Dni upływały nam względnie spokojnie. Jadłyśmy, grałyśmy w karty albo czytałyśmy zabrane ze sobą książki. Rozmawiałyśmy na każde możliwe tematy, głównie o tym, jak to wszystko będzie od tej chwili wyglądać. Kiedy byłyśmy już w połowie miasta Beland, dopiero co wschodziło słońce. Obudziło mnie dość mocne szarpnięcie. Na tyle mocne, bym wylądowała na podłodze. Zaraz obok mnie znalazła się Riv.
- Co do... - szepnęłam, jęcząc, podnosząc się z ziemi i pocierając obolałą rękę. Szybko mocą sprawiłam, by przestała mnie uwierać.
Wymieniłam spanikowane spojrzenie z przyjaciółką. Pociąg stał w miejscu.
Wyjrzałam na korytarz, ale ten był pusty i co najdziwniejsze, cichy.
- Co się dzieje? - spytała szatynka, stając koło mnie.
Nagle pociągiem ponownie wstrząsnął huk. Przytrzymałam się ściany, by znowu nie upaść.
Schowałyśmy się w środku, zamykając drzwi. Najgorsze scenariusze zaczęły atakować moją głowę. Nie były daleko od prawdy.
Doleciały do nas krzyki, wrzaski i błagania. I strzał. A potem kolejny. Znów zapanowała cisza i w tamtym momencie wiedziałam już, że to oni. Do moich nozdrzy doleciał słodki zapach róż.
- Musimy się stąd wydostać - szepnęłam, rozglądając się po pomieszczeniu, które w tamtej chwili wydało mi się klaustrofobicznie małe.
Okno jedynie uchylało się lekko, nie było możliwości, by je otworzyć i wyjść, nie robiąc zamieszania. Ale nie pozostawało nam zbyt wiele opcji.
Odgłos ciężkich butów zbliżał się do nas i z każdym krokiem był coraz głośniejszy.
Głos, który do mnie doleciał, wywołał ciarki na moich rękach.
- Już po nas - powiedziałam. Strach sparaliżował mnie do tego stopnia, że nie byłam w stanie się ruszyć. Wspomnienia zasłoniły rzeczywisty obraz, pojawiając mi się nieproszone przed oczami.
Ciemne pomieszczenie, pieniądze podawane z ręki do ręki w zamian za niewielki woreczek i intensywny zapach róż. Przesłodzony, jakby ktoś popsikał różanymi perfumami po pomieszczeniu, używając całej buteleczki. I czarne włosy, szare oczy, szept mówiący mi, że świetnie się spisałam. Zielona moc wokół moich palców tworząca rzeczy, które nie powinny istnieć. I jeszcze intensywniejszy od róż odór krwi.
- Mia, wstawaj. Ruszaj się, musimy coś zrobić. - Doleciał do mnie głos Riv.
W końcu krzyki były na tyle wyraźne, że mogłam je zrozumieć.
- Dziewczyna, mniej więcej takiego wzrostu, szczupła o długich blond włosach.
Ten głos był inny, ostry jak kamień i szorstki. Również go rozpoznałam.
Popatrzyłam przerażona na Riv, ale ona wydawała się nie dosłyszeć tych słów. Zdjęła walizkę z półki nad siedzeniami, po czym nie zastanawiając się za wiele, rzuciła ją na okno. Szkło pękło pod ciężarem i prędkością lecącego przedmiotu, wywołując huk. Zasłoniłam uszy, wzdrygając się.
Tupot przyspieszył w naszą stronę.
Riv butem wybiła niebezpiecznie wystające kawałki szkła, po czym wskoczyła na obramowanie. Podeszłam do niej i wyjrzałam na zewnątrz. Było to parę dobrych metrów, więc szybko sprawiłam, żeby ziemię pod nami porósł mech. Kiedy podłoże stało się dostatecznie miękkie, skoczyła na dół z lekkim krzykiem. Spojrzałam w dół, by upewnić się, że nic jej nie jest.
- Skacz! - ponagliła mnie, zachęcając ruchem ręki.
Zajęłam jej miejsce na oknie, ale coś kazało obejrzeć mi się do tyłu.
CZYTASZ
Skradziona krew
FantasyMia i Riv od zawsze trzymają się razem. Mieszkają nad morskim miasteczkiem i wiodą spokojne życie. Kiedy jednak sytuacja każdej z nich zaczyna wyglądać nieciekawie, razem postanawiają uciec i dostać się do szkoły trenującej moce, które posiadają. Ca...