Rozdział 19

42 3 1
                                    

Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze

-Lepiej pomyśl dwa razy uczniaku- wycedził. Definitywnie się wkurzył a ja się nie dziwiłam. Agresor użył więcej obelg niż zdołałam zliczyć w tamtym stanie.

-A ty czekaj aż ci skopię dupę- warknął agresor ale zielonowłosy położył mu dłoń na ramieniu

-Nie możemy używać zdolności poza szkołą. A jego nie obchodzą zasady. Lepiej tego nie rób...

-Nie mów mi co mam robić! W dupie mam wasze zasrane zasady!- krzyczał i zrobił parę kroków w przód. Stał dwa Matry przede mną- jeśli mi nie wyjaśnisz co tu się odpierdala rozjebie całą tą chatę i tych ludzi i tego spalonego chłoptasia. Westchnęłam i opadłam na ławkę. Agresor spojrzał na mnie zdziwiony

-Gdy miałam parę lat w mojej rodzinie nie było zbyt kolorowo. Wyszło na to że ojciec wykorzystywał matkę seksualnie. Ona w zamian za wszystko zastrzeliła go na moich i mojego brata oczach. Uciekłam z nim mając dziesięć lat. Ukrywaliśmy się a ja szukałam czego kol wiek. Jakiejś pracy aż spotkałam T... Dabiego. On mi pomógł wyjść na prostą... dokładał się do rachunków i tak dalej. Wspierał psychicznie. Ale mimo to zadłużyłam się u kolesiów, u których nikt by nie chciał. Musiałam to odpracować na ringu. Ludzie stawiali na mnie kasę, ja wygrywałam i dostawałam nikłą część z tego. Ledwie starczyło na mieszkanie. Ale zawsze odkładałam i dobrze bo mój brat zachorował. W szpitalu spędził trzy lata. Zmarł na raka a jedyna osoba, która wtedy przy mnie była to Dabi i dlatego też i z wielu innych powodów jesteśmy razem. Dzisiaj była moja pierwsza walka bez potrzeby spłacania długów. Wiem że powinnam zrezygnować ale... -Touya mocniej ścisnął moją dłoń. Syknęłam z bólu na co poluźnił uścisk- ale szef i organizator całego ringu jest podłym człowiekiem. Zrezygnuję a następnego dnia wrobi mnie w coś albo wyciągnie brudy z przeszłości, które mnie skończą. Nie warto z nim zadzierać... No więc znalazłam się tu i teraz. W tej sytuacji... coś jeszcze czy mogę iść do domu?- spytałam a adrenalina już prawie ze mnie zleciała. Teraz dopiero czułam ból.

Nikt się nie odezwał... Touya pomógł mi się podnieść i odebrał mi torbę. Już miałam bolącą dłoń na klamce ale...

-Czekaj...- różowa przeniosła wzrok ze swoich butów na mnie- czego od nas oczekujesz?- zdziwiło mnie to pytanie- mamy ci pomóc uciec, czy...- 'uciec' to słowo zabolało niczym ciosy które otrzymałam na ringu

-Macie zatrzymać to w tajemnicy. Wszyscy...- wzięłam głęboki wdech i odwróciłam głowę- proszę- dawno nie mówiłam tego słowa. Nie prosiłam ani nie dziękowałam. Ni chyba że naprawdę mi zależało albo po prostu to był Touya.

Wyszłam z budynku opierając większość ciężaru na chłopaku. Usadził mnie w samochodzie i podjechaliśmy pod blok. Z torbą na jego ramieniu zaniósł mnie na rękach na moje piętro, umył mnie, opatrzył rany i ucałował na noc. I jak tu go nie kochać? Zasypiałam i jeszcze lekko się obudziłam gdy materac obok ugiął się pod jego ciężarem. Odwróciłam się do niego i przytuliłam w jego ciepły tors. Zasnęłam w jego objęciach i mimo powszechnego bólu serce skakało z radości. Wygrałam.

Następnego dnia moje kości błagały o litość, moja skóra paliła, dłonie bolały a oczy niemal jęczały chcąc by ponownie je zamknąć. Mimo tego błagania spojrzałam na Touyę. Patrzył na mnie zmartwiony.

-Dzień dobry- uśmiechnęłam się by go podnieść na duchu. Chłopak uśmiechnął się lekko zniżył się na materacu. Zrozumiałam przekaz. Objęłam rękoma jego głowę i przytuliłam go do swojej piersi. Chłopak mruknął i objął rękoma moją talię przysuwając się bliżej- Jak się spało?- spytałam głaszcząc i bawiąc się jego włosami.

-Dobrze, a... a tobie?- zawahał się... zawsze taki był. Po zawodach zachowywał się dziwnie ale próbował tego nie pokazywać.

-Mogło być lepiej- zaśmiałam się nerwowo ale po chwili ucichłam. Trwaliśmy w takiej ciszy przez parę minut aż mój telefon zawibrował a następnie zaczął dzwonić. Warknęłam pod nosem przekleństwo i z trudem sięgnęłam po urządzenie. Niemal czułam rozrywając się mięśnie w moim ciele.

-Słucham?- nie spojrzałam nawet na wyświetlacz. Touya lekko się odsunął od mojej klatki unosząc głowę by spojrzeć na mnie od dołu.

-Yuu-chan?- ja kurwa pierdole! Ona tak serio?

-Czego ty chcesz?- mruknęłam a ta odetchnęła... z ulgą?

-Dzięki bogom! Myślałam, że padłaś gdzieś w rowie. Nie odbierasz telefonu, nie odpisujesz na wiadomości. Inni też pisali i dzwonili i nic. Gdzie jesteś? Jak się czujesz?- westchnęłam

-Nic mi nie jest. Żyje i jestem w mieszkaniu. Nie odbieram bo...- spojrzałam na Touyę, który zrobił minkę niewinnego pieska. Wywróciłam oczyma ale uśmiechnęłam się pod nosem- ... bo miałam wyciszony telefon- wymyśliłam wymówkę z wiedzą że to chłopak wyłączał dzwonki gdy spałam.

-Uf. Dobrze cię słyszeć całą i zdrową. A co do wczoraj... Chłopaki obiecali że nic nie powiedzą. Bakugou też co mnie nieco zdziwiło. Wszystko załatwione- westchnęłam z ulgą.

-A który to?- spytałam różowej a ta ucichła- no ten Bakuło? Tak?

-Aaa! Bakugou i... no co ty! Nie wiesz? No ten co krzyczy na wszystkich. Blond włosy? Czerwone oczy?- olśniło mnie

-No tak... agresor...- dziewczyna zaśmiała się głośno

-Serio nie pamiętasz? A jaką ja mam ksywkę? Bo pewnie nie pamiętasz imienia- śmiała się a ja wywróciłam oczyma

-Różowa- powiedziałam szczerze a ta prychnęła.

-Trafiona ksywka. Nie powiem że nie... heh- ucichła na chwilę- będziesz w poniedziałek?- nie chciałam jeszcze myśleć o szkole! Kurna!

-Tak. Raczej tak...- odparłam a ta, jestem pewna, że pokiwała głową.

-Oki! Odpoczywaj! Do poniedziałku!-rozłączyłam się i odrzuciłam telefon na stolik nocny. Poniedziałek

Bnha//problematyczne dziecko//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz