Trzymałem ją mocno, wmawiając sobie, że jeśli na chwilę wypuszczę Meg z moich ramion, to ona gotowa jest rozpaść się niczym domek z kart pod wpływem podmuchu wiatru.
Prawdę mówiąc, podświadomie wiedziałem, że nie tylko Meg mogłaby się załamać, ale także ja sam. W jakiś sposób, gdy byliśmy razem, nic nie było w stanie nas zatrzymać.
W myślach odtworzyłem wydarzenia od momentu, gdy zorientowaliśmy się, że Meg weszła do mieszkania.
-Miałem nadzieję, że w końcu uda mi się z nią przespać - ciągnąłem podniesionym głosem, by na pewno dobiegło to do osoby, która powinna tego słuchać.
Spojrzałem na Harry'ego, który uniósł kciuk w górę, dając mi znak, że właśnie o to nam chodzi.
-Niestety, musiałem zadowolić się Lucy - wyszukałem w głowie przypadkowe imię - Wczoraj w nocy do niej pojechałem.
Spojrzeliśmy z Harrym na pluskwę leżącą na stole. Migająca dioda informowała nas, że urządzenie odbiera, nagrywa i przekazuje gdzieś dalej wszystko, co mówię.
Harry przykrył podsłuch małym, kwadratowym pojemniczkiem stworzonym z materiału, który nie przepuszczał dźwięku, a przynajmniej ograniczał go do minimum. Nie mogliśmy utopić albo wyrzucić pluskwy, bo to by spowodowało, że Trevor zacznie coś podejrzewać.
Mieliśmy już z Harrym pogratulować sobie pomysłowości i wypić po jednym piwie, kiedy usłyszałem, że ktoś jest w przedpokoju.
Spojrzałem na Stylesa ze zdziwieniem i przerażeniem, ale ten tylko bezradnie wzruszył ramionami i oboje ruszyliśmy w stronę, z której dobiegł nas odgłos, jakby ktoś płakał.
Po chwili zobaczyłem coś, co w jednej sekundzie sprawiło, że moje serce tak zwolniło, że niemal przestało bić.
Wystarczyło jedno spojrzenie załzawionych, pełnych bólu oczu, by uświadomić mi, co się właśnie dzieje.
Meg wybiegła z mieszkania, a ja zszokowany stałem, wpatrując się w punkt, gdzie jeszcze chwilę temu była dziewczyna.
-Idź za nią - ostry głos Harry'ego sprawił, że w jakiś sposób się ocknąłem i wybiegłem z budynku.
Przyjaciel zdążył wcisnąć mi w rękę kluczyki.
Meg już odjechała, zanim zdążyłem zobaczyć, dokąd pojechała, ale stwierdziłem, że gdziekolwiek by nie chciała się udać, to najpierw musiałaby wyjechać na główną drogę, więc odpaliłem silnik i pojechałem, kierując się jej śladem. Jechałem kilka minut, kiedy w końcu kątek oka zobaczyłem postać stojącą na szczycie klifu. Szybko skręciłem w bok, ryzykując wszystko.
Meg z każdym kolejnym krokiem zbliżała się ku krawędzi i obawiałem się, że może nie myśleć w tej chwili trzeźwo. Liczyły się sekundy i niemal słyszałem w głowie tykające wskazówki zegara.
Przerażała mnie myśl, że mogłem ją stracić w tak głupi sposób. Tak bardzo starałem się, by mi ufała i była bezpieczna, a w tamtym momencie zrobiłem coś zupełnie odwrotnego. Sprawiłem, że stała na krawędzi klifu, a ja byłem ostatnią osobą, której zechciałaby zaufać.
Dlaczego jak zawsze musiałem wszystko spieprzyć...
Zaparkowałem samochód i wysiadłem, po czym szybko podbiegłem do dziewczyny i załapałem ją za rękę. W ostatniej chwili przeszło mi przez myśl, ale szybko odsunąłem od siebie taką możliwość.
Zaczęła się szarpać, a ja za cel obrałem sobie, by nie wypuścić jej, dopóki się nie uspokoi i będę mógł jej wszystko wyjaśnić.
Najważniejsze, że była bezpieczna. Na razie....