Rozdział 33

34 3 0
                                    

Westchnęłam ciężko i otworzyłam oczy. Spojrzenia Aizawy, Kosmitki oraz blondi agresora były prześmieszne ale nie było mi do śmiechu w tym stanie.

Chciałam płakać.

-Wiedziałem że nie czujesz się dobrze ale nie wiedziałem że jest tak źle- powiedział Aizawa, który przykucał obok mnie. Odchyliłam głowę kładąc ją na siedzeniu kanapy i przymknęłam powieki.

-Idźcie już. Mój kolega będzie tu niedługo i się mną zajmie- mruknęłam na pozór spokojnie ale byłam spanikowana w środku. Gdy Touya się rozłączył usłyszałam jak gdzieś idzie a potem podmuch lekkiego wiatru. Jeżeli jedzie teraz do mieszkania ignorując moje tajnie przekazane wiadomości to go zabije.

-Nie ma opcji. Zostaję tutaj- Uparł się Aizawa- wy możecie iść- rzucił w stronę kosmitki i agresora na co ci zawahali się nieco i nie ruszyli się z miejsca.

-Naprawdę dam radę. Czuję się o wiele lepiej- uśmiechnęłam się krzywo dla potwierdzenia kłamstwa, w które Aizawa nie uwierzył. Posłałam błagające o pomoc spojrzenie do agresora i Kosmitki wiedząc że oni wiedzą i są również świadomi tego jak może się skończyć spotkanie Aizawy i Touyi.

-Sensei, może naprawdę już idźmy. Będę dzwoniła regularnie do Yuu-chan i sprawdzała czy wszystko okej- przekonywała Kosmitka a ja byłam jej wdzięczna, naprawdę. Aizawa spojrzał na mnie niepewnie

-Zaczniesz odbierać telefony? Bo przez ostatnie dni wszystkie odrzucałaś. Cała klasa się martwi- Przytaknęłam ale mimo to byłam zdezorientowana. Martwili się?

-Będę odbierać telefon- oznajmiłam pewnie opierając dłonie o kanapę i podnosząc się by na niej usiąść. Aizawa westchnął i skinął głową.

-Okej....- westchnął- przyjdę jutro po południu- spojrzał na mnie groźnym wzrokiem i ruszył powoli do wyjścia. Za nim podążył blondi a różowa jeszcze raz na mnie spojrzała, uśmiechnęła się i wtedy dopiero poszła do drzwi- Jak się to otwiera?- krzyknął Aizawa z korytarza

-Szarpnij- odkrzyknęłam przypłacając tym ból gardła. Po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami a w mieszkaniu zapadła cisza. Nie na długo gdy piszczące opony samochodu mojego chłopaka wjechały na parking krzywo.

Po paru minutach rozległo się szurnięcie drzwi a potem ich trzask. Wtedy zobaczyłam jak Touya szybkim krokiem podchodzi do mnie rzucając maseczkę na podłogę i zdejmując kaptur oraz okulary przeciwsłoneczne. Przyklękną przy kanapie i złapał moją twarz w dłoń zaciskając nie mocno palce na moich policzkach. Obejrzał moją twarz z dwóch stron jakby doszukiwał się czegoś więcej niż złamanego nosa ale nic nie ujrzał więc puścił mnie i przytulił.

-Kto tu był?- spytał gdy się ode mnie odsunął. Westchnęłam

-Aizawa, kosmitka i... agresor- powiedziałam szczerze na co ten się zdziwił ale przytaknął- dzwonił mój pracodawca, muszę oddzwonić bo...

-Nie ma opcji moja droga- prychnął na mnie, wstał i chwycił mój telefon- patrz na siebie. Jesteś w złym stanie a ja nadal nie znam przyczyny- postawił na swoim. Umilkłam bo ja wiedziałam czemu tak się działo.

-Jak ci powiem czemu to się ze mną dzieje to dasz mi zadzwonić do tego huja?- spytałam na co ten zmarszczył brwi.

-Wiesz przez co zmieniasz się w żywego trupa i mi nie mówisz?! Ty cholero!- okej wkurzył się troszeczkę- Dobra, ale masz mi zrobić głośnomówiący!- przytaknęłam

-A więc to prawdopodobnie przez nadmierne użycie mocy w tak szybkim czasie w chwili gdzie nie była uaktywniana przez długi okres. To jest ten powód...

-A to że majaczysz i gadasz do siebie?- O kurde. A myślałam że dobrze to ukrywam.... Spojrzałam na jego twarz. Nie przyjmowała sprzeciwu do odpowiedzi.

-To może zabrzmieć szalenie...- westchnęłam-.... Ale słyszę jakieś głosy. Pojebane, wiem i są dwa. Oba wkurzające. Jedno cały czas się rządzi a drugie ma coś nie teges tam w sobie...

...

Mogłam się tego spodziewać.

Zaraz po tym gdy podziałam Touyi o tym co się ze mną dzieje i co pieprzy się w mojej głowie wrzucił mnie do samochodu i pojechał prosto do LOV'u. Prawdopodobnie miał nadzieję, że ten ich prywatny super uzdrowiciel będzie na miejscu i się mną zajmie.

Touya zaparkował pośpiesznie przy wejściu do obskurnego opuszczonego budynku. Obszedł samochód i wyją mnie z niego. Zatrzasnął drzwi butem czego nie znosił najbardziej. Kochał swój samochód. Był dla niego jak dziecko.

Po chwili Touya ignorując zdezorientowane wzroki pana rąsi, pani nożowniczki i pana dymka ruszył korytarzem do pomieszczenia uzdrowiciela. (Uzdrowiciel ma na imię Chiyo Haragana)

Położył mnie na łóżku, nie miałam siły by chociaż zaprotestować. Zrobiłam się śpiąca, przymykałam powieki, wzrok mi się rozbiegał i zamazywał. Widziałam ledwo uzdrowiciela i Touyę. Mówili ze sobą. Nie rozumiałam.

~Czemu mnie to śmieszy?~ Krzyknął czerwony na co się skrzywiłam. Czemu wszystko było tak niewyraźne i niesłyszalne ale on był taki realny?!

~Nie widzisz że się biedaczka męczy? Weź się ucisz w końcu!~ nie ukrywałam faktu że niebieski też się wydarł'

...

Dwa dni później obudziłam się w przyjemnej atmosferze. Nie słyszałam głosów, nie byłam zlana zimnym potem od kolejnych koszmarów a Touya wtulał się w mój bok.

Dwa dni wcześniej gdy wróciliśmy od uzdrowiciela Touya podał mi leki nasenne, które przyjęłam mimo że uznawałam to za największe świństwo świata i ich nienawidziłam. Ufałam Touyi. Ufać.

Bnha//problematyczne dziecko//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz