Rozdział XX

218 19 18
                                    


Arvin torturowany i wyjawiający miejsce ukrycia pieniędzy, grupa mugolskich chłopaków, wchodzących do niego jako złodzieje, a wychodzących jako mordercy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Arvin torturowany i wyjawiający miejsce ukrycia pieniędzy, grupa mugolskich chłopaków, wchodzących do niego jako złodzieje, a wychodzących jako mordercy... Jego mama...

Budziła się i nie wiedziała, czy krzyczała naprawdę czy tylko w swojej głowie. I choć wydawało się jej, że nie zaśnie, zapadała znów w koszmarny sen. I kolejny. I następny. I wszystkie były jak fale na morzu – po jednej nieuchronnie nadchodziła druga i Hermionie nie pozostawało nic innego, jak łapać oddech i wyskakiwać w górę, by utrzymać się na powierzchni.

Patrząc po każdej z nich na zegarek nie widziała końca i coraz bardziej bała się, że z którąś kolejną jej się nie uda, że zabraknie jej sił i następna przykryje ją i pociągnie w odmęty szaleństwa.

Lecz po sztormie zawsze przychodzi spokój i teraz również nadszedł. Nad samym ranem fale zaczęły się wyrównywać, wygładzać, jej sny się zmieniły i pojawił się w nich profesor Snape.

Wśliznął się dyskretnie, z surową elegancją, jaką w nim odkryła i powiedział, że chce pomóc jej się uspokoić. W typowy dla niego sposób, uznała, gdy kazał jej recytować dwanaście sposobów wykorzystania smoczej krwi. Ale to zadziałało. Jej wyszkolony umysł natychmiast skupił się i zaczęła je wymieniać, szukając w jego twarzy potwierdzenia.

I dostała je, Merlinie, jeszcze jak! Jego spojrzenie spoczęło na jej ustach i gdy spijał z nich odpowiedzi, wyglądał jakby rysował je w myślach, smakował wzrokiem, kosztował bez dotyku. A potem zsunął je niżej... I niżej... I niżej... Każde słowo odmierzało kolejny cal na jej ciele, przeszywając na wskroś, rozpalając i budząc w niej coś, coś prymitywnego, porywającego i zniewalającego jednocześnie, aż nie marzyła o niczym innym niż żeby mu się poddać.

Gdy zabrakło jej głosu, wrócił wzrokiem do jej oczu. Wzrokiem niczym czarna, aksamitna noc, ciężkim i pełnym namiętności. Przyłożył jej rękę do pierwszego guzika surduta i pochyliwszy się wymruczał głosem, od którego przeszły ją dreszcze:

- „Dalej".

Jego słowo było rozkazem. Było wszystkim. Gdyby tylko poprosił, poszłaby za nim na koniec świata.

Męskie dłonie ruszyły śladem wzroku, kusząc, obiecując i sprawiając że krew zawrzała pod jego palcami, szept aprobaty odkrywał krawędź jej ucha, puls na szyi... I teraz to guziki odmierzały słowa, słowa zaś odmierzały każdy cal na Jego ciele.

Aż do końca.

- „To wszystko?" – spytał, gdy urwała.

- „Teraz ty mi powiedz. Mówiłeś mi kiedyś, że nie interesuje cię moja wdzięczność".

- „Domyśl się".

- „Powiedz".

- „Powiem" – poczuła jak osunęła się miękko do tyłu, a on osunął się za nią. – „I pokażę".

HGSS Trzeci Raz - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz