ROZDZIAŁ PIERWSZY

131 14 12
                                    

Rozgłos

🌷🌷🌷

Drogi Czytelniku, chciałbym móc powiedzieć, że urodziłem się we właściwym ciele. Chciałbym móc powiedzieć, że bycie następcą tronu to najwspanialsze, co mogło mi się przytrafić.

A nade wszystko chciałbym móc powiedzieć, że kobiece krzyki, które dochodziły spod drzwi mojej komnaty, zwiastowały coś dobrego.

— Simonie, gówno obchodzi mnie to, że śpisz i to, że za tydzień cię tu nie będzie! Masz w tym momencie podnieść swoje jeszcze książęce cztery litery ze swojego parszywego łóżka i w tej chwili stawić się na spotkanie!

Przewróciłem się na plecy. Wbiłem spojrzenie w marmurowy sufit. Przetarłem oczy, ciężko wzdychając.

— Jakie znowuż spotkanie? — jęknąłem.

Ciężkie wrota otworzyły się z trzaskiem o ściany. Twarz królowej poczerwieniała aż po same uszy.

— Spotkanie z dyrektorem McWhitem dotyczące partnerstwa konkursu wiedzy o bregsburskiej monarchii — warknęła, zaciskając pięści.

Kompletnie o nim zapomniałem. Ostatnimi czasy moje myśli uciekały w stronę zbliżającego się dnia wyzwolenia z więzienia, eufemistycznie zwanego Pałacem Królewskim.

Niechętnie poderwałem się do siadu. Pochwyciłem w dłonie czerwoną poduszkę i wtuliłem w nią twarz. Nie uśmiechało mi się patrzeć na zdenerwowaną twarz Jasmine. Po tylu latach znałem ją już jednak tak doskonale, że od razu ujrzałem ją w swoim umyśle.

— Masz dwadzieścia minut, leniu. — Odwróciła się na pięcie i skierowała się do wyjścia. Na odchodne dodała: — Jeśli nie stawisz się na czas, zdemaskuję twój cały cholerny plan ucieczki.

Spojrzałem na ścienny wahadłowy zegar — ósma czterdzieści. Nie spałem od dokładnie czwartej pięćdziesiąt trzy, ponieważ cierpię na swego rodzaju bezsenność. Każdego dnia budzę się o tej samej godzinie. Sięgam po telefon i przeglądam kolejno wszystkie możliwe media społecznościowe i portale informacyjne. Gdy jestem już na bieżąco z najnowszymi plotkami dotyczącymi bregsburskiej monarchii, nadchodzi pora na serial lub książkę. Czasem po prostu spędzam ten czas, leżąc w łóżku bądź na parapecie, wsłuchuję się wtedy w śpiew ptaków za oknem lub zanurzam w najciemniejsze zakamarki mojego jestestwa.

Zwlokłem się z łóżka i przeszedłem do drugiego pokoju komnaty. Na dębowym stoliku w rogu czekał na mnie idealnie wyprasowany, burgundowy garnitur. Ściągnąłem brwi. Cassandra wiedziała o moim spotkaniu i nie raczyła mi o nim przypomnieć.

Cassandra będąca formalnie moją służącą, to jedna z dwóch bliskich mi osób. Skłamałbym, mówiąc, że uczucia, którymi ją darzyłem, były czysto przyjacielskie. To o niej opowiadałem nocnemu niebu, dziękując za to, że pojawiła się w moim życiu. Gdyby nie Cass, już dawno postradałbym zmysły. Jej obecność była jak chłodny wiatr w upalny dzień. Rozmowa z nią pozwalała mi ostudzić kotłujące się we mnie emocje i choć na chwilę zasklepić rany szpecące moje serce.

Umyłem zęby, przywdziałem garnitur i przeczesałem włosy. Nałożyłem pomadkę nawilżającą o zapachu szarlotki na moje, jak zwykle, spierzchnięte usta. Gdybym zapomniał o tym punkcie, istniałaby ogromna szansa, że z powodu pieczenia warg, wpadłbym w furię, zabijając każdego, kto stanąłby mi na drodze.

TULIPANY NAD URWISKIEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz