ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY TRZECI

24 7 4
                                    

Dom

🌷🌷🌷

Jasmine czule ścisnęła moje ramię. Przed oczyma mignął mi wielki czarny diament w otoczeniu rubinów na jej pierścieniu. Mimowolnie spojrzałem na spoczywającą na jej skroniach koronę. Tym razem nie posłałem w jej stronę wiązanki niecenzuralnych słów, ona również nie wyrzuciła mi moich błędów. Blask klejnotów — złota, srebra i diamentów — zdawał się mnie do siebie przyciągać. Nie było to jednak niezdrowe, tak jak w przypadku Sebastiana, a raczej motywujące.

Wpatrując się w królewski atrybut, pomyślałem o Koronie Północnej — moim ulubionym gwiazdozbiorze. Co, jeśli to nie przypadek, że to właśnie ta konstelacja najbardziej do mnie przemawiała?

— Nie stresuj się. Dasz radę. — Matka wyrwała mnie z rozmyślań. Strzepnęła wyimaginowany paproch z marynarki czerwonego kostiumu.

— Przygotowałem sobie, co powiem, ale nie jestem w stanie powtórzyć tego z pamięci — wyjąkałem.

— Nie musisz sztywno trzymać się ram. Zawsze byłeś dobrym mówcą. Potrafiłeś na poczekaniu wymyślić najlepsze przemówienia.

— Wyszedłem z wprawy.

— Tego się nie zapomina. To się po prostu ma we krwi. — Uśmiechnęła się szeroko. — No, już! Wyjdź do nich. Wyznaj wszystko, co uznasz za stosowne.

Po raz ostatni zerknąłem w znajdujące się za nami lustro. Moje włosy ułożono w artystycznym nieładzie, uprzednio wypłukawszy wszelkie pozostałości brązu. Na koszulę zarzuciłem granatowy żakiet męski ze złotymi wzorami w talii i na plecach, zaś do butonierki włożyłem główkę białego tulipana. Dłonią poprawiłem wyprasowane na kant atramentowe spodnie i przyjrzałem się, czy czarne buty były idealnie wypastowane. Dotknąłem sygnetu z głową lwa na środkowym palcu i wreszcie stwierdziłem, że nadszedł czas.

Przeszedłem przez próg ogromnych szklanych drzwi o złotych klamkach prowadzących na główny balkon pałacu. Moim oczom ukazał się tłum ludzi. Dostrzegłem mnogość transparentów krytykujących Sebastiana. Na tekturach czarnymi i czerwonymi markerami zapisano między innymi:

„Wstydź się, książę!”

„Książę Simon na zawsze w naszej pamięci!”

„Książę Sebastian — najgorszy książę w dziejach Bregsburgu!”

Dodało mi to odwagi. Rzeczywiście nienawidzili mojego brata. Gdy podchodziłem do mikrofonu, stres całkowicie mnie opuścił. Zdusiłem go w sobie. Wiedziałem, po co tu byłem. Wiedziałem, dlaczego pragnę na nowo wzbudzić zaufanie poddanych.

Gdy jeszcze raz obrzuciłem spojrzeniem zebrany pod pałacem tłum, zrozumiałem, że to właśnie tu należę. Ci ludzie byli mi obcy, a pomimo to poczułem, jakbym miał porozmawiać z dobrymi znajomymi.

Do moich uszu dotarł okrzyk zdumienia. Wielu uniosło dłonie do ust, inni przecierali oczy. Skierowałem wzrok na kamery zawieszone wokoło. Moje wystąpienie będzie transmitowane na żywo.

Nie zepsuj tego, Simonie. To twoja jedyna szansa.

— Drodzy obywatele, tu obecni oraz ci, zebrani przed telewizorami, wyczekiwaliście księcia Sebastiana, jednakże oto ja — Simon. Pragnę już na wstępie, szczerze was wszystkich i każdego personalnie przeprosić. Trzy miesiące temu uciekłem z pałacu. Sfingowałem swoją śmierć, podpalając samochód. Tak, nie boję się tego słowa. Uciekłem. Przyjmując nową tożsamość, stałem się jednym z was. Przez ten czas określałem się Patrickiem Walkerem. Z pewnością stawiacie sobie pytanie, co posunęło mnie do tego kroku?

TULIPANY NAD URWISKIEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz