8

111 12 1
                                    

Patrzyłam na niego a moje serce biło coraz szybciej. Każdy jego krok odbierał mi możliwość oddychania, stres był coraz większy. Jestem w samym ręczniku a on tak po prostu wszedł mi do łazienki.

-Matt...co ty tu robisz? Nie widzisz że muszę się przebrać- mruknęłam ze strachem w głosie.

Ten się zatrzymał, spojrzał na moje ubrania a potem znowu na mnie.

-Możesz się ubrać przy mnie- powiedział z cwaniackim uśmiechem.

Pokręciłam szybko głową i zaczęłam się cofać. Zatrzymałam się przy samej ścianie. Patrzył na mnie z uśmiechem.

-Wyjdź....W tej chwili wynoś się- warknęłam.

Stał już przede mnie, był tak blisko na wyciągnięcie ręki. Lekko się nachylił. Złapał mnie w talii. Jego ręce i moje działo dzielił już tylko ten cienki ręcznik. Jego rękę była coraz wyżej i wyżej. Popatrzyłam w jego zielone oczy widziałam tam satysfakcję i zadowolenie.

-Miałem ci powiedzieć że będziemy mieli za tydzień gości- uśmiechnął się- nie spodziewałem się takiego widoku- dodał lekko luzując ręcznik.

Szybko złapałam tkaninę żeby nie upadła. Jak ją puszce to zobaczy mnie nago. Miałam ochotę krzyczeć, zawołać Oliviera ale coś kazało mi milczeć. Bałam się krzyknąć, a jak mnie uderzy.

Czułam jego okropny dotyk i próbowałam się odsunąć. Jednak był silniejszy.

-Zostaw mnie- szepnęłam.

On odsunął się ode mnie. Zaczął mnie głaskać.

-Za tydzień przyjedzie nasz znajomy- uśmiechnął się.

-Super- szepnęłam.

Odwrócił się i poszedł do drzwi. Wyszedł a ja się szybko ubrałam. Wyszłam z pokoju. Wzięłam swój telefon, poszłam na dół. Szybko wyszłam z domu. Jest tylko prawie jedenasta wieczorem a ja sobie gdzieś idę. Ale jestem mądra.

Poszłam na spacerek do lasu. Szłam ścieżką nawet nie włączyłam latarki. Nie chce tam wracać, nie chce mieszkać z nimi. Minęły już ponad dwa  tygodnie od kiedy wyjechałam z Los Angeles.
Tak bardzo chcę wrócić do nich. Chce być w moim prawdziwym do domu z przyjaciółmi. Chce też odwiedzić Liam'a na cmentarzu. Tak bardzo  chciała bym  żeby żył.

Ciekawe jacy goście, kto taki ważny przyjeżdża że musiał mi to powiedzieć kiedy stałam na środku łazienki w samym ręczniku. Ja nie wiem do czego ten człowiek zmierza ale mam go dość.

Chce do domu. Do Dylana, Luka , Asher'a i Bruna. Mam dość siedzenia tu z tymi baranami. Tak bardzo chcę do mojego Los Angeles.

Usiadłam pod drzewem i próbowałam się uspokoić. Nie będę płakać przez tego debila nie będę. Gdy tylko wróce muszę się umyć, czuje jego dotyk na skórze a to jest okropne uczucie.

Usłyszałam dzwonek telefonu, szybko odebrałam nie patrząc kto dzwoni. Miałam nadzieję że to Dylan albo któryś z chłopców. Ale w słuchawce usłyszałam głos brata. Kazał mi wracać. Nie chętnie ale posłuchałam go. Jednak nie rozłączyłam się. Fakt że go słyszę trochę mnie uspokajał. Nie wiem dlaczego ale tak było.

O chwilę przed trzecią byłam już w domu. Aiden i Matt gdzieś poszli. Olivier czekał na mnie a Ethan spał na kanapie.

Moje wyjście przerwało ich małą imprezę. Jaka szkoda. Oliver odrazu chciał mnie ochrzanił a potem pozwolił iść do pokoju.

Oby tylko wszechwiedzący Bruno się o tym nie dowiedział. Co ja gadam on już wie. Nie no przesadzam....guru jebane. Nigdy nie wiadomo czy już wie czy jeszcze nie. Czy wrócić do domu na luzie czy bać się pogawędki.

Tak jak wcześniej mówiłam najpierw chce się znowu umyć. Wzięłam jednak tym razem szybki prysznic, ubrałam się i poszłam na łóżko.

Sen przyszedł szybciej niż myślałam.

*******

Rano byłam tak nie wyspana że nie chciało mi się wstawać z łóżka. Myśl że muszę się podnieść i iść to tych idiotów była tak męcząca że prawie zasnęłam z przemęczenia.

Ale gdy Etan krzyknął na cały dom że przyjechał jakiś chłopak...do mnie. Myśl że to któryś z Los Angeles szybko wstałam i ubrałam się. Zeszłam na dół a w drzwiach stał Leon.

Boże zrobiłam sobie nadzieję że to Dylan albo Asher ewentualnie Luka. A to tylko ten baran. Znaczy lubię go, jest spoko ale....jakoś jego wizyta nie sprawiła mi radości.

Ale zaraz...skoro odważył się przyjechać gdzieś gdzie są jego wrogowie to coś musiało się stać. Ja i Leon wyszliśmy z domu.

Wyjaśnił mi że mój brat pojmał i zabił pięciu moich ludzi. Okradł mnie z kasy i towaru. Jak się wkurzyłam. Byłam jak chodząca bomba zegarowa. Kazałam Leonowi zawieźć mnie do stadniny. Spotkałam tam Will'a.

Ja i ten chłopak znowu wybraliśmy się na wspólną przejażdżkę. Miło się z nim jeździ. I dowiedziałam się że Bruno kupił mi Mistral'a tak jak go prosiłam. Gdy tylko wróce do domu każe zawieźć go do mojej stadniny. Nie mogę się doczekać.

Gdy Will musiał wracać do pracy ja stwierdziłam że pora wracać do domu. Gdy tylko weszłam usłyszałam milon pytań dotyczących Leona. Oczywiście na nie nie odpowiadałam. Nie miałam zamiaru się im tłumaczyć ale wiem że jak Matt mnie o to spyta kiedy będziemy sami to ku kurwa odpowiem na każde pytanie.

Od Dylanek 😈:
Jak dzień młoda?

Uśmiechnęłam się widząc wiadomość od przyjaciela.

Do Dylanek😈:
Nie najgorzej. Ale mam mały problem. Za tydzień mają być jacyś goście i to może być Dragon

Od Dylanek😈:
O cholera. Przecież to mogiła. Musisz uważać.

No co on nie powie. Na prawdę? Uważać? No nie wiedziałam. Myślałam że mam dać się zabić. Dobrze że mnie oświecił.

Do Dylanek😈:
Kiedy przyjedziesz?

Od Dylanek😈:
Przy pierwszej okazji. Muszę kończyć Asher mnie goni.

Do Dylanek😈:
Dlaczego?

Od Dylanek😈:
Zrobiłem mu kawę, wbiłem tam jajko. A on jak zawsze wypił całą na raz i zorientował się trochę za późno. Paaa

Zaczęłam się śmiać jak głupia. Dała bym wszystko żeby tam teraz być.

Już nie odpisywałam bo na wiadomość od niego muszę sobie poczekać. Asher tak łatwo nie odpuści.

Tęsknie za tymi kretynami. To dzbany ale kochane dzbany. Moi przyjaciele. Dobra Bruno nie jest kretynem ani dzbanem on jest jebanym geniuszem.

Tęsknie za nimi. Nigdy tak bardzo za nikim nie tęskniłam.

Patrząc na pryzmat czasu pójdę na cmentarz i odwiedzę rodziców. Tak to jest w sumie dobry pomysł.

A może jednak nie...nie wiem w sumie. Jeszcze się nad tym zastanowię. Ale chyba powinnam ich Odwiedzić skoro już tu jestem.

Dark Angel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz