~ 5 ~

817 64 21
                                    


•••

Nazajutrz sprzeczka z poprzedniego dnia poszła w niepamięć. Trójka przyjaciół czekała aż rozpoczną się  zajęcia z Zaklęć. Były to ulubione zajęcia Cecilly, a ona sama należała do grona najzdolniejszych uczniów piątego roku.

Profesor Abraham Ronen wmaszerował do klasy punktualnie o ósmej i od razu przeszedł do rzeczy:

– Dzisiaj będziemy praktykować zaklęcie Expulso. Czy ktoś mi przypomni jego działanie?

Dłonie Cecilly i Ominisa natychmiast wystrzeliły w górę, jednakże dziewczyna była pierwsza, a jako, że zajmowała pierwszą ławkę, profesor Ronen dostrzegł najpierw ją.

– Tak, panno Berminghton?

Cecilly wyprostowała się na krześle i wyrecytowała nauczoną wcześniej regułkę:

– Zaklęcie Expulso powoduje odpychanie o działaniu odśrodkowym. Kiedy trafi ono pomiędzy grupę osób, wszystkie zostają odrzucone w tył. Nie powoduje ono obrażeń cielesnych.

– Znakomicie. – Pochwalił ją profesor. – Skoro panna Berminghton przypomniała wszystkim działanie owego zaklęcia, proponuję byśmy przypomnieli sobie jak działa ono w praktyce.

Profesor machnął różdżką, a za jego plecami pojawiły się cztery manekiny.

Uczniowie przez kolejną godzinę praktykowali zaklęcia, które profesor Ronen uznał, że pojawią się na końcowych egzaminach. Były to niezwykle istotne egzaminy, zwane SUM'ami.

Po lekcji Zaklęć, czekały ich dwie godziny nauki teleportacji. Cecilly szczerze znienawidziła te zajęcia w monecie, kiedy przy pierwszej próbie straciła prawą dłoń. Szczęśliwie dla niej, jak i innych uczniów, którym również przydarzyło się rozszczepienie, szkolna pielęgniarka umiała temu zaradzić.

Zajęcia z teleportacji nie były obowiązkowe. Mogli brać w nich udział jedynie uczniowie od piątej do siódmej klasy, z czego ci ostatni kończyli ją egzaminem, by zyskać licencję. Dla piątoklasistów była to forma przygotowania i praktykowania tej, niezwykle trudnej, formy przemieszczania się. Z tej okazji, do Hogwartu, przybył wysłannik z Ministerstwa Magii, pod którego okiem praktykowano teleportację.

Sebastian i Ominis szybko załapali na czym teleportacja polega i nie omieszkali nie kpić przy tym z nędznych prób Cecilly.

– Jeszcze słowo, a przysięgam, że nie ręczę za siebie. – Warknęła w ich stronę po czym spróbowała się skupić na przeniesieniu się na drugi koniec pomieszczenia.

– Za bardzo się stresujesz, Cece. – Rzekł Ominis. – Nie myśl za dużo. Po prostu się teleportuj.

– Po prostu się teleportuj? – Powtórzył Sebastian z rozbawieniem. – To tak jakbyś powiedział komuś aby po prostu zbliżył się do wielkiego smoka. Wyjątkowo głupia rada.

– A masz lepszą? – Zapytał Ominis, unosząc wysoko brwi.

– Nie i właśnie dlatego jestem cicho.

– Wcale nie jesteś cicho. Żaden z was nie jest, dlatego zamilczcie i pozwólcie mi się skupić. – Cecilly wyglądała na przerażoną, a zarazem rozzłoszczoną.

Obaj przyjaciele unieśli ręce w ramach kapitulacji i wycofali się pod ścianę, skąd mieli doskonały widok na Cecilly. Skrycie śmiali się pod nosem za każdym razem, kiedy dziewczynie nie udało się teleportować.

Finalnie, dopiero za dwunastą próbą, Cecilly zniknęła po czym, sekundę później, pojawiła się w innym miejscu. W dodatku w jednym kawałku. Jej radość była tak namacalna, że zarówno Sebastian, jak i Ominis uśmiechnęli się na dźwięk jej triumfalnego śmiechu.

– Coś czuję, że niebawem opanuję to do perfekcji. – Oznajmiła dumnie, kiedy się do nich zbliżyła.

– Niewątpliwie. – Przyznał Sebastian.

•••

Mijały tygodnie, a Cecilly faktycznie coraz lepiej radziła sobie z teleportacją. Słoneczne chwile  ustąpiły szarym i deszczowym dniom. W takich momentach rozpoczynało się odliczanie do zimy. Z utęsknieniem wyczekiwano pierwszego śniegu.

Trójka przyjaciół spędzała dni na wylegiwaniu się przed kominkiem oraz nadrabianiu zaległości. Kiedy Ominis pomagał Cecilly z Eliksirami, Sebastian wymykał się z dormitorium w towarzystwie Yvette.

– Nie ciekawi cię co oni knują? – Zapytała pewnego dnia Cecilly.

– A czy koniecznie muszą coś knuć? – Ominis wydawał się być rozbawiony. – Może po prostu wpadli sobie nawzajem w oko?

Dziewczyna prychnęła na te słowa i rzekła:

– W takim razie do długiej listy wad Sebastiana powinnam dodać jeszcze kiepski gust.

– Opisz mi ją.

To zdanie często padało z ust Ominisa. Wnet Cecilly lub Sebastian szczegółowo opisywali mu daną osobę, przedmiot lub pomieszczenie. Mogłoby się wydawać to żmudnym zajęciem, jednakże im to nie przeszkadzało. Cieszyli się, że przynajmniej w ten sposób mogą opisać przyjacielowi otaczający ich świat.

Jednak w przypadku Yvette, Cecilly opisała ją w kilku słowach:

– Średniego wzroku. Blondynka. Piwne oczy. Sympatyczna twarz. Fałsz w oczach. Nieszczery uśmiech...

– Cece. – Przerwał jej Ominis. – Chyba nieco się zapędziłaś.

– Nigdy niewiadomo. – Odparła, wzruszając beztrosko ramionami.

Cecilly robiła dobrą minę do złej gry. W rzeczywistości była rozeźlona. Nie podobało jej się, że Sebastian spędza tak dużo czasu, sam na sam, z Yvette. Ciekawiło ją co takiego wyprawiają. W głowie tworzyła przeróżne scenariusze, z czego każdy kolejny był coraz gorszy. Czasami, kiedy tak rozmyślała na ich temat, wzdrygała się z powodu wymyślonych wizji. Zakładała wszystko, oprócz tego co faktycznie działo się pomiędzy Sebastianem, a tajemniczą Yvette.

•••

Zaklęcie niewybaczalne • Sebastian Sallow Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz