ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

25 7 0
                                    

Już nic mi go nie odbierze

🌷🌷🌷

Podróż mijała mi dość szybko. Ludzie w pociągu zaciekle rozprawiali o śmierci Simona. Z trudem powstrzymywałem się od uśmiechu. Starsza kobieta zajmująca miejsce obok mnie aż zanosiła się od płaczu. Nawet nie zdawała sobie sprawy, iż owy zmarły właśnie znajdował się przy niej.

To ciekawe uczucie słyszeć, że kogoś przejął zgon mojego dawnego ja. Myślę, że każdy chociaż raz w życiu zastanawiał się, kto przyszedłby na jego pogrzeb. Cóż, teraz będę mógł się tego dowiedzieć. Co więcej, poznam, co tak naprawdę myśleli o mnie obywatele. O zmarłych podobno nie mówi się źle, ale wydaje mi się, że byłem postacią na tyle rozpoznawalną, że ludzie i tak będą plotkować.

- Szanowni pasażerowie! - z głośników znajdujących się w pociągu wybrzmiał głos. - Dzisiejszego ranka, samochód księcia koronnego Bregsburgu, Simona Philipa Christophera Lavdora, uległ samozapłonowi. Sprawa została przekazana w ręce policji. Drodzy obywatele, uczcijmy pamięć tego wspaniałego, młodego człowieka, minutą ciszy.

Pasażerowie, którzy słuchali muzyki, wyjęli z uszu słuchawki. Ludzie odkładali telefony. Ustały rozmowy. W wagonie nastał kompletny spokój, słyszalny był jedynie dźwięk wydawany przez sunący po torach pociąg. Byłem zaskoczony, że wszyscy zastosowali się do komunikatu. Poczułem się nieswojo. Właśnie uświetniałem własną śmierć milczeniem.

Utkwiłem wzrok w żółtym oparciu krzesła przede mną.

- Dziękuję. Życzę państwu bezpiecznej podróży.

Założyłem słuchawki, by móc odpłynąć w muzyczną otchłań. Słuchanie ludzi rozpaczających nad moim alter ego było niezwykle męczące. Pozbawiali mnie tlenu. Wdzierali się pod skórę, spijając łapczywie moją krew. Rozszarpywali wycieńczone ciało na strzępy niczym stado wygłodniałych wilków.

Niech Simon spoczywa w pokoju. Nie będę za nim tęsknił.

🌷🌷🌷

Po ponad trzech godzinach spędzonych w pociągu, mogłem wreszcie odetchnąć świeżym powietrzem. Nowoczesny peron aż pękał w szwach od tłumu ludzi. Z trudem przedarłem się przez morze osób, docierając do automatycznych drzwi wyjściowych.

Otworzyłem aplikację Google Maps, aby sprawdzić, jak daleko od stacji kolejowej znajdował się dom taty. Miałem do pokonania niespełna trzy kilometry. Według szacunkowych obliczeń dla pieszych, droga powinna mi zająć około trzydziestu siedmiu minut. Co prawda, miałem już spory bagaż kilometrów w kończynach, jednak po długim czasie przesiedzianym w pociągu, zdecydowałem się na spacer. Zamawianie taksówki na tak krótki dystans byłoby bezsensowne i nieekologiczne.

Stavart było jednym z największych i najbardziej zindustrializowanych miast Bregsburgu. Jakie też było moje zdziwienie, gdy dostrzegłem krocie skwerów i parków. Obecność plam zieleni wśród wielkomiejskiego krajobrazu napajała nadzieją, że troska o naturę wciąż tliła się w ludzkich sercach.

Pamiętam, że kiedyś uczestniczyłem w spotkaniu z prezydentem Stavart - Michaelem Levsonem. Miałem wtedy dwanaście lat i była to moja pierwsza oficjalna rozmowa, w której brałem czynny udział. Wspominałem ją stosunkowo dobrze. Mężczyzna wydawał się być poukładany i naprawdę zakochany w swojej pracy. Jeśli pamięć mnie nie myliła, za rok kończy swoją trzecią - i siłą rzeczy ostatnią - czteroletnią kadencję. Za jego „panowania" Stavart przeszło najdynamiczniejszy rozwój od czasów rewolucji przemysłowej. Odejście Levsona będzie, bez wątpienia, wielką stratą. Jest żywą legendą.

TULIPANY NAD URWISKIEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz