Epilog. Mia

8 4 0
                                    

Siedzieliśmy w gabinecie dyrektora.

Walka była skończona. Czarny motyl stał się ponownie biały, wszyscy odzyskali moce, moc dymu zniknęła ze świata, trucizna przestała działać, ponieważ była produkowana przy pomocy czarnej mocy. Każdy był szczęśliwy.

Lub nie.

Było już po pogrzebie. Camila ledwo sobie radziła. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę się stało. Nash zginął. Staraliśmy się z nią rozmawiać, choć trochę pomóc, ale najbardziej potrzebowała teraz spokoju i czasu, na wyleczenie ran.

- Blake Lluks - odezwał się dyrektor suchym, ostrym głosem, patrząc na wypełniony przez niego formularz.

Siedziałam obok bruneta i trzymałam go za rękę. Serce nie chciało mi się uspokoić.

- Ta szkoła jest dla osób z mocami, których przy okazji twój dziadek chciał wykończyć - odparł, patrząc mu prosto w oczy chłodnym spojrzeniem.

Chciał. Berard Lluks nie żył. Zamordował go jego własny wnuk.

- Wiem - odpowiedział. Podniósł dłoń i zawirował niebieską mocą. Skierował podmuch w stronę leżących luźno kartek, które uniosły się w powietrze i spadły na ziemię. Dyrektor w zdziwieniu uniósł brwi.

- Nie jestem nim. Nie jestem moim dziadkiem. I nigdy nie będę.

Mężczyzna powoli pokiwał głową.

- Jeszcze dzisiaj przyjdzie do ciebie krawcowa, by zdjąć wymiary na mundurek.

Wyszliśmy na korytarz i spotkaliśmy tam czekającą na nas Riv.

- Nadal nie do końca ci ufam - powiedziała ostro.

- Przyjęli mnie, jeśli chcesz wiedzieć - powiedział dumnie z lekkim uśmiechem.

O swojej mocy powiedział nam rankiem. Nie miałam pojęcia, że ją posiada. Ćwiczył ją w samotności, z dala od rodziny. Nie potraktowaliby go dobrze. Żałowałam jedynie, że Berard Lluks przed śmiercią się tego nie dowiedział. Bardzo chciałabym zobaczyć jego minę.

Poszliśmy do jego nowego pokoju. Pomogłam mu rozpakować kupione niedawno rzeczy.

- Będę czekać w pokoju. Przyjdź zaraz, będziemy szły do pracy - powiedziała Riv i wyszła. Odprowadziłam ją spojrzeniem, po czym skierowałam je na Blake'a.

- Nie zdążyłem cię przeprosić - powiedział chłopak. Odłożyłam jedną z jego koszulek i stanęłam naprzeciwko.

- Tak?

- Tak. Więc przepraszam, za to, że ci groziłem, że chciałem cię zabić, że zaciągnąłem cię do nielegalnej pracy i że nie pozwoliłem ci odejść. W pewnym momencie jednak chyba się w tobie zakochałem.

- Pomiędzy namawianiem mnie do pomocy w produkowaniu trucizny, czy jednak kiedy goniłeś mnie z zamiarem morderstwa?

- Chyba jeszcze podczas tego pierwszego.

Zaśmiałam się i wtedy mnie pocałował.

- Przynajmniej nie ma już kto mnie kontrolować. Słyszałem, że ojciec odszedł, kiedy tylko dowiedział się o śmierci Berarda.

Ojciec, który bił go jako dzieciaka i zmuszał do pracowania w rodzinnej firmie.

- I dobrze.

Ułożyłam się na jego łóżku i założyłam ręce pod głowę.

Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich Riv.

- Choć, musimy już iść. Odklej się od niego chociaż na chwilkę.

Wzięła mnie za rękę, wywracając oczami i pociągnęła w stronę wyjścia. Pomachałam Blake'owi na pożegnanie.

- Strasznie jesteś z nim irytująca, wiesz?

- I tak mnie kochasz.

Stałam z nią cały wieczór za ladą i sprzedawałam intensywnie pachnącą kawę i słodkie ciastka.

Nie było idealnie. Wiedziałam, że Riv obwinia się o śmierć Nasha, chociaż nie była to do końca jej wina. Straciliśmy go i nikt nie mógł się z tym pogodzić.

Ale Berard Lluks nie żył, organizacja trochę podupadła, z powrotem miałam Blake'a w swoim życiu, Riv przy sobie i chyba wreszcie wszystko zaczynało być w porządku.

Skradziona krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz