*dwie godziny wcześniej*
Widziałem jak trzaska drzwiami i teoretycznie powinienem się tym przejąć, ale po tym jak mnie spoliczkowała, byłem wściekły. Obudziła we mnie stronę, której za wszelką cenę chciałem się za zawsze pozbyć. Byłem już tak blisko, chciałem być taki jak wtedy, kiedy zabrałem ją nad morze...I wszystko znów się spieprzyło.
Cieszyłem się tylko, że ta scena nie miała miejsca przy moich przyjaciołach. Przejechałem dłonią po włosach, po czym mocno zacisnąłem powieki. Weź się w garść pomyślałem. To tylko zwykła dziewczyna. Trzasnęła drzwiami, jej strata, na jej miejsce będzie dziesięć innych. Najgorsze, że nie chciałem tych dziesięciu. Chciałem ją i tylko ją. Po raz pierwszy w życiu nie zgadzałem się z własnymi myślami, czułem się jakbym zwariował. I strasznie mi się to uczucie nie podobało. Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem z pokoju, wracając do salonu z uśmiechem na twarzy. Miałem nadzieję, że wyglądałem choć trochę przekonująco.
-Więc... - Harry spojrzał na mnie, lustrując mnie wzrokiem z góry na dół - Możemy kontynuować?
-Jasne - opowiedziałem - Nic się nie dzieje.
-Dziewczyna się obraziła? - spytała Ley z dość sarkastycznym uśmiechem.
-Nie twoja sprawa - odparłem ostro - Chyba nie po to się tu spotkaliśmy.
-Zgadzam się - do rozmowy wtrącił się Cliff. Ochota na żarty chyba mu przeszła, bo był nienaturalnie poważny, co zupełnie do niego nie pasowało.
Harry zabrał rękę, którą obejmował Ley, wstał z kanapy i zaczął krążyć po pokoju. Wiedziałem, że robi to, kiedy staje się nerwowy. Na chwilę zapadła niezręczna cisza, chyba żadne z nas nie wiedziało, od czego właściwie wypadałoby zacząć.
-Masz jakieś dowody? - zapytałem, zwracając się do Cliffa.
-Kurwa, Horan, mam jeszcze na tyle sprawne gałki oczne, że jestem pewny kogo widziałem.
-Wiedziałem, że jest głupi, ale nie sądziłem, że aż tak - Harry zatrzymał się na środku pokoju dotykając palcami wargi.
-Ostatnim razem niewiele brakowało - przypomniała Ley.
-Ciągle niewiele brakuje. Sprawa ucichła, ale nie zapominaj, że moje zdjęcie nadal wisi w każdym posterunku policji w okolicy - zauważyłem.
-Musimy coś zrobić, żeby to jego oskarżyli - powiedział pewnie Cliff.
-Brawo, geniuszu. A myślałeś, że po co tu jesteśmy? - brak jakiegokolwiek planu powoli zaczynał mnie irytować.
-Myślisz, że gdybyś ujawnił się i złożył zeznania, to by to cokolwiek dało? - zapytał Harry, jednak całkowicie bez przekonania.
-Słyszysz sam siebie, Styles? - każdy pomysł był coraz gorszy i coraz bardziej pozbawiony nadziei na powodzenie - Może nie zabiłem Jeremy'ego, ale prawda jest taka, że robiłem inne rzeczy. Nigdy nie byłem aniołem. I jakoś nie uśmiecha mi się wizja wydawania się policji i spędzenia kolejnych kilkunastu lat w więzieniu.
-Powinieneś wyjechać - stwierdził Cliff.
-Nie - odparłem krótko i stanowczo.
Harry uśmiechnął się, jakby chciał mi coś tym powiedzieć.
-Nie, nie chodzi o dziewczynę - szybko zaprzeczyłem.
-A kto powiedział, że właśnie o niej pomyślałem? - powiedział ze śmiechem.
Ley przewróciła oczami, wstała i stanęła obok Harry'ego z założonymi rękoma.
-Wybaczcie, że przerywam jakże ciekawą konwersację, jednak mamy coś do zrobienia.