Rozdział 6. Camila

22 6 15
                                    

Treningi z mocy były chyba jednak najtrudniejszymi zajęciami, na jakie trzeba było uczęszczać. Lekcje odbywały się cztery razy w tygodniu po parę godzin i były niesamowicie męczące. Jasne, naprawdę uwielbiałam ćwiczyć, doszkalać się i zdobywać nową wiedzę, ale te zajęcia były po prostu nudne. Wykonywanie tego samego ćwiczenia z niewielkimi zmianami już po parunastu minutach stawało się nużące, a co dopiero, kiedy chodziło o całe godziny. I nijak nie dało się tego uniknąć. Na koniec każdego semestru, a były dwa w ciągu roku szkolnego, odbywał się test na zaliczenie. W jego skład wchodziła prezentacja mocy, żeby można było zobaczyć postępy wykonane podczas całego półrocza, ale też frekwencja z treningów. Im więcej razy uczestniczyło się w lekcji, tym większe było prawdopodobieństwo zdania. Nawet jeśli nie było się najlepszym i słabo wychodziło używanie danej mocy, obecności na lekcjach naprawdę dużo dawały. Liczyły się bowiem w dużej mierze chęci i starania.

Pod ścianą stał rząd ludzi, każdy z nich posiadał na ubraniu naszywkę z zielonym motylem. Byli oni starsi od nas, ukończyli już wszystkie klasy i zdali szkołę. Znajdowali się tam na wypadek, gdyby doszło do jakiegoś wypadku lub uszkodzenia.

Pochyliłam się, prawie upadając, by uniknąć kuli ognia lecącej w moją stronę, po czym zdmuchnęłam ją w locie. Niebieska mgła zawirowała między moimi palcami, okrążając je, po czym rozpływając się w powietrzu równie szybko, jak się pojawiła.

- Dałabyś mi choć raz w siebie trafić. Tak dla zabawy - rzucił Nash, próbując mnie zdekoncentrować, ale byłam szybsza i zanim zdążył znów wyczarować ogień na swojej dłoni, uderzyłam w niego siłą powietrza, odrzucając go do tyłu. Upadł na ziemię, lekko jęcząc. Zakazane było używanie mocy ognia pod względem zmiany uczuć czy manipulowania emocjami, więc została mu tylko ta ognista część. Mnie też oczywiście podczas ćwiczenia walk nie wolno było używać zmiany wyglądu, ale wiedziałam, że on więcej na tym traci.

- To było niemiłe - powiedział, rozmasowując obolałe miejsce.

- Ale skuteczne - rzekłam, upijając łyk wody.

Po czole spływały mi kropelki potu i ciężej było mi złapać oddech.

Przysiadłam na chwilę na ławce, próbując uspokoić rozszalałe od wysiłku serce.

- Co to za nieróbstwo. Panno Mintz, proszę wracać do ćwiczeń. - Usłyszałam głos trenerki, która dosłownie pojawiła się znikąd, a teraz stała i patrzyła na mnie krytycznym wzrokiem z założonymi na piersiach rękami. Minę miała oschłą i ostrą.

- Już, momencik - wysapałam, przecierając twarz ręcznikiem.

- Kiedy będziesz już wszystko idealnie umiała, wtedy zgodzę się zaczekać momencik. Na razie jednak proszę wrócić do dalszych ćwiczeń - rozkazała nieznoszącym sprzeciwu tonem.

Spojrzałam na Nasha, który patrzył na całą konwersację, próbując powstrzymać uśmiech. Kiedy kobieta odeszła na bezpieczną odległość, wybuchnął śmiechem.

- Ty to masz szczęście - dociął. Skumulowałam z powietrza coś à la kulę i wycelowałam w jego brzuch. Trafiłam celnie, znów posyłając go na ziemię.

Po kolejnej godzinie treningu opadłam na ziemię, stwierdzając, że mogą mnie wywalić, ale nie wstanę. Musiałam odpocząć.

Nash przysiadł koło mnie i siedzieliśmy w ciszy, dzieląc się butelką wody.

Przeleciałam spojrzeniem po sali pełnej ćwiczących uczniów. Każdy był już wymęczony i tylko marzył o tym, by skończyć i wziąć prysznic.

A potem moje spojrzenie zatrzymało się na Callanie.

Skradziona krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz