Epilog. Camila

6 3 0
                                    

Kilka miesięcy później

Siedzieliśmy razem na drewnianej ławeczce przed grobem.

Callan nie przestawał tworzyć nowych kwiatów, każdego koloru i rodzaju. Było ich tak dużo, że ledwo mogłam dostrzec ciemna płytę i nazwisko Nasha.

Ale on nie kończył. Trzymałam w ręce tulipana, którego zamierzałam położyć na nagrobku. Takie kwiaty przynosił mi dzień w dzień ze szkolnego ogródka, kiedy byliśmy młodsi.

Wpatrywałam się tępo w jego pracę. I myślałam, jak bardzo nienawidziłam bez niego życia.

Kiedy skończył, popatrzył na mnie, po czym złapał mnie za rękę tak, jak robił to Nash, kiedy byłam smutna.

Panowała cisza, byliśmy tam jedynymi osobami. Jedynymi żywymi.

Zaczęła się wiosna, ptaki śpiewały nad naszymi głowami, pąki kwiatów rozkwitały na krzewach.

Chyba ruszyłam dalej.

Nadal każdy dzień był beznadziejny. Nie mogłam sobie poradzić z jego stratą. W dalszym ciągu do końca nie wierzyłam, że już nigdy go nie zobaczę, nie przytulę. Że nigdy nie pojedziemy razem na plażę.

Ale musiałam iść dalej. Skończyć szkołę. Może znaleźć pracę. Miałam przy sobie Callana i gdyby nie on, nie dałabym rady. Jego obecność była dla mnie wszystkim.

- Pouczymy się dzisiaj na sprawdzian z chemii? - spytał, kiedy wracaliśmy w kierunku szkoły.

- Jasne. Nie ogarniam ostatniego tematu.

- Pomogę ci.

Każdy dzień był trudny, ale Nash poświęcił się dla nas wszystkich. Żebyśmy mogli mieć spokojne życie, bez obaw i strachu.

W Czarnej Księdze zostały jedynie bezpieczne zaklęcia, które nie mogłyby nikogo skrzywdzić. Reszta została spalona. Berard Lluks nie żył. Nie miało być już w porządku, ale może tak właśnie musiało być. Powoli wracaliśmy do naszej nudnej, stałej rutyny. Tworzyliśmy ją na nowo, ale teraz byłam wdzięczna za każdą spokojnie przespaną noc, za każdy dzień pełen tych identycznych, niezmiennych rzeczy. Nie było tak samo, nieważne, jak bardzo bym tego chciała. Nikt nie śpiewał mi rano nad uchem, nikt nie irytował mnie co parę minut, nie rysował po zeszytach, nie przeszkadzał w nauce.

Żyć dalej bez niego było trudno, ale wiedziałam, że się nie poddam. On by tego nie chciał. Wtedy jego śmierć poszłaby na marne. A na to nie mogłam pozwolić.

Callan złapał mnie pod rękę i uśmiechnął się do mnie delikatnie. Odwzajemniłam gest. Razem weszliśmy do szkoły.


                                                                                                 koniec

Skradziona krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz