Rozdział XIV

256 17 20
                                    


między jej palcami, a na piaszczystym dnie igrały jasne załamania fal

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

między jej palcami, a na piaszczystym dnie igrały jasne załamania fal. Merlinie, nawet oddychała głębiej niż zwykle.

To był efekt całych dwóch dni spędzonych na kupionym rok temu katamaranie rodziców. Oboje ostrzegali ją, że przesadza, ale oczywiście ich nie posłuchała, bo wszystko co widziała było tak piękne, tak wspaniałe, tak... INNE od tego, co znała, tak... MAGICZNE, że nie była w stanie powstrzymać się, by po jednej długiej sesji snorkelingu* nie wejść do wody jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze...

Całe szczęście, że chociaż nasmarowałaś się porządnie kremem z filtrem! Dzięki niemu oraz czarodziejskiej maści na oparzenia tylko trochę piekła ją skóra na czole, a jaśniejszy ślad po masce do nurkowania był praktycznie niewidoczny. Za to masz ślady po kostiumie kąpielowym w bardzo interesujących miejscach. Których na szczęście nikt nie ogląda, prychnęła z rozbawieniem. Właśnie dlatego leżała na brzuchu, a nie na plecach. Jak zwłoki. Nie, stop, zwłoki leżą na plecach.

W każdym razie tak się czuła. Bolały ją też trochę szczęki i mięśnie policzków od zaciskania warg dookoła ustnika rurki, żebra od oddychania w inny sposób i wciąż miała lekką gorączkę.

W zasadzie aż do powrotu do domu nie zdawała sobie sprawy JAK BARDZO była wykończona, pewnie dlatego, że w Australii była ustawicznie zajęta, lecz gdy wylądowała na swoim łóżku, zmęczenie wreszcie ją dogoniło. Ogarnął ją dziwny bezwład, któremu poddała się z szokującą łatwością i leżała, wpatrując się w pomiętą serwetkę-świstoklik na podłodze, niezdolna się ruszyć, czy nawet zebrać myśli. Po prostu miała ochotę tak zostać i... czekać, obojętnie na co.

Dopiero jakieś dobre pół godziny później udało się jej ruszyć. Przywołanie Patronusa przyszło jej całkiem łatwo, gorzej było z wyraźnym mówieniem.

- Dzień dobry, panie profesorze. Moglibyśmy się spotkać. Mam pewien pomysł - powiedziała płaskim głosem do siedzącej przed nią Wydry i dodała: - W ciągu dnia pracuję, więc może spotkamy się wieczorem...?

To było koło trzynastej i do tej pory wciąż nie dostała odpowiedzi.

Pomysłu tak naprawdę nie miała, ale takie coś przyszło jej do głowy w Australii, gdy zastanawiała się nad ich kolejnym spotkaniem i teraz powiedziała to całkiem odruchowo. Spotkania w planach też nie było i to ją trochę gnębiło – miała wrażenie, że ich układ jest strasznie... jednostronny. Że to zawsze ty inicjujesz każde z nich, masz jakieś propozycje czy informacje.

Tym razem nic nie miała, ale za to miała nadzieję, że coś zdąży jej przyjść do głowy, jak wreszcie uda się jej zebrać myśli. Póki co po prostu... miała pretekst.

Gdy w piątek czekała, aż rodzice wrócą z pracy zajrzała do „Ostatecznego Zwycięstwa", które im kupiła, a w którym na końcu była krótka bibliografia kluczowych postaci Drugiej Wojny i sprawdziwszy datę urodzenia Severusa Snape'a wyliczyła, że teraz jest między nimi tylko dziesięć lat różnicy. Gdybyś przesadziła z cofaniem się w czasie jeszcze trochę, wyszłoby tak, jakbyś chodziła do Hogwartu razem z nim! Ta myśl ją rozśmieszyła, szczególnie gdy stwierdziła, że w takim wypadku przeklęłaby kilka osób, czego oczywiście nikt by nie rozumiał. Pięć, jeśli chodzi o ścisłość, choć do tego nie mogła przyznać się przed Harry'm.

HGSS Trzeci Raz - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz