Rozdział 26

2.1K 167 3
                                    

Kiedy biegłam przez niezbyt dobrze znane mi ulice, moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa dopiero po kilometrze od kwatery. Nie wiedziałam co mam ze sobą dalej zrobić. Nie miałam samochodu, nie wiedziałam gdzie mogłam znaleźć najbliższy przystanek autobusowy, nie miałam też przy sobie ani grosza, bo jeszcze nie zdążyłam wybrać pieniędzy z bankomatu. Stwierdziłam, że muszę znaleźć jakiś punkt orientacyjny. W końcu po piętnastu minutach krążenia między uliczkami znalazłam się na drodze, którą znałam.

-No odbierz... - powiedziałam do siebie, kiedy wykonywałam telefon do Ems i po czwartym sygnale ta dalej nie odpowiadała. Zadzwoniłam drugi raz. Trzeci. I nadal nic. Cisza. Wiedziałam, że nie mam zbyt dużego pola do popisu, jeśli chodzi o osoby, na które mogę liczyć w kryzysowych sytuacjach. W sumie to z moich prawie stu pięćdziesięciu kontaktów na telefonie prawie wszyscy byli znajomymi od kieliszka. Przesuwałam moją listę kontaktów i minęłam rodziców, minęłam Ems, Oskara. Zupełnie nie wiedziałam do kogo się mam zwrócić. Bo do tej jednej osoby, która została... po prostu nie mogłam. Albo chociaż... czemu nie? Jak to mówią dzisiejsze nastolatki? YOLO!

-Alicja? Co się sprowadza pod ten numer? I to o tej godzinie? - odezwał się w słuchawce tak dobrze znany mi głos. Faktycznie, już powoli dochodziła 4:00. Nie wiedziałam właściwie od czego zacząć, ale tym razem musiałam grać z nim w otwarte karty.

-Patryk, słuchaj. Przepraszam za tak późną porę, a może raczej wczesną... Potrzebuję pomocy. - rzuciłam zwięźle i usłyszałam jak głośno wciąga powietrze.

-Coś się stało? - zapytał troskliwie. Nie wiem czemu, ale sprawia wrażenie jakby niczego nie pamiętał. Jakby nie pamiętał sytuacji, która miała miejsce nie tak dawno temu. Albo może nie chciał pamiętać?

-Po prostu potrzebuję się dostać do domu, a nie mam ani samochodu, ani pieniędzy na taksówkę, czy też autobus. Jesteś w stanie teraz po mnie przyjechać? - tym razem już nie udało mi się ukryć zdenerwowania w głosie. Cały czas byłam naprawdę wszystkim przytłoczona i potrzebowałam się od Sary zdystansować. To nie było nic w rodzaju uciekania od problemu. Raczej określiłabym to jako spojrzenie na całą sytuację obiektywnie, bo ostatnimi czasy za bardzo kieruję się emocjami.

-Tak, jasne. - wyrwał mnie z mojego monologu, który prowadziłam w swojej głowie. - Gdzie jesteś? - po udzieleniu mu wszystkich potrzebnych informacji nie czekałam nawet dwudziestu minut, kiedy jego auto podjechało pod ławkę, na której siedziałam. Od razu wstałam i skierowałam się na miejsce pasażera. - Wszystko w porządku? - zapytał, kiedy mógł popatrzeć mi prosto w oczy.

-A wygląda jakby było? - rzuciłam ironicznie. - Przepraszam... wiem, że nie jesteś niczemu winny, a ja się na tobie teraz wyżywam. Możemy już jechać?

-A powiesz mi co się stało?

-A może ty mi najpierw powiesz co się stało? - odbiłam piłeczkę.

-O czym ty mówisz? - zapytał zmieszany. Zauważyłam, że ma na sobie czarną bluzę z długim rękawem, więc niczego mu teraz nie udowodnię.

-Nic nie pamiętasz, prawda? - zapytałam z czystą rezygnacją w głosie. Zauważyłam w jego oczach, że nadal nie wiedział o czym mówię. - Byłeś u mnie w domu, wczoraj. Kompletnie pijany. Odwiozłam cię do domu i zostawiłam ci karteczkę obok łóżka, żebyś do mnie zadzwonił, czego oczywiście nie zrobiłeś. Chyba musimy poważnie porozmawiać Patryk. - póki co wolałam mu nie wspominać o tym, że nie pozbyłam się go sama z mojego domu.

-Ale o czym tu rozmawiać? Przepraszam, że cię naszedłem tak niespodziewanie, nic zupełnie z tego nie pamiętam. Przecież każdy może się od czasu do czasu napierdolić. Na chuj drążyć temat? - zaczął przeklinać, a to znaczy, że coś musiało być na rzeczy. Ruszył z miejsca i zaczął jechać w kierunku mojego domu.

Tajemnicza OnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz