Rozdiał 9. Mia

16 5 2
                                    

Dni upływały nam względnie spokojnie. Jadłyśmy, grałyśmy w karty albo czytałyśmy zabrane ze sobą książki. Rozmawiałyśmy na każde możliwe tematy, głównie o tym, jak to wszystko będzie od tej chwili wyglądać. Kiedy byłyśmy już w połowie miasta Beland, dopiero co wschodziło słońce. Obudziło mnie dość mocne szarpnięcie. Na tyle mocne, bym wylądowała na podłodze. Zaraz obok mnie znalazła się Riv.

- Co do... - szepnęłam, jęcząc, podnosząc się z ziemi i pocierając obolałą rękę. Szybko mocą sprawiłam, by przestała mnie uwierać.

Wymieniłam spanikowane spojrzenie z przyjaciółką. Pociąg stał w miejscu.

Wyjrzałam na korytarz, ale ten był pusty i co najdziwniejsze, cichy.

- Co się dzieje? - spytała szatynka, stając koło mnie.

Nagle pociągiem ponownie wstrząsnął huk. Przytrzymałam się ściany, by znowu nie upaść.

Schowałyśmy się w środku, zamykając drzwi. Najgorsze scenariusze zaczęły atakować moją głowę. Nie były daleko od prawdy.

Doleciały do nas krzyki, wrzaski i błagania. I strzał. A potem kolejny. Znów zapanowała cisza i w tamtym momencie wiedziałam już, że to oni. Do moich nozdrzy doleciał słodki zapach róż.

- Musimy się stąd wydostać - szepnęłam, rozglądając się po pomieszczeniu, które w tamtej chwili wydało mi się klaustrofobicznie małe.

Okno jedynie uchylało się lekko, nie było możliwości, by je otworzyć i wyjść, nie robiąc zamieszania. Ale nie pozostawało nam zbyt wiele opcji.

Odgłos ciężkich butów zbliżał się do nas i z każdym krokiem był coraz głośniejszy.

Głos, który do mnie doleciał, wywołał ciarki na moich rękach.

- Już po nas - powiedziałam. Strach sparaliżował mnie do tego stopnia, że nie byłam w stanie się ruszyć. Wspomnienia zasłoniły rzeczywisty obraz, pojawiając mi się nieproszone przed oczami.

Ciemne pomieszczenie, pieniądze podawane z ręki do ręki w zamian za niewielki woreczek i intensywny zapach róż. Przesłodzony, jakby ktoś popsikał różanymi perfumami po pomieszczeniu, używając całej buteleczki. I czarne włosy, szare oczy, szept mówiący mi, że świetnie się spisałam. Zielona moc wokół moich palców tworząca rzeczy, które nie powinny istnieć. I jeszcze intensywniejszy od róż odór krwi.

- Mia, wstawaj. Ruszaj się, musimy coś zrobić. - Doleciał do mnie głos Riv.

W końcu krzyki były na tyle wyraźne, że mogłam je zrozumieć.

- Dziewczyna, mniej więcej takiego wzrostu, szczupła o długich blond włosach.

Ten głos był inny, ostry jak kamień i szorstki. Również go rozpoznałam.

Popatrzyłam przerażona na Riv, ale ona wydawała się nie dosłyszeć tych słów. Zdjęła walizkę z półki nad siedzeniami, po czym nie zastanawiając się za wiele, rzuciła ją na okno. Szkło pękło pod ciężarem i prędkością lecącego przedmiotu, wywołując huk. Zasłoniłam uszy, wzdrygając się.

Tupot przyspieszył w naszą stronę.

Riv butem wybiła niebezpiecznie wystające kawałki szkła, po czym wskoczyła na obramowanie. Podeszłam do niej i wyjrzałam na zewnątrz. Było to parę dobrych metrów, więc szybko sprawiłam, żeby ziemię pod nami porósł mech. Kiedy podłoże stało się dostatecznie miękkie, skoczyła na dół z lekkim krzykiem. Spojrzałam w dół, by upewnić się, że nic jej nie jest.

- Skacz! - ponagliła mnie, zachęcając ruchem ręki.

Zajęłam jej miejsce na oknie, ale coś kazało obejrzeć mi się do tyłu.

Skradziona krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz