Rozdział I

585 34 54
                                    


Eliksir spokoju należał do trudniejszych w programie dla piątej klasy, lecz biorąc pod uwagę etap warzenia, na jakim byli uczniowie była szansa, że uda im się go uwarzyć sporo przed końcem drugiej lekcji

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Eliksir spokoju należał do trudniejszych w programie dla piątej klasy, lecz biorąc pod uwagę etap warzenia, na jakim byli uczniowie była szansa, że uda im się go uwarzyć sporo przed końcem drugiej lekcji. I zdąży zadać im porządną pracę domową.

Zajrzał właśnie do jednego z kociołków i prostując się poprawił poły szaty, gdy ktoś załomotał do drzwi, otworzył je szarpnięciem i wpadł do klasy.

W jednej chwili przestał tłumić lekkie poirytowanie, które odczuwał od rana i już zamierzał warknąć, gdy słowa zamarły mu na ustach – nie dlatego, że rozpoznał Dawida Pratchetta, jednego ze swoich Ślizgonów, ale na widok przerażenia malującego się na jego twarzy.

Chłopiec rozejrzał się po pomieszczeniu, wyłowił go spośród uczniów i postąpił do przodu.

- Panie profesorze...! – wydyszał. – Proszę... To ważne... Może pan ze mną...

Snape uciszył go uniesieniem ręki i podszedł kilkoma długimi krokami.

- Pratchett. Wyjaśnij – rzucił krótko. I lepiej, żebyś miał naprawdę poważny powód.

- To... Steve nie... - usta chłopca zadrgały, zachłysnął się i zacisnął oczy. – Profesor Granger próbowała mu pomóc.... ale... - potrząsnął głową i popatrzył na swoje stopy. – Proszę, chodźmy...

Ale CO. Do poirytowania dołączył niepokój, Snape skrzywił się i pochylił nad nim.

- Ale?

- Ale um-umarł... - wyszeptał.

Snape potrzebował trzech sekund, by przyswoić tę wiadomość. Trzech długich sekund, w trakcie których coś w nim zamarło, po czym wybuchło zrozumieniem.

Gwałtownym ruchem obrócił się w stronę klasy i spojrzał na uczniów takim wzrokiem, że rozmowy ucichły jak za machnięciem różdżki.

- Muszę wyjść – oznajmił cichym tonem, lecz był pewien, że słyszą go wszyscy obecni. – I nie wiem, kiedy wrócę. Za to wiem, na jakim etapie warzenia jesteście. A jak wrócę i choć jedno z was nie poczyni odpowiednich postępów, Hufflepuff i Ravenclaw pożegnają się z dziesięcioma punktami. Od każdego z was, co nam daje... trzysta trzydzieści punktów od KAŻDEGO z Domów. Więc sugerowałbym Nie. Tracić. Czasu. – Po czym machnięciem różdżki otworzył drzwi i rzuciwszy „Pratchett, za mną" wyszedł.

W trakcie jego przemowy Krukoni i Puchoni pobledli i odruchowo wyprostowali się niemal na baczność. Ledwie drzwi zatrzasnęły się z hukiem, wszyscy rzucili się do pracy i kroili, siekali ingrediencje i mieszali w kociołkach o wiele staranniej niż mając za plecami profesora Snape'a.

Snape szedł tak prędko, że truchtający koło niego mały Dawid Pratchett musiał co chwila podbiegać, by za nim nadążyć.

- Jest w klasie czy w Skrzydle Szpitalnym? – rzucił, wchodząc po dwa schody na górę.

HGSS Trzeci Raz - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz