Trzasnęłam drzwiami, wchodząc do domu. Było zbyt wcześnie, by kogokolwiek obudzić i zbyt późno, by mi na czymkolwiek zależało. Jeden kącik mojej wargi drgnął, gdy przypomniałam sobie dotyk Nialla, kiedy ściskał moją dłoń, gdy leżeliśmy obok siebie na dachu. Niestety, półuśmiech, który na kilka sekund pojawił się na mojej twarzy w tym samym tempie z niej zszedł, gdy usłyszałam głos ojca z drugiego pokoju.
-Meg! Chodź tutaj na moment - w jego tonie nie wyczuwałam wrogości, ale wiedziałam, że to nie będzie zwykła pogawędka. I na pewno w jego mniemaniu nie miała ona trwać momentu. W moim -wręcz przeciwnie.
Wzięłam głęboki oddech i skierowałam się do salonu.
Gdy weszłam, zobaczyłam, że obok ojca siedzi na kanapie Alison, a jej mina wskazywała na to, że najwyraźniej się czymś martwiła.
-Gdzie byłaś? - nie spodziewałam się takiego pytania na samym wstępie.
Powiedzenie prawdy oczywiście nie wchodziło w grę, więc musiałam zmyślić na poczekaniu coś, co chociaż w niewielkim stopniu mogłoby uchodzić za prawdę.
-Projekt, siedziałam u Marthy, jak zwykle - odparłam i od razu tego pożałowałam, bo to wymówka, której użyłam już kilka razy i nie wydawała się być ani trochę wiarygodna.
Nie mogłam jednak wymagać od siebie jakiejś racjonalnej odpowiedzi, bo od jakiegoś czasu w ogóle nie potrafiłam myśleć logicznie. W mojej głowie było zbyt wiele emocji, które zderzały się ze sobą jak ciepłe i zimne powietrze, tworząc tam jakiś pieprzony huragan.
-Myślałem, że robisz projekt z kimś innym... - ojciec chyba zaczynał coś podejrzewać, zresztą trzeba byłoby być idiotą, żeby nie zacząć czegoś podejrzewać.
-Greg, nieważne - przerwała Alison, nie chcąc by ojciec ciągnął temat.
Wiedziałam, że zrobiła to, chcąc uniknąć jednego z powodów do kłótni, których i tak już było dużo. Miałam też wrażenie, że Al czuła, iż cała ta sytuacja jest jej winą.
-Więc o co chodzi? - zapytałam.
-Meg, oddalasz się od nas. Już dawno tak nie było, wiem, że to może nasza wina... - zaczął tata.
-Tato, wszystko jest w porządku. Szkoła się zaczęła, mam trochę na głowie, wybacz, jeśli odniosłeś inne wrażenie, nie chciałam żeby tak wyszło - próbowałam jakoś się tłumaczyć, jednocześnie zmieniając temat.
-A co sądzisz o...przeprowadzce? - dobrze wiedział, że zaczął delikatny temat.
-Nie wiem co mam sądzić, przecież i tak zrobicie co zechcecie, prawda jest taka, że niewiele mamy z Ashtonem do gadania - odparłam, sama zdziwiona tym, co mówię.
Chciałam po prostu pójść do swojego pokoju, by chociaż na chwilę się wyciszyć.
-Idę do siebie, jeśli pozwolicie - i nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się i skierowałam w stronę schodów na górę.
-Meg? - zatrzymał mnie jeszcze głos ojca - Wiesz, że chcemy jak najlepiej dla ciebie i Asha, prawda?
-Mhm - mruknęłam wymijająco i weszłam na górę.
Miałam już wejść do swojego pokoju, kiedy drzwi od pokoju brata otworzyły się i stanął w nich Ashton.
-Meg, mam taki pomysł, jeśli chodzi o uniemożliwienie im tej przeprowadzki - zaczął mówić, a raczej wyrzucać z siebie potok słów, które napływały mu do ust.
-Nie teraz Ashton - zbyłam go i trzasnęłam drzwiami, opierając się o nie, w środku mojego pokoju.
Słońce już zaszło, więc było prawie zupełnie ciemno, jedynie nikłe światło z ulicznych latarni, wpadało do środka, tworząc na suficie jasne smugi.
