Zastanawialiście się kiedyś, czy można zakochać się w kimś tak bardzo, że myślicie tylko o tej osobie, śledzicie każdy jej ruch, a kiedy widzicie na jej twarzy uśmiech to pojawia się on także na waszej? Ja nigdy w to nie wierzyłam, nie mogłam pojąć jak można być wpatrzonym tylko w jedną osobę, bezgranicznie jej ufać i nigdy, przenigdy nie zwątpić w to uczucie.
Wszystko zmieniło się pewnego letniego dnia. Obudziłam się bardzo wcześnie, co nie zdarzało się często podczas dni, w które mogłam wylegiwać się w łóżku do późnego południa czytając książki albo leżąc ze słuchawkami w uszach, słuchając ulubionych piosenek czy głaszcząc kota, który niemiłosiernie grzał mi nogi, leżąc mi na kolanach. Obudziłam się wcześnie, bo pierwszy raz od bardzo długiego czasu przyśnił mi się koszmar. Zazwyczaj nie śniłam o niczym, a jeśli już jakieś obrazy pojawiały się podczas snu, były one ciekawymi, zabawnymi, czasami niesamowicie irracjonalnymi wydarzeniami. Jednak nigdy nie były one tak przerażające. Budząc się, koszmar rozpływał się w mojej podświadomości, chociaż wrażenie lęku utrzymywało się jeszcze przez dłuższą chwilę. Leżałam z zamkniętymi oczami, bo aż wstyd przyznać, ale każdy cień w półmroku pokoju wydawał mi się podejrzany. Uwielbiam horrory, ale nie w realnym życiu. Przekręciłam się na drugi bok, starając się zasnąć, ale moje ciało jakby rwało się do wstania, zejścia na dół i zjedzenia płatków z zimnym mlekiem. Przezwyciężając chory strach, wstałam, jednak zamiast do kuchni, weszłam do łazienki i przekręciłam od środka klucz. Zrzucając z siebie spodenki i obszerny t-shirt przekręciłam kran, po czym weszłam pod prysznic, który idealnie potrafił mnie obudzić nad ranem, rozluźniając mięśnie i delikatnie muskać mnie strumieniami wody po plecach. Dziękowałam za to, że ktoś kiedyś wpadł na genialny pomysł obudowania ścian łazienki materiałem wygłuszającym dźwięki, co pozwalało mi zapomnieć o prawdopodobieństwie obudzenia kogoś w domu. Po jakimś czasie, kiedy letnia woda pozwoliła mi się do końca przebudzić, owinęłam się ręcznikiem i stanęłam przed lustrem patrząc na moje szaro-niebiesko-zielone oczy, które wyjątkowo wyglądały dziś na mniej zapuchnięte niż zwykle rano.
Pomalowałam rzęsy i delikatnie pociągnęłam wargi delikatną pomadką, praktycznie identyczną jak odcień mojej bladej skóry. Uśmiechnęłam się do odbicia w lustrze, bo wyglądałam o wiele lepiej niż przed porannym prysznicem. Wchodząc z powrotem do pokoju podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne legginsy i jakąś luźną koszulkę. Nie miałam na dziś żadnych planów, dlatego postanowiłam ubrać się w miarę wygodnie. Za oknem powoli się przejaśniało, widziałam jak obrzeża miasta powoli budzą się do życia. Po chwili zeszłam na dół i wyciągnęłam mleko z lodówki i zalałam nim płatki. Powoli jadłam śniadanie, zastanawiając się co mogłabym dziś zrobić. Dzwonienie do Marthy nie miało najmniejszego sensu, bo wiedziałam, że od tygodnia świetnie bawi się z rodzicami w jakimś górskim ośrodku wypoczynkowym. Byłam więc skazana na kolejny, samotnie spędzony letni dzień. Jednak zamiast wrócić na górę, do pokoju i czekać aż tata zawoła mnie na dół, żeby powiedzieć, że wychodzi do pracy, nałożyłam moje tenisówki i wyszłam z domu, zaciągając się rześkim, porannym powietrzem. Zamknęłam drzwi na klucz i schowałam go do kieszeni bluzy, którą narzuciłam na siebie kiedy poczułam lekki wiatr. Skierowałam się w stronę autostrady, a właściwie wzniesienia leżącego obok niej. Lubiłam siedzieć na trawie i z góry oglądać przejeżdżające samochody, ciężarówki, autobusy wyobrażając sobie, gdzie jadą ludzie, którzy w nich siedzieli. Wchodząc powoli na wzgórze czułam, że coś tu jest nie tak. Zawsze czułam, że to moje miejsce i tylko moje. Pod rozłożystą wierzbą, idealną na gorące dni, kiedy mogłam tu przyjść i wypocząć w cieniu. Świetną, kiedy padał deszcz i nie mógł przebić się przez gęste liście drzewa. Będąc w połowie drogi na 'szczyt' usłyszałam ciche pobrzękiwania strun gitary. Delikatna melodia w normalnych okolicznościach na pewno by mnie zaciekawiła, ale teraz byłam tylko zirytowana, że ktoś zajął moje miejsce. Po chwili zauważyłam chłopaka odwróconego plecami do mnie z gitarą opartą na jednym kolanie. Próbowałam cicho zbliżyć się na dalszą odległość, ale zdradził mnie odgłos aluminiowej puszki na którą niechcący nadepnęłam. Nieznajomy blondyn odwrócił się i spojrzał na mnie niesamowicie niebieskimi oczyma. Wydawał się być lekko rozbawiony, chociaż ja nie widziałam najmniejszego powodu do śmiechu. Chwilę po prostu się na mnie patrzył, jakby nie wiedział kto pierwszy ma się odezwać. W końcu to ja przełamałam się i powiedziałam:
-To.., to moje miejsce.
-Nie dziś, kotku - odparł i jakby nigdy nic odwrócił się i kontynuował wygrywanie delikatnej melodii. Po chwili jednak przestał i odkręcił się ponownie, po czym powiedział - Przy okazji, mam na imię Niall.