Rozdział XIX

215 18 17
                                    


spalonego tłuszczu i skrzywił się

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

spalonego tłuszczu i skrzywił się. – Gus, na Allaha, ty czasami sprzątasz?!

Gus przełknął zaskoczenie i uśmiechnął się, prostując.

- Dobry wieczór – powiedział uprzejmie. – Owszem, zamierzałem. Właśnie po kolacji. Chcesz się załapać? Jeszcze trochę zostało.

Dris zerknął na patelnię i skrzywił się jeszcze bardziej.

- Nie. Chcesz coś?

Starszy czarodziej wstał i podszedł zerknąć na zakupy. Dris nie chciał kupować wszystkiego na raz, żeby nie przyciągać niczyjej uwagi, więc wczoraj przyniósł mu tylko chleb, trochę wędliny i sera oraz mleko. I zapomniał o notatkach. Przeglądając zawartość toreb Gus stwierdził, że tym razem też o nich zapomniał. Niech cię szlag trafi i nie tylko.

- Owszem. Notatki – szturchnął palcem w pierwszą półprzeźroczystą torbę z jakimś dziwnym, niczego nieprzypominającym rysunkiem. – Prócz jedzenia chciałbym też móc popracować nad planami.

Wzniósłszy oczy ku niebu Dris westchnął ciężko. Ani wczoraj, ani dziś nie miał głowy do tych szpargałów. Wczoraj wyszedł z Ministerstwa dopiero po dziewiątej wieczorem i to było trochę za późno na wizytę u Hermiony. Dziś nie dane mu było nawet wyrwać się na obiad, bo ciągle ktoś coś od niego chciał i na każdą osobę, która wychodziła z jego gabinetu zjawiały się kolejne dwie lub trzy. Jak szarańcza. Jego entuzjazm co do tej części planu spadł szybciej niż temperatura na pustyni po nastaniu nocy. Wreszcie uciekł po ósmej, tylko po to, żeby odkryć, że u Hermiony ktoś już był. 

Siedzieli w salonie, ale zaglądając od ulicy Drisowi nie udało się nic dostrzec – firanka czy zasłona wszystko przesłaniała i widział tylko czasem niewyraźne poruszające się kształty. Gdyby to była jakaś inna kobieta, albo nie zależało mu tak na niej, wpadłby do niej już dawno, czy spróbował wśliznąć się do jej jaźni, ale to zniszczyłoby wszystko, co sobie zaplanował, więc tylko powtarzał pod nosem wszystkie najgorsze klątwy Francuzów i Anglików jakie kiedykolwiek usłyszał i czekał*. Aż do niedawna.

Jedna z sylwetek ruszyła w stronę wyjścia, a chwilę później zaświeciło się światło na klatce schodowej. Dris wbił wzrok w drzwi wejściowe do budynku i czekał, lecz sekundy mijały, układały się w minuty i nikt nie wychodził. Co znaczyło, że albo był to jakiś sąsiad czy sąsiadka, albo wyszedł na tylne podwórko, żeby się deportować. Czyli był magiczny. Jeśli to był mężczyzna, był już trupem – to jedno Dris wiedział z całą pewnością.

Odczekał jeszcze chwilę, po czym zajrzał do sklepu nocnego niedaleko, wepchnął do toreb co nawinęło mu się pod rękę i musiał się powstrzymywać, żeby nie zabić sarkastycznego sprzedawcy.

Przy tym wszystkim notatki Gus mógł sobie wsadzić tam, gdzie nawet światło księżyca nie dociera.

- Ty układałeś prawie cały plan, robiłeś wszystkie notatki, nie powiesz mi chyba, że nic z tego pamiętasz, co? – prychnął. 

HGSS Trzeci Raz - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz