Rozdział 29. Mia

4 2 0
                                    

Zaaklimatyzowałyśmy się.

Dni leciały jeden za drugim, głównie spędzone na szkole, uczeniu się potwornie dużych ilości materiału i pracy w pobliskiej kawiarni.

Nie mogłam opisać tego, jak szczęśliwa byłam. Ale też w równym stopniu zmęczona.

Od różnych nauczycieli, głównie tych od nowych dla nas przedmiotów, dostałyśmy wielkie segregatory z podstawowym materiałem, który musiałyśmy wykuć. Więc kiedy tylko miałyśmy wolne popołudnia, siadałyśmy w bibliotece lub zostawałyśmy w pokoju i uczyłyśmy się stopniowo wszystkiego. Riv przychodziło to trudniej, pomagałyśmy sobie jednak, przepytywałyśmy się, robiłyśmy ściągi i notatki. Pokój tonął w różnego rodzaju kartkach pokreślonych markerami, ołówkami czy długopisami. Lustro w łazience obwieszone zostało tym, co najciężej nam było przyswoić, drzwi również, już nawet nie było widać drewna spod papieru.

Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Przeszłyśmy zbyt wiele, by się tam dostać i nie zamierzałyśmy narzekać. Robiłyśmy, co nam kazano.

Wieczorami, po czwartej kawie z rzędu, kiedy nie mogłyśmy zasnąć, chodziłyśmy poćwiczyć walkę.

Pokazywałam Riv różne triki i techniki, których nauczył mnie Blake. Eksperymentowałyśmy z mocami i różnymi ruchami. Pozwalało mi to nadal mieć poczucie kontroli, ale też wyżyć się po całym dniu. Odpocząć po godzinach umysłowego wysiłku.

Praca też była miejscem, gdzie mogłam odsapnąć. Choć zazwyczaj kręciło się tam sporo osób, jednak to też było odskocznią od ciągłego zakuwania. Większość rzeczy była od tego lepsza.

Zdawałyśmy po kolei większość testów, mniejszych egzaminów.

Opłacało się ślęczenie nad książkami do późnych godzin, bo zaliczałyśmy je wszystkie.

Ostatni przypadł na dzień, w którym po raz pierwszy w tym roku spadł śnieg.

Siedząc w pustej sali i kreśląc ołówkiem po kartce z testu z teorii powstania mocy, patrzyłam, jak za oknem robi się coraz bardziej biało. Było jeszcze przed lekcjami i cała szkoła dopiero budziła się do życia. Dla nas na tamten dzień przypadał koniec całodobowego powtarzania, pytania się i wpatrywania w książki. Wreszcie zdałyśmy wszystko, co było nam potrzebne do dalszej nauki i mogłyśmy już lecieć z bieżącymi materiałami.

- No, no, jestem z was dumny, dziewczyny - powiedział profesor Boden, jeden z nauczycieli, który oceniał nasze sprawdziany. - Zdałyście już wszystko?

- Tak - odpowiedziała Riv dumnie. - Każdy jeden.

- Wspaniale. Teraz należy wam się odpoczynek. Oczywiście zaraz po lekcjach, na które teraz się udacie. Nie naróbcie sobie od razu zaległości.

Posłał nam ciepły, ale lekko surowy uśmiech. Odwzajemniłam się pożegnaniem i opuściłam z przyjaciółką salę.

- Nareszcie! - krzyknęła szatynka, choć pół szkoły pewnie jeszcze pogrążona była we śnie ostatnie minuty przed budzikiem.

Podzielałam jednak jej entuzjazm.

- Uważam, że należy nam się nagroda za to wszystko.

Wystarczyło jedno jej spojrzenie.

- Mówisz, że idziemy wagarować? Ty? Mia, która z własnej woli nie opuściła ani lekcji?

- Raz nie zaszkodzi. No chodź! - Chwyciłam ją za rękę.

Wyszłyśmy opatulone w kurtki na mroźne powietrze.

Odetchnęłam głęboko, ciesząc się wreszcie wolnością.

Skradziona krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz