~ Epilog ~

934 78 55
                                    


•••

Starsza kobieta siedziała na bujanym krześle i obserwowała z tarasu poczynania małego, czteroletniego chłopca. Chłopiec latał po dużym ogrodzie na zabawkowej miotle, podśpiewując przy tym wesołą piosenkę.

– Uważaj na kwiaty! – Zawołała, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą.

Nagle usłyszała dźwięk, towarzyszący teleportacji, a chwilę później na tarasie pojawiła się druga kobieta. Znacznie młodsza, która z czułością spoglądała na czterolatka.

– Chłopak za chwilę zrobi sobie krzywdę. – Starsza kobieta wstała z krzesła. – Nieroztropnym było kupowanie mu tej przeklętej miotły.

Cecilly zbyła jej słowa machnięciem ręki. Zaśmiała się głośno, kiedy chłopiec zerwał w locie tulipana.

– Niech się bawi. – Oznajmiła ze wzruszeniem ramion. – Od tego jest życie, mamo.

– Skoro tak mówisz. – Mruknęła pod nosem Charlotte, jednak uśmiechnęła się, kiedy chłopiec przyniósł tulipana i wręczył go jej, mówiąc:

– To dla ciebie, babciu. Następnym razem zerwę ich więcej i zrobię ci bukiet.

– To bardzo miłe z twojej strony, ale wolałabym abyś zrywał dla mnie kwiaty z ogrodu rodziców, a nie mojego własnego.

Chłopiec zaśmiał się radośnie i podbiegł do Cecilly, która przytuliła go na powitanie.

– Mamo! – Rzekł z entuzjazmem. – Widziałaś jak latałem? Jak pójdę do Hogwartu to dołączę do drużyny Quidditcha. Będę najlepszy!

Cecilly wzięła chłopca na ręce i zapytała:

– Na jakiej pozycji chciałbyś grać?

– Będę obrońcą albo...

– Cecilly! – Obruszyła się Charlotte, spoglądając na nią surowo. – Nie powinnaś się przemęczać i go podnosić. Szczególnie teraz, będąc już w ósmym miesiącu ciąży.

Cecilly wywróciła oczami, posyłając swojej matce figlarny uśmiech. Odstawiła syna na ziemię, mówiąc:

– Pożegnaj się z babcią. Wracamy do domu.

– Do zobaczenia. – Rzekł pospiesznie chłopiec, który już ciągnął Cecilly ku drzwiom.

– Do zobaczenia, Sebastianie. Ty mały łobuzie.

•••

W domu czekał na nich Ominis, który na dźwięk głosu syna uśmiechnął się i pochwycił go w ramiona, unosząc do góry.

– Jak ci minął dzień?

– Fajnie. Babcia Charlotte upiekła mi karmelowe ciasteczka. Zjadłem wszystkie.

– Domyślam się, że nie jesteś głodny i nie potowarzysz mi i mamie przy obiedzie.

– Nie. – Odparł krótko Sebastian po czym przebiegł przez salon i wybiegł na zewnątrz domu.

Cecilly odwiesiła płaszcz na wieszak i zbliżyła się do Ominisa. Pocałowała go czule na powitanie i oparła głowę na jego ramieniu, spoglądając na syna, który już bawił się w ogrodzie.

– Żywiołowy, jak jego imiennik. – Oznajmił Ominis z uśmiechem. – Sebastian byłby zachwycony, gdyby mógł poznać swojego wujka.

– Kiedyś mu o nim opowiemy. – Cecilly położyła rękę na swoim brzuchu. – Im obojgu.

– Powinniśmy tylko pominąć te momenty ze szlabanami i wymykaniem się późnymi wieczorami do Hogsmeade. – Dodał mężczyzna, obejmując żonę ramieniem.

– Zdecydowanie.

Wieczorem, kiedy Sebastian zasnął, Cecilly weszła do salonu, w którym przebywał Ominis. Stanęła w progu drzwi i przyjrzała się mu uważnie. Uśmiechnęła się pod nosem. Mimo upływu lat, wciąż mocniej biło jej serce, kiedy tylko na niego spoglądała.

Ominis zwrócił głowę ku niej i oznajmił:

– Anne wpadnie do nas jutro z Williamem. Zrobię obiad, a wieczorem udamy się na cmentarz.

Cecilly usiadła obok niego na kanapie. Objęła go ramionami i wtuliła się w jego tors.

– Znowu będzie namawiać mnie, byśmy nazwali córkę Matilda. – Rzekła z rozbawieniem.

– Ma sentyment do profesor Weasley. Choć my niekoniecznie...

– Nie po tych wszystkich, niesprawiedliwych, szlabanach. Czasami śni mi się po nocach, jak stoi nad nami, kiedy we trójkę zbieraliśmy odchody Hipogryfów... – Cecilly zmarszczyła nos, na samo wspomnienie tego szlabanu, a Ominis parsknął śmiechem.

– Pamiętasz jak Sebastian wlazł w te odchody? – Zapytał po chwili z szerokim uśmiechem.

– Smród unosił się za nim przez cały dzień. – Cecilly również się uśmiechnęła.

– Powinniśmy użyć odchodów Hipogryfa jako nawóz do kwiatów przy jego nagrobku. – Zasugerował Ominis. – Na pewno doceniłby ten niewinny żart.

Cecilly przyznała mu rację z rozbawieniem po czym dodała:

– Uśmiałby się, gdyby mógł to teraz usłyszeć.

– I stwierdziłby, że ma na nas dobry wpływ, wszak dzięki niemu mamy tak świetne poczucie humoru.

Teraz, po wielu latach, na nowo byli w stanie wracać wspomnieniami do czasów ich młodości. Już nie sprawiały im bólu i nie wywoływały poczucia straty. Przynosiły im pocieszenie i radość w sercu. Mimo, że Sebastiana nie było już z nimi, to wciąż był trwałym elementem ich życia. Pielęgnowali pamięć po nim.

Czasami w życiu pojawia się osoba, która potrafi wywrócić je go góry nogami. Taką osobą, w życiu Cecilly i Ominisa, był właśnie Sebastian Sallow. Swawolny chłopak o rozbrajającym uśmiechu i z niezwykłą charyzmą.

Czasami ludzie pytali o ich przyjaźni. O przyjaźń ze skazanym, na Azkaban, mordercą. Wnet oboje prostowali się dumnie i oznajmiali pewnie:

– Był naszym najlepszym przyjacielem. Nazwaliśmy syna na jego cześć.

•••

Zaklęcie niewybaczalne • Sebastian Sallow Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz