Niall gwałtownie pogniótł kartkę w ręce, zwijając ją w kulkę. Zamachnął się i wyrzucił ją jak małą piłkę do tenisa tak, że doleciała prawie pod sam żywopłot. Próbowałam jeszcze dotknąć jego ramienia, ale szybko ruszył przed siebie, wychodząc przed dom.
-Chodź tutaj, skoro jesteś taki odważny, ty pieprzony skurwysynie! - krzyczał jakby oszalał.
Nawet w noc, gdy pobił Trevora, nie widziałam go tak zdenerwowanego. Wyglądał, jakby oszalał.
Stałam nadal na progu, przestraszona i zupełnie oniemiała. Bałam się podejść, bo nie wiedziałam czego się spodziewać po rozwścieczonym Niallu.
Trevor bez wątpienia działał na niego jak czerwona płachta na byka, a ja wciąż nie wiedziałam, dlaczego robił to wszystko Niallowi. Owszem, chłopak wspominał mi o tym, że byli w rywalizujących ze sobą grupach, ale musiało być jeszcze coś ważnego, co pominął.
Niall krążył po podwórzu, co chwilę przerywając ciszę wykrzykiwanymi obelgami, skierowanymi w stronę kogoś, kto prawie na pewno nie był już w okolicy.
-Niall! - krzyknęłam głośno, próbując zwrócić jego uwagę.
Przystanął prawie natychmiast, chociaż wciąż odwrócony był do mnie tyłem.
Podeszłam do niego, ale nie dotknęłam jego ramienia, bo bałam się, że w takim stanie mógłby zrobić coś, czego potem sam mógłby bardzo żałować.
Podeszwy moich butów szurały po drobnym żwirze, którym była wyłożona ziemia przed domem. Niall usłyszał, że do niego podeszłam, bo odwrócił się i wbił we mnie swój wzrok. Uderzyło mnie zimno bijące z jego oczu. Po chwili jednak zaczął intensywnie wpatrywać się w coś za moimi plecami, aby tylko nie patrzeć mi prosto w oczy. Widziałam jak w szybkim tempie jego klatka piersiowa unosiła się, po czym ciężko opadała. Niemal czułam strumienie rozedrganego powietrza uderzającego we mnie, za każdym razem kiedy serce Nialla pompowało krew.
Jedną dłoń położyłam na linii szczęki i kciukiem pogłaskałam go po policzku. Drugą delikatnie sprawiłam, by znów na mnie spojrzał. Przez chwilę czułam z jego strony opór, ale poddał się mojemu dotykowi i jego niebieskie tęczówki z powrotem wpatrywały się w moje.
-Oddychaj - wyszeptałam.
Posłusznie wciągnął nocne powietrze i wypuścił je spomiędzy swoich perfekcyjnych warg.
-Wszystko będzie dobrze - powiedziałam.
-Nie, Meg. Właśnie o to chodzi. Nic nie będzie dobrze - odparł zrezygnowany.
Cały gniew, jaki w sobie trzymał, na szczęście jakby się rozpłynął i bardzo mnie do ucieszyło. Z drugiej strony, widok Nialla, który był w rozsypce nie był najmilszym widokiem. Od dnia, w którym go poznałam wydawał mi się osobą, która nie przejmuje się niczym, bez względu na wagę sytuacji. Wygląda na to, że bardzo, ale to bardzo się myliłam.
Przypomniałam sobie, jak Josh nazwał chłopaka podczas ich spotkania w wesołym miasteczku.
-Skoro nie może być dobrze, to musimy iść do przodu właśnie pomimo tych trudności - powiedziałam, po czym uśmiechnęłam się i dodałam - Nialler.
Przytuliłam go, kiedy oparł głowę na moim ramieniu. Po chwili poczułam jego usta muskające odkrytą skórę mojej szyi.
-Niall, wróćmy do środka - powiedziałam szybko, przerywając to, co zaczął robić.
-Jesteś bardzo zmęczona? - zapytał tajemniczo, unosząc głowę.
-Nie - odpowiedziałam, bo faktycznie tak się czułam.