Dodatek

8 3 0
                                    

Mocno zielone liście drzew powiewały na lekkim wietrze.

Niebo pokrywały białe obłoki przesuwające się w jednym kierunku w leniwym tempie.

Nagrobki wyrastały jeden koło drugiego, zaraz przy sobie. Niektóre, tak stare, że zaczęły się przesuwać w ziemi, opierały się o siebie, jakby chciały być bliżej, poczuć się mniej samotne, przytulić do jedynej rzeczy, która była obok. Motyl koło motyla.

Camila szła cicho, stąpając delikatnie po ubitej ścieżce, wydeptanej przez tysiące butów, które tędy przechodziły, odwiedzając bliskich, których już nigdy nie zobaczą.

W ręce trzymała pomarańczowe tulipany, świeże, zerwane tego ranka ze szkolnego ogródka. W powietrzu unosił się ich słodki zapach jak wiosna i ciepłe, słoneczne wspomnienia.

Jej włosy, czarne, kręcone sprężynki również unosiły się z każdym krokiem, który postawiła.

Panowała cisza, należąca do tego miejsca, jakby za przekroczeniem płotu znajdowała się bariera, odgradzająca to miejsce od całego świata.

Na początku, gdy tu przychodziła, była ona przerażająca, napełniająca ją niepokojem. Teraz jednak dawała jej spokój, odrobinę wytchnienia. Uwalniała jej myśli, jej zmartwienia.

Martwa, uspokajająca cisza.

Przystanęła przed nagrobkiem, pod którym było pełno świeżych kwiatów. Uśmiechnęła się lekko, mrugając szybko, by pozbyć się zbierających się w jej oczach łez.

Nieważne, ile czasu już minęło, to dalej było trudne. Ani przez chwilę nie mogła przyzwyczaić się do jego nieobecności. Do tego, że już go przy niej nie ma. Do braku uśmiechów, zaczepek, żartów.

- Cześć - przywitała się. Promienie słońca leniwie prześwitywały przez korony drzew, padając na wygrawerowane imię.

Ułożyła bukiet na środku, pomiędzy innymi. Nash był lubiany, zarówno przez uczniów jak i nauczycieli i wiele osób doświadczało jego braku. Chociaż wszyscy zdążyli już się do tego przyzwyczaić, pierwsze tygodnie po jego śmierci były szczególnie trudne. Ale został zapamiętany. Jego obecność, w najmniejszych rzeczach, które ją otaczały, nadal pozostawała żywa. Ona nie zapomni, nigdy.

- Zgadnij co - zaczęła, ale kiedy nie doleciała do niej żadna odpowiedź, kontynuowała. - Dostaliśmy się z Callanem na tą samą uczelnię!

Znów milczenie, ale wiedziała, po prostu to czuła, że Nash uśmiechnąłby się w tym momencie szeroko i wziął ją w objęcia. Byłby z nich dumny.

- Call wybrał kierunek, który pozwoli mu trenować młodsze osoby. Myślał nad tym, żeby wrócić do naszej szkoły i zostać nauczycielem albo otworzy własny ośrodek i będzie przyjmował każdego, kto tylko będzie chciał się uczyć. Myślę, że to dobry pomysł dla niego. Pomoże innym, tak jak zawsze chciał to robić. Stanie w obronie słabszych. Nie pozwoli, by stała im się krzywda.

Przykucnęła na ławeczce stojącej centralnie przed grobem, brodę oparła o rękę. Na palcach miała komplet pierścionków, który dostała od niego. Praktycznie się z nimi nie rozstawała.

Ciepłe łzy powoli zasychały na jej twarzy.

- Ja przez długi czas nie mogłam zdecydować się, co chcę studiować. Wszystko wydawało się takie... puste. Szare. Nie czułam podniecenia ani ekscytacji na myśl o żadnym kierunku. Ale w końcu musiałam się na coś zdecydować. Callan bardzo mi pomógł. Przeanalizowaliśmy wszystko, co tylko było dla mnie dostępne, ale najbardziej chciałam po prostu pójść tam, gdzie on. Chyba nie zniosłabym myśli, że zostanę sama. Więc po nieprzespanych nocach, postawiłam na policję. Zostanę policjantką, a przynajmniej postaram się nią zostać. Wiesz, nie tą zwykłą, tylko tą przyjmująca jedynie ludzi z mocami. I nawet podoba mi się ten pomysł. Będę mogła pomagać ludziom, ratować życia. O ile dam radę.

Odepchnęła własne wątpliwości. Kiedyś on zrobiłby to za nią. Usunąłby złe myśli i emocje, powtarzając jej, że w nią wierzy. I że jej się uda. Teraz jednak musiała sama sobie z tym radzić. A naprawdę brakowało jej jego pomocy.

- Został jeszcze tydzień wakacji - zmieniła temat, chcąc pozbyć się myśli na temat studiów, które nadal napełniały ją niepokojem i wahaniami. - Wybieramy się nad morze. Skontaktowaliśmy się z twoimi rodzicami, z pytaniem, czy możemy użyczyć waszego domku na plaży. Zgodzili się.

Pociągnęła nosem. Już nie powstrzymywała słonych łez, które zaczęły płynąć jej po policzkach.

- I wiesz, co zamierzamy zwiedzić? Nic. Absolutnie nic. Będziemy przez cały tydzień leżeć na plaży. Pić drinki. Opalać się. To tyle. Spodobałoby ci się.

Camila poprawiła włosy, wpadające jej do oczu i założyła trzęsące się dłonie na kolanach.

Nie. Nie robiło się łatwiej. Ani trochę.

Ból i tęsknota po jego stracie były tak samo silne jak wcześniej.

- Ach, jeszcze jedno. Ta wiadomość, mimo że mnie nie dotyczy, załamała mnie. Ciebie pewnie też by to zabolało. Profesor Boden odchodzi na emeryturę. Tak postanowił, zważywszy na to, co się stało rok temu. Postanowił odpocząć, a pewnie przede wszystkim uwolnić się od wspomnień związanych z tą szkołą. Wiesz, myślę, że on nadal obwinia się o twoją śmierć. Pewnie nie chciałbyś tego. Ale ja też to robię. Każdego dnia. O każdej porze. Zawsze przed zaśnięciem myślę nad tym, jak mogłam postąpić inaczej. Co mogłam zrobić, żebyś dalej tu z nami był. Wiem, że to bezcelowe. I on też o tym wie - zamilkła na chwilę, uspokajając rozdygotany oddech, by móc mówić dalej. - Tak czy owak, myślę, że to wyjdzie mu na dobre. Szczególnie kiedy nie ma już Llusku, a Czarna Księga jest bezpieczna. Planujemy też z Callanem wyprawić przyjęcie pożegnalne w szkole. Zanim profesor wyjedzie. Przeprowadza się do Garmsby. Miłe miasteczko nad morzem. Wiem, że będę za nim tęsknić, ale wiem też, że chcę, by był szczęśliwy. Mam nadzieję, że tam odnajdzie to szczęście.

Ponownie odetchnęła głęboko, przymykając na chwilę powieki. Nie było go, by uspokoić jej mocno bijące serce czy rozdygotane ręce. Musiała sama się tego nauczyć.

Siedziała jeszcze długo, samotnie, opowiadając mu o każdym dniu, jaki minął od ostatniej wizyty. Nie szczędziła żadnego szczegółu. Wiedziała, że chłopak słuchałby ją z przejęciem, wtrącając swoje komentarze i drażniąc się z nią. Ale w tamtym momencie tego właśnie brakowało jej najbardziej. Jego głupich tekstów i żartobliwych przepychanek.

Jednak samo to, że tam przychodziła, pomagało.

Rozmowa czy milczenie, ważne, że była przy nim. Bycie blisko niego zawsze pozwalało jej się uspokoić.

- Muszę się jeszcze spakować. Życz nam dobrej zabawy - stwierdziła wreszcie. Zapadał już zmrok i zapewne Callan zaczął się o nią martwić, zważywszy na to, iż powiedziała mu, że wychodzi tylko na moment.

Uśmiechnęła się smutno, wstając.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała, żebyś pojechał z nami. O niczym innym bardziej nie marzę. Ale postaram się dobrze spędzić ten czas ze względu na Callana. On też potrzebuje przerwy. Myślę, że każdemu z nas się ona należy.

Delikatnie przejechała palcami po nagrobku, strącając liść, który spadł z drzewa.

- Kocham cię, Nash. Przyjdę do ciebie, jak tylko wrócimy. Do zobaczenia.

Odeszła, zostawiając ciszę za sobą.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 08 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Skradziona krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz