ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

21 8 0
                                    

Zaufanie

🌷🌷🌷

Czekałem na ławce w parku słonecznym. Dochodziła godzina siedemnasta — niedługo powinien pojawić się Edward. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, o czym będziemy rozmawiać, jednak pomimo to odczuwałem potrzebę, aby przed porzuceniem tytułu powiedzieć mu kilka słów.

Być może byłem naiwny, ale planowałem opowiedzieć mu o planie opuszczenia pałacu. Nie wiem dlaczego, ale ufałem mu. Pod moją skórą wibrowało przeczucie, że mógł poznać tę tajemnicę.

Fakt, że Cassandra nie wiedziała, wypalał mnie od środka. Oddałbym wszystko, aby móc ją wtajemniczyć, ale nie chciałem jej zranić. Gdyby dowiedziała się, że świadomie wyrzekam się pałacu, na jaw wyszłaby moja klęska. Wierzyła we mnie, przez co nie chciałem pokazać swoich słabości.

Jednak by nie oszaleć, musiałem komuś powiedzieć. Skoro umysł podpowiadał mi, że Edward jest właściwą osobą, zastosuję się do tego. Poza tym — mieliśmy już jeden wspólny sekret.

— Witam, Wasza Wysokość! — Rozpoznałem głos Ridena za moimi plecami.

— Krzycz jeszcze głośniej, zdemaskuj mnie — syknąłem.

— Luuuzik, księciuuunio — irytująco przeciągał samogłoski.

Kiwnąłem głową, aby usiadł. Opadł ciężko na ławkę, skrzyżował ramiona i mrugnął do mnie.

— Jak tam, już pogodzony z niesfornym wybrykiem matki?

— Po pierwsze: masz strasznie denerwujący sposób bycia, po drugie: ona nie zasługuje na miano mojej matki.

— Po pierwsze: skoro jestem taki wnerwiający, to dlaczego chciałeś się ze mną widzieć, po drugie: cóż takiego jeszcze zrobiła, że nie przyznajesz się do niej? Bo chyba nie chodzi ci o samą zdradę. — Wzruszył niedbale ramionami. — Całkiem ludzka rzecz.

Przewróciłem oczami. Drażnił mnie sposób, w jaki się zachowywał i konstruował zdania, lecz coś w głębi serca podpowiadało mi, że znajdziemy wspólną nić porozumienia. Podpowiadało, że mogę mu zaufać, a ja naprawdę musiałem się komuś zwierzyć.

— Jeśli chcesz zrozumieć dokładny powód mojego wstrętu do Jasmine, musisz poznać genezę sprawy…

— Zamieniam się w słuch — wtrącił.

— Jutro obchodzę osiemnaste urodziny…

— Wszystkiego najlepszego, stary! — Znów wszedł mi w pół zdania.

— Dzięki. Czy mógłbyś, z łaski swojej, mi nie przerywać? — jęknąłem podirytowany.

Potaknął, tłumiąc rozbawienie. Pora wyłożyć kawę na ławę.

— Jutro pozoruję własną śmierć — rzuciłem jednym tchem.

— Czekaj, czekaj. — Dostrzegł moją irytację, więc pospiesznie dodał: — Sorry, miałem ci nie przerywać, ale czy dobrze rozumiem? Spadasz z pałacu?

— Tak, coś w ten deseń. Jeśli jutro zobaczysz w wiadomościach informację o samozapłonie samochodu i moje czarno-białe zdjęcie, to nie rozpaczaj. Będę żywy.

— Kurde, jesteś dziwnym człowiekiem. — Zmarszczył brwi. — Chcesz porzucić posadę, o której śni tysiące osób?

Opowiedziałem mu o tym, jak bardzo ta funkcja mnie przytłaczała. Jak nie potrafiłem stać się wymarzonym, obojętnym na wszystko synem Jasmine. O tym, jak raz po raz zawodziłem młodszego brata. Powiedziałem wprost, że jestem zbyt słaby, aby stać się królem. Przedstawiłem mu skróconą wersję opowieści o moim beznadziejnym życiu.

TULIPANY NAD URWISKIEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz