Rozdział 10. Camila

16 4 1
                                    

- Jak to skradziona? - To były moje pierwsze słowa po paru minutach całkowitego milczenia, pełnego niedowierzania i nieprzerwanego żadnym innym dźwiękiem. - Kiedy?

Nie byłam do końca pewna, czy te słowa w całości do mnie dotarły. Stałam tam oniemiała na środku pokoju, próbując przyswoić tę informację.

- To musiało stać się dzisiaj. - Głos profesora Bodena był słaby, kruchy, jakby zaraz miał się załamać. Nigdy w życiu nie słyszałam go tak bardzo niepewnego. Tak załamanego. - Kiedy cała szkoła była na wycieczce. To była dobra okazja i z niej skorzystali.

- Ale kto? - wtrącił Callan.

- Nie wiem.

- Myśli pan, że to mógł być któryś z uczniów? - spytał Nash. - Wydaje mi się, że paru z nich zostało, bo źle się czuło. Mieliby dobrą okazję...

- Nie wyciągajmy pochopnych wniosków - zatrzymał go, wstając. Zaczął nerwowo krążyć po pomieszczeniu. - I nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nie chcę wzbudzać niepotrzebnego zamieszania.

Zamilkliśmy, wsłuchując się w głuchą ciszę. Każdy myślał to samo, ale nikt nie chciał wypowiedzieć słów na głos. Bo jeśli by to zrobił, podejrzenie stałoby się realne.

Popatrzyłam po chłopakach, którzy wymienili ze mną porozumiewawcze spojrzenie.

Nie było jednak sensu tego ukrywać.

- Jeśli... - zaczął niepewnie Nash. - Jeśli księga dostała się w ręce Lluksu...

- Nie - przerwał mu ostro profesor.

- Ale jeśli... - zaczął znowu.

- Nie chcę, by ktokolwiek z was wypowiadał takie słowa. - Było tak, jakby odrzucał od siebie tę informację. Nie zmieniało to faktu, że mogła być ona prawdziwa.

Dokończyłam to zdanie w myślach. Jeżeli Lluks zdobył Księgę, mieliśmy ostro przesrane. Łagodniej mówiąc. Zaklęcia, które się w niej znajdowały były szalenie niebezpieczne, ale te, które były ukryte... Jeśli tylko Lluks odkryłby te zaklęcia, w jakiś sposób potrafił je rozszyfrować, być może wszyscy byliby zagrożeni. Każda pojedyncza osoba posiadająca moc.

Usiadłam tylko po to, by ponownie wstać i zacząć krążyć po pomieszczeniu.

- Musimy dowiedzieć się, kto to zrobił - powiedziałam, jakby to nie było oczywiste. - Musimy mieć jakiś plan, cokolwiek, co teraz mamy zrobić.

Spojrzałam na profesora, który nerwowo stukał paznokciami o blat stołu. Jego spojrzenie było nieobecne, jakby myślami daleko był poza tym pokojem.

- Powinniśmy na spokojnie przeanalizować każdą możliwość - postanowiłam.

Jednak wiedziałam, że nie będzie to miało sensu. Nikt nie wiedział o tej Księdze, oprócz Lluksu i osób z kółka. A te osoby naprawdę były zaufane. Oprócz naszej trójki, która dostała się tam niechcący, profesor, kiedy dopiero zaczynał zbierać uczniów, wymyślił sposób ich werbowania. Nie był to łatwy proces. Obserwował każdego, czy jest lojalny, dobry i czy na pewno można mu zaufać. Z nami nie miał wyboru, ale inni członkowie nie mogli być wybrani na chybił trafił. To musieli być ludzie pełni pasji, chęci odkrywania nowych możliwości, ale przede wszystkim takie osoby, które zdołają dochować tajemnicę. To było przede wszystkim najważniejsze. Lluks miał swoich szpiegów i jedno źle wypowiedziane zdanie mogło zaważyć o losie Czarnej Księgi. I chyba tak właśnie się stało.

Być może ktoś nawet przypadkiem szepnął jedno nieodpowiednie zdanie do jednej nieodpowiedniej osoby i już było za późno.

Bo Księga nie mogła ot tak sobie zniknąć.

Skradziona krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz