Rozdział XII

287 22 2
                                    


Znikąd sypnął tuman gorącego, rozpalonego słońcem piasku

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Znikąd sypnął tuman gorącego, rozpalonego słońcem piasku. Niewielki lej porwał go i od razu nabrał mocy, przemieniając się w wir. Przez chwilę masa piasku obracała się grubymi splotami na wysokości metra, gdy wtem huraganowy wiatr szarpnął wszystkim dookoła: zasłonami, obrusem na stoliku oraz derką zakrywającą łóżko, rozbujał dziko żyrandol, nie porwał ich jednak, lecz dołączył do wiru. Sploty momentalnie pocieniały i wystrzeliły aż pod sufit, a do głośnego szumu doszedł ostry, rozdzierający zgrzyt, gdy olbrzymia moc miażdżyła drobiny piasku, mieląc je na pył.

Wszystko skończyło się równie nagle jak zaczęło; Dris uniósł rękę, jakby się nią osłaniając, wir cisnął pył dookoła, omijając Araba i rozsypał się, malując brązową spiralę na podłodze. Ni to pamiątkę tego, co ustało – ni to zwiastun czegoś, co nadchodziło.

Bo w tym samym momencie w środku spirali coś zamajaczyło. Wyglądało jak niewyraźna mgła, która popłynęła do góry i nagle pojawiły się w niej dwa żarzące się punkciki.

Oczy najpotężniejszego z arabskich dżinnów.

Jeśli w tym momencie myślicie o dobrym duszku, wyłaniającym się z lampy i spełniającym Wasze trzy życzenia to bardzo się mylicie. Prócz dobrych dżinnów istnieją też złe: ghule oraz ifryty i zwłaszcza te ostatnie, powstałe z ognia bez dymu, są wyjątkowo okrutne. Ten zaś należał do najbardziej przerażających ifrytów całego arabskiego świata.* Te dobre dżinny, pomagające ludziom można jeszcze sobie podporządkować, ale żaden ifryt nigdy nie służył człowiekowi.

Do czasów Drisa.

Jeszcze jako młody chłopak, posługując się starymi zakazanymi praktykami zwanymi sihr, otworzył przejście do świata dżinnów, odnalazł najbardziej nikczemną wspólnotę ifrytów potrafiącą posiąść ludzkie serca, umysły i dusze i złożył im ofertę: oddał własną duszę i zaproponował własne ciało jako gościnę w zamian za pomoc w objęcie w posiadanie wybranych ludzi.

Z czasem lista „wybranych" rozrosła się, arabscy czarodzieje i mugole zdali sobie sprawę z tego, co się dzieje i ruszyli w pogoń za... człowiekiem bez twarzy, imienia oraz nazwiska.

- Salām – powiedział Dris, skłaniając lekko przechyloną na bok głowę, po czym z trudem przełknął ślinę, bo od gorąca zaschło mu w ustach i ciągnął po arabsku: - Byłeś dziś nad wyraz powściągliwy, więc spotka cię nagroda.

Czasem ifryt nie był mu do końca posłuszny i ofiary bardzo szybko zdawały sobie sprawę z ich obecności, zaś kiedy Dris musiał w końcu je zabić, nie zawsze odbywało się to tak, jak powinno.

To i fakt, że nawet z uległym ifrytem mógł posiąść ludzi na ograniczony czas był powodem, dla którego nie chciał tego robić z Hermioną.

A już tym bardziej teraz, kiedy ją poznałeś.

Z pudełka, które trzymał w szafce przy łóżku wyjął kilka daktyli. Ledwie potarł palcami prawej ręki o kciuk, w dłoni pojawiła się dżambia. Skrzywiwszy się tylko odrobinę naciął nią dość płytko lewe przedramię – nóż był bardzo ostry i nie sprawiało to wielkiego bólu, ale też nie należało do przyjemności. Ścisnął nacięcie kilka razy, żeby rana zaczęła mocno krwawić, unurzał daktyle we krwi i wyciągnął je w stronę dżinna.

HGSS Trzeci Raz - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz