Rozdział 27

208 15 0
                                    

Odebranie ludzkiego życia nie jest czymś, co można łatwo cofnąć, tak jak melodię, kiedy naciskamy przycisk i przewijamy. Nie można cofnąć czasu, nawet jeśli bardzo byśmy tego chcieli.

Zamykałam oczy, ale za każdym razem, gdy moje górne powieki łączyły się z dolnymi, a rzęsy muskały policzki, widziałam upadającą na ziemię sylwetkę Petera.

Peter jest czyimś synem...Był, poprawiłam to słowo w mojej głowie.

Widziałam jego blade oczy, które patrząc ostatni raz na świat, który go otaczał, traciły swój charakterystyczny błysk i stawały się zupełnie matowe.

Widziałam powiększającą się plamę krwi na jego koszulce, widziałam pojedyncze, ciemnoczerwone krople skapujące powoli na ziemię i wsiąkające w nią, jakby dając znak naturze, że zginął tu człowiek.

Najgorsze było to, że gdy otwierałam oczy, to wszystko się materializowało i stawało bardziej realne.

Nie mogłam zamknąć oczu. Nie mogłam ich też otworzyć. Znalazłam się w potrzasku, cała sytuacja wykańczała mnie psychicznie, a nie minęło nawet kilka minut. Bałam się myśleć, tak bardzo chciałam, żeby to wszystko okazało się tylko koszmarem, ale wcale nie mogłam się obudzić. Powietrze wokół mnie stało się jakieś jakby cięższe.

Kilka tygodni temu przerażał mnie fakt, że całowałam się z mordercą.

Okazało się, że moje przypuszczenia były całkowicie bezpodstawne, wszystko, co sądziłam o Niallu było kłamstwem, kiedy tylko lepiej go poznałam.

Kilka tygodni temu bałam się Nialla jako najgorszego kryminalisty, który na pewno namiesza mi w życiu.

Owszem, chłopak obrócił moje życie do góry nogami, zmienił je całkowicie i może gdyby...Nie, w tej sytuacji nie było żadnego gdyby. Stało się co się stało. Teraz to on mógł pomyśleć o tym, o czym ja pomyślałam wtedy. Teraz to on całował się z mordercą.

Bałam się Nialla, a życie pokazało, że jedyną osobą, której powinnam się bać, byłam ja sama. Bez względu na to, kim byłam, zabiłam człowieka. I nic nie mogło mnie usprawiedliwić.

Człowiek nigdy do końca nie wie, do czego jest zdolny, dopóki nie zostanie postawiony w sytuacji bez wyjścia. W moim przypadku okazało się, że byłam zdolna do morderstwa.

Miałam ogień, ale zamiast podpalić wszystko inne, podpaliłam samą siebie.





Nie mogłem uwierzyć w to, co przed chwilą się tu stało. Wszystko biegło tak szybko, a jednocześnie jak w zwolnionym tempie. Co za ironia.

To nie miało tak być. W ciągu kilku sekund spieprzyło się coś, co planowaliśmy od dobrych kilku tygodni. Widocznie życie naprawdę lubi nas zaskakiwać, ale jak się okazało, nie zawsze są to dobre niespodzianki. Spodziewałem się najgorszego, owszem, ale nawet w moich licznych koszmarach nie przypuszczałem, że osoba, którą chciałem chronić, będzie musiała zamiast tego ochronić mnie.

Brzmiało to obco, jeszcze nikomu nigdy nie zależało na mnie na tyle, że byłby w stanie zrobić coś takiego.

Patrząc, jak Meg opada na kolana i kryje twarz w dłoniach, widząc potok łez spływających po jej trupio bladych policzkach, czułem jakby to moja pierś została właśnie przebita kulą. Jakby to moje własne serce rozrywano na kawałki.

Zawiodłem wszystkich, a najbardziej bolało mnie to, że zawiodłem samego siebie. Chciałem wszystko naprawić, a jedyne co udało mi się zrobić, to znowu spieprzyć wszystko, a na dodatek jeszcze pogorszyć sytuację, którą mieliśmy wcześniej.

HungerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz