Rozdział 29

1.9K 187 16
                                    

Sara

Kiedy tylko usłyszałam jak za Karolem niosącym Alicję zamykają się drzwi, momentalnie pewne napięcie, które się we mnie zbierało od kilku godzin, w końcu zaczęło ze mnie spływać. Poczułam, że moja ukochana jest bezpieczna i właściwie nic innego nie miało już dla mnie żadnego znaczenia. Cała reszta była już tylko formalnością. Dlaczego? Bo ja potrafiłam o siebie zadbać. Tym bardziej, że lada moment miała zrobić wjazd reszta mojej Rodziny. Nie bałam się, nie odczuwałam już żadnego stresu, nie pociły mi się dłonie. W środku mnie zapanował idealny spokój, a na zewnątrz wylewała się odwaga i pewność siebie. Oczywiście nadal musiałam grać przestraszoną dziewczynkę, która aktualnie z niczym sobie nie poradzi. Nic prostszego.

-No to teraz wszystko mi wyśpiewasz, kochaniutka. - zwrócił się do mnie Damian. - Ale najpierw pozbędziemy się twoich zabawek. - przeszukał mnie bardzo dokładnie. Ogólny rozrachunek rzeczy, które trafiły w jego ręce: pistolet, dwa noże, dwa telefony i słuchawka z ucha. Kiedy znalazł ostatnią rzecz, od razu ją rozdeptał. - A to, żeby nikt nam nie przeszkadzał. - zwrócił się do mnie. - Mam nadzieję, że wiesz, czemu tak bardzo wierci mi dziurę w brzuchu twoja osoba. - kazał mi usiąść na krześle i oczywiście mnie do niego przywiązał. - Ten gość, jak mu tam, Paweł? Już dawno gryzie piach. Ciebie czeka taki sam los, jeśli nie będziesz współpracować.

-Wydaje mi się, że nawet jeśli będę, to mnie to czeka, więc już mi wszystko obojętne. - rzuciłam i splunęłam mu prosto na twarz, kiedy się do mnie nachylił. Nawet nie starł ze swojej buźki mojej śliny, tylko od razu wymierzył cios w żebra. Syknęłam z bólu.

-Mogłabyś chociaż raz nie stawiać oporu, cukiereczku. Szef mówił, że tak to będzie wyglądać. Ciekawi mnie skąd ten Wilk tak dobrze cię zna...

-Jak to Wilk? - rzuciłam przerażona. - To twoim szefem nie jest Raskolnikow? - w odpowiedzi usłyszałam tylko szyderczy śmiech i dostałam kolejny cios.

-Nie ty tu jesteś od zadawania pytań. - jedno słowo. Wilk. Tylko to jedno słowo i cały mur pewności siebie, jaki wokół siebie zbudowałam, po prostu został zburzony. Muszę się dowiedzieć o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Ale w tym momencie rozbrzmiał mój specjalny telefon. Był to nasz umówiony znak. Ten kawałek piosenki miał się odtworzyć, kiedy grupa znajdzie się 20 metrów od celu, czyli ode mnie. Telefon pozwolił słowom wybrzmieć, a później stał się nieaktywny.

Jestem dzielna tak jak Wy, niebezpiecznie wręcz.

-Co do chuja? - rzucił Damian w moją stronę. Jednak nie zdążyłam odpowiedzieć, bo przez okna do budynku wpadły cztery granaty dymne, które zasnuły mgłą całe pomieszczenie. Czekałam na jakiś szybki wjazd i myślałam, że rozleje się sporo krwi, jednak nadal nic się nie działo. Słyszałam tylko krzyki przeciwników, którzy się organizowali. Nie przewidzieli, że kiedy dym przestał się wydostawać z granatów, to przyszła pora na wydobycie się gazu usypiającego, który oczywiście działał także na mnie. Po chwili usłyszałam jak pierwsze ciało bezwładnie opada na ziemię, a moje powieki zaczęły się robić strasznie ciężkie. W następnym momencie ja również przestałam kontaktować i ostatecznie zamknęłam oczy i straciłam rachubę czasu.

Obudziłam się w bardzo jasnym pomieszczeniu i z początku nie potrafiłam otworzyć oczu, ponieważ wszystko wokół mnie raziło. Po kilku minutach, kiedy mój wzrok przyzwyczaił się do otoczenia zorientowałam się, że jestem jestem w prywatnej klinice, z której za każdym razem korzysta moja Rodzina. Próbowałam się podnieść, ale od razu poczułam ból głowy i potężny ból w okolicy żeber. Nagle dotarły do mnie ostatnie wydarzenia i nerwowo zerwałam się z łóżka, ignorując ból targający moje ciało, ale ponownie nie dałam rady wstać z łóżka. Chociaż się podniosłam, jest jakiś progres. Nagle do mojego pokoju wparowały dwie pielęgniarki i ze zdenerwowaniem przyglądały się mi i moim parametrom życiowym, które wyświetlał monitor stojący obok łóżka.

Tajemnicza OnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz