ROZDZIAŁ PIĄTY

47 9 10
                                    

Mądrzejszy brat

🌷🌷🌷

Wyszedłem z komnaty matki. Do moich uszu dotarł podejrzany szmer. Kroki. Przyspieszone kroki. Ktoś biegł, jakby chciał jak najszybciej się oddalić. Zmarszczyłem nos. Odniosłem wrażenie, że dźwięk ten pochodził z korytarza za rogiem. Bez wahania postanowiłem zbadać sprawę. Przyspieszyłem, przeszedłem najpierw do truchtu, potem niemalże do sprintu. Czułem, że to nie była błaha sprawa, a zazwyczaj moja intuicja była nieomylna.

Trzask drzwi. Nie dogoniłem podejrzanego osobnika. Zdołał skryć się w komnacie. Kondycja już nie ta. Odnotowałem w pamięci, że powinienem wrócić do porannego joggingu, który porzuciłem niecały rok temu.

Zaraz, zaraz. Chwyciłem się za głowę. Na trzecim piętrze pałacu tylko trzy komnaty były zamieszkane. Moja. Matki.

I Sebastiana — mojego młodszego brata.

— Ty przeklęty gówniarzu — rzuciłem wściekle do siebie.

Kopnąłem w brunatną listwę przy podłodze, która była prawdopodobniej warta więcej niż najniższa krajowa wypłata.

Podsłuchiwał nas. Nie widziałem innego wyjaśnienia sprawy.

Tylko tego brakowało, żeby Sebastian dowiedział się o moim odejściu. Nasza relacja od niepamiętnych czasów była burzliwa. Szczerze mówiąc, nienawidziliśmy się. Zawsze zazdrościł, że to ja miałem pierwszeństwo do tronu. Od najmłodszych lat miał do mnie o to żal. Psocił, a później zrzucał winę na mnie. W pewnym momencie jasne stało się jednak, że to nie ja poprzewracałem wszystkie kosze na śmieci w pałacowej kuchni. 

Nie ja byłem odpowiedzialny za wylanie na Jasmine wiadra paskudnie lodowatej wody, gdy przechadzała się po ogrodzie. 

Nie ja podkradałem babeczki, które kucharki upiekły jako poobiedni deser. 

Nie ja podpaliłem drzewo obok pałacu (tak, on naprawdę posunął się nawet do takiej czynności). 

Tych sytuacji było o wiele więcej. Był, jest i będzie gotów zrobić wszystko, abym stracił w oczach królowej i poddanych. Gdy tylko osiągnął wiek rozumny, zapałał do mnie nienawiścią. Pewnie niezmiernie ucieszyła go wiadomość, że zwolnię mu posadę księcia koronnego.

Fakt, że istniała szansa, iż Sebastian dowiedział się o moim planie, był niepokojący. Z chęcią wykorzystałby to przeciwko mnie i pewnie to zrobi. Jako następca tronu będzie miał wiele spotkań, wywiadów, wystąpień. Oznacza to ogrom okazji do wyjawienia mojej tajemnicy. Był do tego zdolny, nie miałem co do tego najmniejszych wątpliwości. Oskarży mnie o tchórzostwo, o zdradę państwa czy coś jeszcze innego.

Gdzieś w głębi duszy, mimo wszystko liczyłem, że nic nie usłyszał, że to tylko zbieg okoliczności. Ot, przebieżka po korytarzach. 

Znałem jeden jedyny sposób, aby to sprawdzić.

— Otwarte! — ryknął ze swojej komnaty.

Wszedłem do środka. Zmierzył mnie wzrokiem. Czarne i błyszczące sprytem oczy przywołały mi na myśl rozżarzone węgielki. Pieprzony gówniarz o wygórowanym ego. Coś wiedział. Na pewno. Dostrzegłem to bez problemu. Znałem go jak własną kieszeń. 

— Następco tronu, cóż cię sprowadza? — Przywitał mnie głos pełen pogardy.

To pytanie tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że podsłyszał wszystko. Nigdy się tak do mnie nie zwracał. Nigdy nie podkreślał, że to ja miałem pierwszeństwo do tronu. Aż cuchnęło ironią.

Byłem skończony, pomyślałem i zacisnąłem pięści.

— Pomyślałem, że odwiedzę cię tego pięknego wieczoru. Jak za starych, dobrych lat — warknąłem, wysuwając brodę do przodu.

Wyszczerzył podstępnie zęby. Pochylił się w moim kierunku, odsuwając się od oparcia wyszywanej srebrną nicią kanapy.

— Nie graj głupka. Nigdy nie spędzaliśmy razem czasu. Czego chcesz? 

Jego postawa kipiała triumfem, a wzrok, którym mnie obdarzył, był doszczętnie przesiąknięty jadem, którego nie powstydziłaby się nawet sama mamba czarna.

— Jak to jest możliwe, że to j a jestem starszy, ale to t y pozwalasz sobie na taki ton? — Poziom mojej irytacji wzrósł w zastraszającym tempie.

Pospiesznie zlustrowałem pokój w poszukiwaniu przedmiotu, na którym mógłbym wyładować emocje. Regał w prawym rogu pokoju, na którym widniało zaledwie dziewięć książek? Masywny fotel stanowiący komplet do sofy? Workowata pufa naprzeciw mnie? Nic w komnacie nie wydawało się wystarczająco satysfakcjonujące. 

Nic, oprócz jego łba, prychnąłem w duchu.

— Starszy nie znaczy mądrzejszy ani — zawiesił głos, rzucając mi wzrok pełen sprytu — przebieglejszy.

Przekrzywił głowę, wybijając palcami na bukowym stole drażniącą melodię. Wstał. Podszedł do, wiszącego na jednej z kawowych ścian, lustra. Skontrolował swój wygląd. Zdecydował się, by przeczesać dłońmi swoje czarne, jedwabne włosy. Dotknął kolczyka z czarnym diamentem. Ściągnął srebrne sygnety, by za chwilę ponownie je założyć. Bliski furii obserwowałem, jak powrócił na miejsce i usiadł wyzywająco na biurku.

— Widzisz, mój drogi, nie mam nawet odrobiny ochoty, aby z tobą rozmawiać. Tak więc, jako młodszy i zarazem inteligentniejszy brat, radzę ci, żebyś opuścił to pomieszczenie.

Przewróciłem oczami. O mój Boże, jak on mi działał na nerwy!

Złapałem demonstracyjnie za zimną, jak jego serce, klamkę.

— Tak się składa, że to ty powinieneś słuchać mnie. Ale spokojnie, wyjdę z własnej, nieprzymuszonej woli. Niepotrzebne mi twoje żałosne rozkazy. Żałuję, że fatygowałem się do ciebie w nadziei na odnowienie stosunków rodzinnych. Już nigdy się nie zmienisz — syknąłem przez ramię. — Żegnam, niemiłego wieczoru.

Trzasnąłem drzwiami. Obiecałem sobie, że przy następnej okazji dostanie w twarz. Miałem go serdecznie dość. Stanowił kolejny powód, by uciec stąd raz na zawsze. Jeszcze kilka dni. Wytrzymam.

To nie tak, że byłem zbyt słaby i nie potrafiłem go poskromić. On był po prostu niereformowalny. Nawet własna matka, a przy okazji królowa, nie była w stanie sobie z nim poradzić. Zamiast tego wstydziła się za niego i czuła odrazę. Nienawidziła go jeszcze bardziej niż mnie.

Sebastian będzie okropnym królem, ale to już przecież nie moja sprawa.

🌷🌷🌷

TULIPANY NAD URWISKIEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz