwariowane
- Nie ufasz mi? - w tym samym momencie kiedy to powiedział, rzucił nią o szklany stół. Blat rozsypał się na milony fragmentów, które podbijały i pokaleczyły jej ciało ubrane tylko w przewiewną koszulkę na ramiączka. Zapierała się dłońmi o szkła i próbowała wstawać. Alex krążył po salonie i obserwował, jak dziewczyna cała w krwi próbuję wstać, nieokalczając się jeszcze bardziej. Usiadła. Cała się trzęsła. Z prawej nogi zaczęła wyjmować duże i widoczne gołymi okiem kawałki szkieł.
- Kochanie - usiadł na kanapie i dłońmi roztrzepywał swoje włosy - nie wiedziałem, że wpadniesz na ten pieprzony stół. Skarbie - szedł w jej stronę.
- Nie zbliżaj się do mnie. Nie zbliżaj się - powtórzyła, a szczęka jej dyskotała aż roznosił się dźwięk uderzania dolnej szczęki o górną. Odwróciła się i wpisywała kod w drzwi, aby wyjść z domu, ale nie była w stanie wbić poprawnie hasła. Zrezygnowała.
- Zawiozę cię do szpitala - pobiegł po jej satynowy szlafrok i podał jej. Dziewczyna miała okaleczoną całą prawą stronę. Najbardziej nogi i plecy wokół łopatki, ramię i całą rękę. Dłoń, którą zapierała się aby wstać ociekała krwią. Nie zdołała założyć na siebie lekkiego okrycia. Więc zarzuciła je na siebie delikatnie. Była w stanie iść, ponieważ stopy zostały ochronione przez klapki. Wyszła przed dom i wsiadła do samochodu. Całą drogę gryzła swoją lewą rękę z bólu. Słyszała jak mężczyzna ją przeprasza, ale nie zwracała na to uwagi.
Weszła do szpitala sama, Alex zostawił ją przy wejściu i pojechał zaparkować samochód.
- Dzień dobry - powiedziała do przechodzącej pielęgniarki.
- W czymś pomóc - zapytała niespostrzegawcza kobieta. W tym momencie zsuneła się z jej ramion tkanina. Kobieta na ten widok wzięła głęboki oddech. Widok zasychającej krwi i wciąż krwawiących na nowo ran, wprawił ją w osłupienie.
- Ja zaraz pani pomogę - pobiegła ile sił w nogach. Annie nie okaleczyła sobie twarzy, ale miała ją całą umazaną w krwi. Stała na środku szpitala bardzo skąpo ubrana. Końcówki jej blond włosów również były czerwone.
- Proszę pani - ktoś krzyknął z końca korytarza - zapraszam tutaj, wychyliła się z sali znajoma pielęgniarka.
Ana szła powoli znacząc za sobą teren.
- Proszę tutaj usiąść - usłyszała kiedy weszła do sali. Zegarek powieszony w sterylnym pomieszczeniu wskazywał szóstą rano.
- Co się stało - zapytał starszy siwy mężczyzna.
- Wstałam w nocy, było ciemno i uderzyłam w szklany stół - zaciskała oczy z bólu i ciężko przełykała.
- I pękł - uniósł jedną brew lekarz.
- Tak - nie patrzyła w stronę biurka.
- Siostro Stern! - wrzasnął - proszę podać pani dożylnie leki przeciwbólowe. Kiedy Annie usłyszała słowo: "dożylnie" , zamarła. Oparła głowę o ścianę i zdecydowała:
- Nie chcę. Wytrzymam - odparła, ponieważ bardziej bała się igły w jej żyle niż najgorszego bólu.
- Jest pani pewna, że zniesie pani pozbywanie się tych szkieł, a później z tego co widzę zszywanie, niektórych ran.
Dziewczyna kiwnęła głową niepewnie, co oznaczało tak. Lekarz zaczął przygotowywać się. Podszedł do niej i usiadł na metalowym taborecie. Zagryzła wargę i odwróciła głowę.
- Spokojnie. Niech pani postara sie nie trząść.
Lekarz zaczął od kostki, przechodził przez łydki, kolana, udo i biodro. Starała się nie ruszać, łzy płynęły mimowolnie po jej policzkach. Najbardziej ją drażnił ją ten spray dezynfekujący, który potęgował cierpienie. Starała się myślec o czymś innym niż ból. Powtarzała zapamiętany numer telefonu. Nie pomagało.
Około godziny siódmej lekarz pozbył się wszystkich ciał obcych. Dwie rany wymagały szycia. Annie mdlała.

-Proszę poczekać na zewnątrz. Zawołałam panią za moment. Muszę z panią porozmawiać.
Wyszła z gabinetu z zabandażowaną całą dłonią, i dużymi opatrunkami na biodrze oraz ramieniu.
Na blado zielonym krześle w poczekalni siedział, w samych czarnych spodenkach i białej koszulce Alex. Miał podkrążone oczy i zmierzwione włosy.
Kobieta przeszła obok niego obojętnie i powędrowała na odział patologi ciąży, ignorując prośbę lekarza. Mężczyzna poszedł za nią, ale po chwili zgubił ją. Nie miał pomysłu, gdzie mogła iść więc poszedł sprawdzić czy po prostu nie wróciła do samochodu.
Piękna blondynka weszła na korytarz oddziału i na krześle zobaczyła śpiącego znajomego. Stanęła przed nim i cień, który na niego rzuciła, przebudził czujnie śpiącego mężczynę.
- O Boże - zmierzył wzrokiem - o mój Boże - popatrzył na jej sklejone krwią włosy i ubrudzoną twarz.
Wstał i nagle to ona musiała patrzeć w górę. Otulił ją całym sobą
- Ałć - syknęła, kiedy podrażnił jej ranę na łokciu.
- Zabiję gnoja - szepnął jej do ucha i zaczęła płakać.
- Zabierz mnie stamtąd - błagała. Coś w niej pękło, nie chciała tego potwora już zmieniać, ratować, poświęcać samej siebie.
- Gdzie on jest - odsunął ją od siebie.
- Nie. On ci zrobi krzywdę - patrzyła mu w oczy i kręciła głową.
- Gdzie. On. Jest ! - zacisnął szczękę.
- Gdy wyszłam z gabinetu to siedział na poczekalni.
- Zostań tu - schylił się, objął jej twarz w dłonie i poszedł do wyjścia.
- Roger. Błagam cię. Nie rób tego - nie zdołała za nim biec.
- Zostań - odwrócił się na moment i machnął ręką.

Bez skrupułówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz