Rozdział 3. Camila

32 9 16
                                    

Naprawdę próbowałam skupić się na lekcji.

Słowa profesora wydawały się całkiem ciekawe, mimo jego znużonego tonu i braku chęci w gasnących oczach starał się, jak mógł zwrócić uwagę klasy, która jednak nie bardzo wydawała się zainteresowana jego mową.

Próbowałam robić notatki lub choć wyłapać cokolwiek, co tylko mogło mi się przydać, ale to zadanie skutecznie utrudniał mi Nash.

- Zjadłbym lody - powiedział średnio głośnym tonem, jakbyśmy wcale nie byli na lekcji.

Jego twarz znajdowała się zaraz przy mojej, brązowe włosy łaskotały mój policzek.

Odtrąciłam go lekko łokciem, wzrok kierując ku tablicy, na której profesor właśnie zapisywał jakieś równanie.

- Skończyły nam się lody w lodówce - odezwał się ponownie, a kiedy ponownie go zignorowałam, wyrwał mi z dłoni długopis.

- Hej! - syknęłam cicho, próbując odzyskać stracony przedmiot.

- Musiałbym iść po nie do sklepu.

- Nie obchodzi mnie to - warknęłam szeptem, starając się dosięgnąć jego dłoń, którą odsuwał z dala ode mnie. Wsparłam się o ławkę, ale nie przyniosło mi to żadnego efektu.

- Oddam ci go, jak pójdziesz dla mnie do sklepu. - Uśmiechnął się chytrze.

Callan, blondyn, który siedział po jego prawej stronie, odgarnął grzywkę z oczu i leniwym ruchem wyrwał mu przedmiot, po czym rzucił go do mnie. Złapałam długopis w powietrzu.

- Ej, po czyjej jesteś stronie? - spytał brunet, patrząc oskarżycielsko na przyjaciela.

- Po jej - odparł, patrząc mu prosto w oczy i uśmiechając się lekko.

- Dupek - szepnął Nash. - Nie dam ci lodów, kiedy sam już po nie pójdę.

Wykorzystując jego nieuwagę, machnięciem ręki strąciłam jego zeszyt, który spadł na podłogę kilka metrów od nas. Niebieska mgła przemknęła mi po dłoni.

- Cała trójka z tyłu. Jeszcze raz się odezwiecie, a wyślę was wszystkich do dyrektora! - krzyknął do nas zdenerwowany profesor, który choć na moment ożywił głos.

Pokiwałam głową ze skruchą, Callan spuścił wzrok, ale Nash uśmiechnął się tylko, schylając po zeszyt.

Westchnęłam zirytowana i już miałam się zabrać za ponowne przepisywanie równania, kiedy w tym samym momencie profesor zmazał je z tablicy.

- Jak się domyślam, żaden z was tego nie ma? - spytałam szeptem, wskazując na tablicę. Obaj zgodnie pokręcili głowami. - Świetnie.

🦋🦋🦋

Szkoła dla Osób z Magicznymi Uzdolnieniami była brudnobiałym, ogromnym budynkiem. Porastała go winorośl niezależnie od pory roku. Parę wyższych wieżyczek w nierównych odstępach wznosiło się wysoko. Dach był nieco ciemniejszy od jasnej elewacji. Na największej i najwyższej wieży wysuniętej na sam przód widniał czarny zegar ze srebrnymi wskazówkami. Szkoła miała kształt kwadratu, pośrodku skrywając niewielki dziedziniec, który służył za przejście między oddzielonymi od siebie salami dla uczniów zbyt leniwych, by okrążyć całą szkołę, a w czasie wolnym był miejscem do odpoczynku i spędzenia tych paru chwil na świeżym powietrzu. Oprócz tego miejsce do tej rzeczy zapewniał niewielki park z przodu szkoły z paroma drzewami i kilkoma ławkami.

Z tego, co wiedziałam, była niesamowicie stara i założył ją pewien mężczyzna, by nauczać ludzi, którzy mieli potem wstąpić podczas wojny do wojska. Kiedy jednak lata temu wojna dobiegła końca, przekształcono ją w zwykłą szkołę do szkolenia mocy.

Skradziona krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz