Rozdział 7

4K 228 9
                                    

Patrzyłam jak moi rodzice wchodzą do salonu. Mama z naburmuszoną miną, bo nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi, a tata jak zawsze zmęczony humorkami mojej matki. Już wiedziałam jak ugrać tą sytuację, żeby wyszło na moje, tylko potrzebowałam pomocy Patryka, a nie wiedziałam, czy będzie on skory, żeby mi jej udzielić.

-Cześć mamo, cześć tato. - podeszłam do nich z uśmiechem, udając jak gdyby nasza kłótnia nie miała miejsca. W międzyczasie spojrzałam wymownie na Patryka i liczyłam na niego w tej sytuacji najbardziej. Ucałowałam mamę dwa razy w policzek i przytuliłam tatę. - Jak się trzymasz? - zapytałam ojca szeptem, widziałam, że nie było z nim najlepiej.

-Raz lepiej, raz gorzej. Wiesz jak jest. - uśmiechnął się do mnie smutno. Zdecydowałam się wrócić do tej rozmowy.

-Witam państwa. - Patryk wstał i podszedł osobno do każdego z moich rodziców i przywitał się serdecznie z obojgiem.

-No więc? Odpowiesz mi w końcu o co chodziło z tym całowaniem się z dziewczynami? Mam nadzieję, że nagle nie zmieniłaś orientacji. Przecież Patryk to taki wspaniały chłopak. Jest dla ciebie idealny i wszyscy o tym wiemy. - Kurwa, on tutaj stoi, możesz o nim nie mówić w osobie trzeciej? Ja pierdole, Ala, ugryź się w język.

-Mamo, spokojnie. To tylko zwykłe nieporozumienie, kolega Patryka zrobił zdjęcie jak witałam się z koleżanką całusem w policzek i ze względu na złe ujęcie wyglądało to dość dwuznacznie. Naprawdę nie ma się czym przejmować. Ale nie o tym bym chciała rozmawiać, co was tu sprowadza? - Moi rodzice pochodzą dosłownie z drugiego końca Polski. Wszyscy wychowaliśmy się w Gdyni, jednak ja byłam znudzona tym miastem i postanowiłam się wyprowadzić. Moja rodzina należy do dosyć zamożnych, więc bez problemu stać nas było, żebym zamieszkała tutaj, w okolicy Katowic, w domu prywatnym.

-Wpadliśmy tylko na chwilę, żeby ci dać znać o tym, że wyjeżdżamy w interesach. Nie będzie nas na miesiąc, może dłużej, zobaczymy jak dużo czasu zajmie nam dobicie targu w Paryżu. Dobrze by było, żebyś wróciła na ten czas do Gdyni, ale oczywiście tego od ciebie nie wymagamy. - powiedziała zupełnie normalnym tonem. Byłam przyzwyczajona do tego rodzaju wyjazdów. Dzięki właśnie międzynarodowym umowom moja rodzina jest tak zamożna.

-Zobaczymy, nie wiem czy uda mi się wziąć wolne w pracy. - skłamałam, jednocześnie się uśmiechając, żeby nadal nie odgadnęli jaki gram tu teatrzyk. - Kiedy macie samolot?

-Dokładnie za trzy godziny, więc za godzinę będziemy się zbierać. Możemy zostać? - Nie, kurwa. Wparowaliście do mojego domu tak se o i teraz was wywalę.... Uspokój się... Wdech, wydech.

-Nie, w porządku. Jeśli chcecie...

-Dobra, Ala ja się już będę zbierał. Spędź czas ze swoimi rodzicami. - podszedł i dał mi całusa w czoło. - Pamiętaj, że cię kocham, ale nie wiem czy tak dalej potrafię. - wyszeptał, drżącym głosem. - Zadzwonię do ciebie wieczorem. Do widzenia, spokojnej podróży. - powiedział już głośno i pożegnał się z rodzicami. Kolejną godzinę spędziłam na pytaniach moich rodziców na temat tego, jak sobie radzę. Pożegnałam ich serdecznie i poważnie zaczęłam się zastanawiać nad wyjazdem do Gdyni, ale odłożyłam te plany na później.

Wieczorem poszłam do pracy, bo dzisiaj była moja zmiana. Pojechałam dzisiaj autobusem, jakoś miałam ochotę na dłuższą podróż do pracy, miałam ochotę jechać inną trasą niż zwykle, no i liczyłam na samotny spacer w postaci powrotu do domu. Tak, zdecydowanie uwielbiałam nocne spacery. W knajpie nie było zbyt dużego ruchu, poznałam nawet całkiem fajną grupkę ludzi, którzy zaprosili mnie na domówkę w weekend i szczerze mówiąc, mimo że ich nie znałam, chciałam tam pójść i się po prostu napierdolić. Ogólnie w pracy nic ciekawego się nie działo, więc tylko odliczałam godziny, a później już minuty do końca mojej zmiany. Kiedy wyszłam na zewnątrz, spostrzegłam, że lekko pada deszcz. Cieszyłam się, kiedy pierwsze krople spłynęły mi po twarzy dając wyczekiwane orzeźwienie. Włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam muzykę - Bisza i wsłuchiwałam się w tekst.

I patrzę w niebo, szukam słów... tak daleko dla mnie niebo jest, zazdroszczę tym, którzy wierzą w cud, bo ja z ziemią jestem bliżej....

No i zatrzymałam się na środku drogi, popatrzyłam w to niebo i szukałam odpowiedzi. Nie wiedziałam w którą stronę mam iść, a musiała to być tylko i wyłącznie przeze mnie podjęta decyzja. Nie mogłam o tym pogadać z Ems, z rodzicami tym bardziej. Z Oskarem nie jestem na tyle blisko. A cała reszta znajomych, to tylko znajomi do kieliszka. Hm... No to może przekalkulujmy sytuację. Będąc z Patrykiem mam szczerą miłość, stabilny związek, pewną przyszłość, będzie mnie nosił na rękach, będę miała przy nim wszystko, o ile mi wybaczy. Ale to wszystko może się przerodzić w monotonię. W przyzwyczajenie. A o to nie muszę bać się przy Sarze. Wiem, że każdego dnia, będę doświadczać innego spełnienia. Wiem, że będę żyła chwilą i się z tej chwili cieszyła. No i oczywiście zaprowadzi mnie w zakamarki, w które nigdy nie zaglądałam. Mogłabym uprawiać seks z kobietą. Ale przecież z facetem też nie jest najgorzej. Kurwa, to jest takie trudne. Ja nie mogę być lesbijką, skoro nadal reaguję na Patryka. Ale na Sarę reaguję mocniej... Może dlatego, że to doznanie jest dla mnie zupełną nowością... Wszystko się wydaje takie kurwa proste, jasne, życie jest proste. Ciekawe kurwa w którym miejscu.

Całe nasze życia to pozory, poryte pragnienia, chorych głów algorytm, diaspory dobra w sercach z kamienia w morzu flaków

Przy kolejnej piosence popadałam już w coraz gorszy humor. Musiałam się napić. Miałam nadzieję, że jak dojdę do domu, to znajdę tam jakieś dobre wino. Przeszłam już jakieś trzydzieści minut drogi do domu, pozostało mi jeszcze jakieś dziesięć czy piętnaście. Przestał padać deszcz i szłam teraz przez wielki park, który był nieopodal mojego domu. Z daleka usłyszałam śmiech facetów. O, ktoś się nieźle bawi w środku tygodnia - pomyślałam. Ale szłam dalej. No cóż, mój pech chciał, że ławka, na której siedzieli ci faceci była akurat na mojej drodze.

-No witam skarbie! Co tam u ciebie słychać? - odezwał się do mnie jakiś palant. Szedł w moją stronę. Zastanawiałam się, czy może mi zrobić coś złego, ale po jego stanie upojenia alkoholowego stwierdziłam, że prędzej zrobi coś sobie, niż mi. - Nie słyszysz jak do ciebie mówię?! - krzyknął.

-Słyszę, spokojnie. Spieszy mi się do domu.

-Hej, nie tak szybko. - chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Jebało od niego alkoholem i fajkami. Chwila, chwila! Ja znam tego typa! To ten sam, który był kiedyś u mnie w barze. Chyba to był piątek. Wgapiał się w moje cycki i rzucał jakieś uwagi dotyczące mojego tyłka.

-Może lepiej będzie jak mnie puścisz, a ja sobie po prostu pójdę. - zasugerowałam nieco dobitnie, próbując oswobodzić się z jego uchwytu.

-Nie tak szybko... - powiedział zniżonym głosem. - Może uraczysz mnie chociaż jakimś mokrym pocałunkiem? - fuj! Jak on to mógł tak obleśnie nazwać?!

-Puszczaj mnie! - krzyknęłam. Poczułam jak coś ciężkiego uderza mnie mocno w głowę. Jedyne co potem widziałam to tylko ciemność.

Po prostu jebaną ciemność.

Tajemnicza OnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz