ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

23 8 13
                                    

To czyni cię człowiekiem

🌷🌷🌷

Siedzieliśmy wraz z Jacobem w salonie, oglądając film przyrodniczy. Lew właśnie pożerał antylopę. Fascynujące.

Niedługo powinna zacząć się transmisja z pogrzebu Simona. Niepokój opanował każdą najmniejszą cząstkę mojego ciała. Z trudem wtłaczałem powietrze do płuc. Świat zdawał się wirować jak na karuzeli.

— Spokojnie. — Jacob puścił mi oczko. — Wszystko będzie dobrze.

Przeszył mnie dreszcz. Nieprzekonany kiwnąłem głową.

Zawiesiłem wzrok na finezyjnie zdobionym zegarze ściennym. Tik-tak. Tik-tak. Wskazówka sekundowa zdawała się pędzić w niebezpiecznie szybkim tempie. Zamaszysty ruch wahadła wprawiał mnie w stan hipnozy.

Dochodziła godzina piętnasta. Zerknąłem nerwowo na mojego „towarzysza niedoli”.

— Chyba już czas. — Przełączył na kanał pierwszy.

Westchnąłem. Długo wyczekiwałem tej chwili, jednak teraz nie byłem pewny, czy chciałem, aby nadeszła…

Główna część ceremonii pogrzebowej miała odbyć się w katedrze zbudowanej w stylu gotyckim. W pierwszym rzędzie zasiadły już Jasmine i Bridget, a za nimi umiejscowił się Antonio ze swoją rodziną. Miejsce pomiędzy królową, a jej siostrą jest puste. Zmrużyłem brwi, powinien siedzieć tam Sebastian. Czyżby pałał do mnie aż taką nienawiścią, że nie przyjdzie na moje ostatnie pożegnanie? Zdawałem sobie sprawę, że wiedział, że tak naprawdę żyję. Pomimo to, winien przyjść — choćby dla zaspokojenia opinii publicznej.

Lustrowałem wzrokiem ekran telewizora w poszukiwaniu Roberta. Bezskutecznie. Ogarnęła mnie panika.

— Jacobie? Widzisz gdzieś mojego tatę?

— Nie, ale na pewno zaraz przyjdzie, spóźnialski jak zwykle.

Próbowałem wziąć przykład z Jacoba i myśleć trzeźwo.

Wpadające przez maswerki i witraże w oknach wielobarwne światło zdawało się podkreślać dwa puste miejsca. Potarłem skronie.

Nigdzie nie ujrzałem ojca. Pojawił się za to Sebastian. Przemknął przez zdobioną ornamentami nawę, poruszając się nadzwyczaj szybkim, sprężystym krokiem. Zasiadł po prawicy Jasmine.

Gdzie, do jasnej cholery, był tata?!

Wlepiłem wzrok w pozłacany, szafiasty ołtarz.

Rozpoczęła się ceremonia.

🌷🌷🌷

Uroczystość była nudna i przewidywalna. Poruszająca serce przemowa królowej, nieco mniej smutna mowa jeszcze nieoficjalnego nowego następcy tronu (gołym okiem można było dostrzec triumf w jego zachowaniu) oraz inne typowe pogrzebowe rytuały. Nie zapamiętałem z nich zbyt wiele, ponieważ moje myśli przejął inny temat.

Robert Carrick-Lavdor (według bregsburskiego prawa mąż królowej przejmował po niej nazwisko) nie pojawił się na mszy.

Teoretycznie rzecz biorąc, powinienem dostrzec go po lewej stronie królowej. Co prawda, był jej byłym mężem i od kilku lat nie miał nic wspólnego z pałacem, jednak ta uroczystość dotyczyła także jego dziecka, więc należało mu się miejsce honorowe.

Transmisja dobiegła końca. Jutro udawana trumna zostanie złożona w królewskim grobowcu.

— Dzięki Bogu, książę koronny nie palnął niczego głupiego. — Jacob usiłował robić dobrą minę do złej gry.

TULIPANY NAD URWISKIEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz