Rozdział 34

146 27 20
                                    

Szczerze mówiąc, nie spodziewaliśmy się, że kiedykolwiek będziemy stresować się czymś bardziej niż spotkaniem z rodziną pierwszy raz jako Sooyun. Jednak dzisiejszy dzień przekonał nas o tym, że byliśmy w błędzie. Czuliśmy, jakbyśmy mieli zaraz zemdleć, zwymiotować lub uciec z krzykiem, nawet jeśli wiązałoby się to z wyskoczeniem z jadącego samochodu. James, który siedział za kierownicą, zdawał się nie zauważać naszego podenerwowania lub celowo udawał, że tego nie widzi. Odciągnęliśmy pas od klatki piersiowej, by móc swobodniej oddychać, ale niestety na niewiele się to zdało.

Gdy samochód w końcu wjechał na niewielki parking, wcale nie śpieszyło się nam, żeby z niego wysiąść. Dopiero teraz James spojrzał na nas i uśmiechnął się niepewnie, jakby próbował nas wesprzeć, a jednocześnie nie był pewien, czy potrafi to zrobić. Nawiązaliśmy z nim kontakt wzrokowy.

– Będzie dobrze – odezwał się pierwszy, więc skinęliśmy głową, niestety bez przekonania. – Chodźmy, nie wypada się spóźnić. Nina nienawidzi spóźnialstwa.

Nie czekał na naszą odpowiedź. Nawet dobrze, ponieważ zaczynało robić się trochę niezręcznie. Wysiadł z samochodu i zaczekał na nas. Potrzebowaliśmy jeszcze chwili, by wziąć kilka głębszych oddechów, i w końcu odpięliśmy pas, a następnie wysiedliśmy na chłodne wieczorne powietrze. Mieliśmy na sobie szare dresowe spodnie, różowy crop top oraz zdecydowanie za dużą czarną bluzę, którą otuliliśmy się szczelniej.

– Mógłbym mieć do was prośbę? – James odezwał się niespodziewanie, kiedy ruszyliśmy wspólnie w dół ulicy po zaskakująco opustoszałym chodniku, jeśli nie liczyć brązowego, sporego szczura, który przebiegł wzdłuż budynków. Wzdrygnęliśmy się.

– Jasne – odmruknęliśmy, zmieniając stronę chodnika, aby przypadkiem nie wejść w niechcianą interakcję z gryzoniem, a nasze zachowanie rozbawiło Jamesa.

– Potrzebujemy fotografa na ślub, a z oczywistych powodów nie możecie to być wy, skoro macie być drużbą Liama...

– Znamy kilka osób, jeśli prosisz nas o rekomendację.

– Okazało się, że fotografowie mają dość napięte grafiki.

Zaśmialiśmy się, nie zważając na chłodny wiatr, który zmagał się z każdą chwilą. Naprawdę powinniśmy zacząć chodzić w kurtkach.

– Wykorzystamy nasze znajomości – obiecaliśmy.

– Strasznie głupio mi o to prosić.

– Daj spokój, jesteśmy przyjaciół.

– To tutaj.

– Hmm?

– To tutaj – powtórzył i wskazał na przeszklone drzwi z kwiatowym szyldem i napisem „Flower & Blood Tattoo".

– Urocza nazwa – sarknęliśmy.

– Nina specjalizuje się w kwiatach i zwierzętach, a jej dziewczyna raczej preferuje mroczne motywy. Czaszki, upiorne lalki i inne takie.

– Studio otworzone przez parę? Teraz naprawdę uważamy, że to urocze.

– Właściwie było odwrotnie. Najpierw otworzyły razem studio, a potem się zeszły.

– Wciąż urocze.

– Wchodzimy?

– Jasne – zabrzmieliśmy bardziej entuzjastycznie, niż byśmy się tego spodziewali.

W środku było bardzo ładnie. Czarno-białe meble były ozdobione licznymi kwiatami w kremowych doniczkach, a na ścianach wisiały zdjęcia tatuaży. Po prawej stronie od wejścia znajdowała się czarna kanapa z puchatymi poduszkami, fotel od kompletu oraz biały okrągły stoliczek. W głąb studia prowadził wąski korytarz, ale nie udało się nam zajrzeć głębiej, ponieważ chwilę po naszym wejściu pojawiła się w nim niska dziewczyna. Miała prawie białe włosy, rumianą cerę, liczne piegi i zielone oczy. Uśmiechnęła się szeroko na nasz widok, poprawiając dekolt od za dużego swetra w kolorze mlecznej kawy, który odsłaniał jej wytatuowane ramię całe w wielobarwnych kwiatach.

LOTUS BLOSSOMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz