ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY

21 7 4
                                    

Kłamstwa

🌷🌷🌷

Nie zawsze jest idealnie, ale daję sobie radę.

Naprawdę.

Uwierzyłem w siebie i swoje możliwości, a wsparcie, które od czasu powrotu do pałacu otrzymuję, pomaga mi to podtrzymywać. Dostaje je z każdej strony — od najbliższych, od obywateli Bregsburgu, a nawet od osób z całego świata, które śledzą losy bregsburskiej rodziny królewskiej. Liczbę wiadomości (założyłem specjalnie przygotowane pod nie konto mailowe, do czego mnie nakłoniono) czy listów, które dostałem w przeciągu ostatnich miesięcy można określić w tysiącach. Przeczytałem wszystkie z nich, a każdy wywołał ciepło na moim sercu. Miałem dla kogo walczyć.

Ale starałem się walczyć przede wszystkim dla siebie.

Początkowo wzbraniałem się przed rozpoczęciem leczenia, w końcu wszystko wydawało się iść ku lepszemu. Moja pewność siebie rosła, a ja czułem, że jestem tu potrzebny.

Jednak w pewnym momencie, to jest na początku tego roku, znów spotkałem się z mentalną ścianą. Przestałem dostrzegać kolory życia, a codzienne wstawanie z łóżka stało się istną katorgą. Byłem wyzuty z sił witalnych, na barkach nieustannie ciążył mi wypełniony kamieniami plecak. Nie rozumiałem, co się ze mną działo, ale, będąc szczerym, nie miałem nawet energii, by nad tym rozmyślać.

Po namowach ze strony Cass, Eda, Bridget a nawet — uwaga — Jasmine, postanowiłem rozpocząć terapię. Była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu. Przepracowanie negatywnych wydarzeń z przeszłości pod okiem doświadczonego psychoterapeuty pozwoliło mi uporządkować swoje wnętrze. Zrozumieć przyczyny tego, co mnie spotkało, co spowodowało, że zaprzyjaźniłem się z autoagresją, uciekłem z pałacu, stanąłem na moście i wiele innych.

W kilku sesjach uczestniczyła również Jasmine. Nasza relacja uległa diametralnej poprawie. Wylaliśmy wspólnie mnóstwo łez, również podczas rozmów w cztery oczy. Po tylu latach wreszcie mogłem powiedzieć, że mam kochającą mamę. Nawet jeśli jeszcze wiele do wyjaśnienia przed nami, byłem dobrej myśli.

To nie tak, że wystarczyło trzy razy w tygodniu spotkać się z terapeutą i nagle wszystko stało się prostsze. Sporo pracy wykonałem samodzielnie, w zaciszu własnej komnaty.

Cóż mógłbym powiedzieć, nauka w Stonewill także przyczyniła się do mojego aktualnego stanu. Przyjaciele Ridena z otwartymi ramionami przyjęli mnie do swojej paczki, za co byłem im niezmiernie wdzięczny.

I gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że w sobotni wieczór będę szykował się na domówkę, wyśmiałbym go prosto w twarz.

Ale zacznijmy od początku...

🌷🌷🌷

Wyszedłem z czarnej limuzyny pod murami liceum. Moi ochroniarze zostali w samochodzie, jak to miało miejsce każdego dnia. Nie uśmiechało mi się paradować po szkole z obstawą na karku. Nie spodziewałem się tu zagrożenia, ponieważ McWhite prędzej sam zabiłby ucznia, niż pozwolił komuś mocniej uścisnąć moją dłoń.

Nie, wcale nie przesadziłem.

Przy wszystkich wejściach stali członkowie pałacowego oddziału policyjnego i na każdym, powtarzam, k a ż d y m przeprowadzali kontrolę. Od mojego przybycia do Stonewill nie sposób wnieść noża, innego ostrego przedmiotu czy czegokolwiek, co mogłoby stanowić śmiercionośne narzędzie.

Nie był to pomysł królowej, lecz samego dyrektora — magistra Conrada McWhite'a.

Oprócz tego miałem przy sobie nadajnik, za pomocą którego straż śledziła moje położenie w k a ż d e j sekundzie. Był on wyposażony w specjalny przycisk, bym w razie potrzeby mógł przywołać do siebie ochroniarzy.

TULIPANY NAD URWISKIEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz