Stonewill
🌷🌷🌷
Od spotkania z Cassandrą upłynęła ponad godzina, a ja wciąż nie potrafiłem uspokoić myśli. Miałem totalny mętlik w głowie. Z jednej strony każda najmniejsza komórka mojego ciała aż kipiała z nagromadzonej euforii. Nareszcie wydarzyło się to, o czym marzyłem od niemalże dwóch lat. Przyznała, że byłem dla niej kimś więcej, niż tylko przyjacielem.
Zawsze jednak istniała druga strona medalu.
Gdy zdałem sobie sprawę, iż nie będzie mi dane zbyt długo się tym cieszyć, moje serce rozpadło się na mikroskopijne kawałki. We wtorek przecież zniknę z pałacu raz na zawsze.
Czy powinienem jej o tym powiedzieć?
A może przestanę być tak okropnym egoistą i zostanę dla niej?
Wtuliłem się głębiej w skórzaną, węgielną tapicerkę. Oparłem czoło na szybie, czując rytmiczne drżenie pojazdu. Na wspomnienie minionych chwil moje serce przyjemnie dygotało.
Starałem się na razie nie myśleć o tym, że w ciągu najbliższych kilku dni muszę wybrać pomiędzy sobą a nią.
W oddali zamajaczył ogromny, błękitny budynek Stonewill, więc mój uśmiech zniknął bezpowrotnie. Nie miałem najmniejszej ochoty brać udziału w tej szopce.
Szofer otworzył drzwi samochodu od mojej strony. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, był szczerzący się McWhite. Czyż on nie potrafił uśmiechać się szczerze? Byłbym skłonny przypuszczać, że nadużywał zabiegów wybielających, ponieważ jego uzębienie było nienaturalnie białe. Najprawdopodobniej stanowiło jego największą dumę i czuł potrzebę powiadomienia o tym fakcie każdego napotkanego człowieka.
Dłonie skrzyżował za plecami, uwypuklając sporych rozmiarów brzuch.
- Książę, witam w naszych skromnych, licealnych progach. - Ukłonił się teatralnie. - Mam nadzieję, że dzień zaczął się dla Waszej Wysokości pozytywnie.
Och, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wspaniale się zaczął.
- Dzień dobry, panie McWhite. Tak, dziękuję, mamy dzisiaj cudowny dzień. - Uścisnęliśmy dłonie. Wzdrygnąłem się, czując jego wilgotną od potu rękę.
- Zapraszam. Uczniowie nie mogą doczekać się spotkania z tak zacną postacią. - Wskazał mi drogę do wejścia.
Szkoła z pozoru wyglądała zwyczajnie. Długi hol rozgałęziający się na mniejsze korytarze prowadzące do poszczególnych klas. Aula. Szafki dla uczniów. Stołówka. Sklepik szkolny.
Przy dokładniejszej analizie można dostrzec, że to tylko pozory, gdyż była to prestiżowa prywatna placówka. Wszystko było nowoczesne i spójne kolorystycznie. Wokół panowała błękitno-biała aura, zaś siedzący na korytarzu licealiści nie korzystali z książek czy zeszytów. Każdy z uczniów posiadał specjalnego szkolnego macbooka z wgranymi podręcznikami, gdzie zapisywał również notatki. Możnaby pomyśleć, że to szlachetne, ponieważ dyrekcja kładła nacisk na kształtowanie świadomości ekologicznej.
Tak naprawdę liceum kilka lat temu podpisało umowę z firmą elektroniczną i z każdego zakupu urządzenia otrzymuje dziesięć procent do szkolnego budżetu.
Uczniowie nosili mundurki z naszytym logo szkoły - błękitnym liściem dębu na białym tle. Strój dziewcząt obejmował śnieżnobiałą koszulę, błękitny krawat, marynarkę i spódniczkę (koniecznie za kolano, aby - jak to określała dyrekcja - nie kusić chłopców). Jeśli chodziło o męską część licealnej społeczności, nosili oni białe koszule, błękitne muszki, marynarki i spodnie. Obowiązkowym punktem ubioru były błękitne trampki na nieskazitelnie białej podeszwie.
CZYTASZ
TULIPANY NAD URWISKIEM
Roman pour AdolescentsPOPRAWIONA WERSJA ZOSTAŁA WYSŁANA DO WYDAWNICTW, ZAPRASZAM DO ZAPOZNANIA SIĘ Z POPRZEDNIĄ WERSJĄ Czasem jeden niepozorny moment potrafi odmienić życie... Książę koronny Simon Philip Christopher Lavdor wiedzie z pozoru idealne życie. Któż nie pragnął...