Rozdział 28

190 11 1
                                    

W głowie cały czas słyszałem syreny samochodów policyjnych, jednak w rzeczywistości nikt nas nie gonił. Tak przynajmniej mi się wydawało.

Wiedziałem, że glinom trochę zajmie poskładanie wszystkich faktów, ale wolałem nie ryzykować zostawania w mieście. Gdybym był sam, to bym to zrobił, ale teraz miałem za dużo do stracenia. Mieliśmy za dużo do stracenia.

Spojrzałem na Meg, która siedziała odkręcona twarzą do okna. Nie musiałem widzieć jej oczu, żeby mieć świadomość, że są w nich łzy. Najgorsze było to, że osobą odpowiedzialną za to wszystko byłem ja sam. Nieważne, kto pociągnął za spust, ale ważne dlaczego.

Szczerze mówiąc, zupełnie jej nie rozumiałem. Na jej miejscu pozwoliłbym sobie umrzeć. Pozwoliłbym, aby Peter wbił we mnie nóż, bo nie zasługiwałem na to, żeby móc żyć. Nie po tym, co zrobiłem, co nadal robiłem. Meg poświęcała dla mnie wszystko, a ja wciąż nie rozumiałem dlaczego i nie miałem pojęcia jak się jej odwdzięczę. Chociaż chyba nawet nie mogłem, bo nie było takiej rzeczy, którą mógłbym dać jej w zamian.

Całe życie byłem tak samotny, mimo że otaczali mnie ludzie. Jednak nigdzie nie czułem się tak, jak teraz. Nawet jeśli wszystko się zawaliło i tak miałem obok siebie osobę, która sprawiła, że po raz pierwszy w życiu zacząłem coś czuć. Zacząłem przejmować się rzeczami, które zwykle były dla mnie zupełnie obojętne, nie dbałem o nic.

Moimi zasadami życiowymi było zawsze nieprzejmowanie się niczym, wolałem nie przywiązywać się do ludzi. Zawsze kiedy myślałem, że mogę komuś zaufać, on odchodził i znów zostawałem sam.

Harry nigdy mnie nie zostawił, ale widziałem, że nie jest mu łatwo. Nie pokazywał tego po sobie, ale gdyby mógł, pewnie już dawno uciekłby gdzieś, gdzie nie musiałby mi pomagać. A robił to, bo po prostu w głębi duszy był naprawdę dobrym człowiekiem.

Może ja też w głębi byłem dobry. Może w przeszłości zachowywałem się jak dupek, bo w ten sposób nie pozwalałem innym zobaczyć moich słabości, nie dopuszczałem do siebie ludzi, bo bałem się, że w ten sposób łatwiej będzie mnie skrzywdzić, sam nie wiem.

Nie mogłem być słaby, to nie wchodziło w grę.

Gdybym poddał się teraz, zniszczyłbym nie tylko siebie, ale też dziewczynę, która siedziała obok mnie i wszystkimi swoimi siłami powstrzymywała łzy, które cisnęły się jej do oczu.

Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale nie mogłem wykrztusić z siebie żadnego słowa, a przynajmniej żadnego odpowiedniego słowa.

Nienawidziłem takiej bezsilności, czułem, jakby rozsadzała mnie od środka

Westchnąłem głęboko i chyba zbyt głośno, bo Meg odwróciła głowę i spojrzała na mnie.

Nasze oczy spotkały się w jednym punkcie i nie musieliśmy nic mówić. Nasze spojrzenia wyrażały wszystko, co chcielibyśmy powiedzieć.

Meg otworzyła jednak usta, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo w mojej kieszeni odezwał się dzwonek telefonu.

Dziewczyna znów odwróciła głowę w stronę szyby, a ja odebrałem połączenie.

-Tak, słucham? - zapytałem.

-To ja - usłyszałem głos Stylesa.

Odetchnąłem z ulgą, chociaż w sumie nie wiem dlaczego. Przecież nie spodziewałem się, że zadzwoni do mnie policja.

Niall, ocknij się pomyślałem. Nie wiedziałem tylko, czy potrafię.

-Gdzie jesteście? - byłem ciekawy, czy zostali u Harry'ego, czy przenieśli się gdzieś, tak jak my. Wprawdzie ich raczej o nic nie oskarżą, ale mieli kilka rzeczy z przeszłości na sumieniu, które na pewno nie grałyby na ich korzyść i Harry dobrze o tym wiedział.

HungerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz