Rozdział 30

152 31 15
                                    

Nie byliśmy pewni, czy rano obudziliśmy się pierwsi, czy jednak Oliver obudził się przed nami. Gdy otworzyliśmy oczy, leżeliśmy wtuleni w jego nagą klatkę piersiową. Nie zamierzaliśmy się ruszać, ponieważ tak było nam bardzo dobrze. Nasza dłoń leżała na jego brzuchu, dlatego zaczęliśmy delikatnie badać jego miękką skórę opuszkami palców. Wtedy poczuliśmy jak dłoń Olivera, którą nas obejmował, zaczęła przesuwać się w dół i w górę naszego kręgosłupa, wywołując przyjemne dreszcze. Leżeliśmy tak przez kilka dłuższych chwil, ciesząc się swoją bliskością i nie potrzebowaliśmy niczego więcej. Żadne słowa i gesty nie były potrzebne, kiedy po prostu byliśmy obok siebie.

Zaśnięcie po wczorajszej okropnej nocy i po wyczerpującym dniu było łatwiejsze, niż się spodziewaliśmy. Mokrzy i z drżącymi od wysiłku mięśniami opadliśmy na miękki materac, a sen porwał nas w swoje bezwzględne objęcia z chwilą, w której nasza głowa dotknęła poduszki. Mieliśmy sobie to trochę za złe, ponieważ chcieliśmy porozmawiać z Oliverem o tym, co się między nami wydarzyło. Teraz gdy nad Daegu ponownie świeciło słońce, a nowy dzień zaczął się na dobre, nie chcieliśmy psuć tego, jak wiele mówiło nam nasze milczenie.

Jego ciało było takie ciepłe i przyjemnie pachniało. Pachniało po prostu Oliverem. Nie było na świecie piękniejszego zapachu, niż jego skóra nagrzana od naszego ciała i czystej pościeli. Trzymaliśmy głowę przy jego klatce piersiowej, więc słyszeliśmy jego spokojne bicie serca, którego rytm zgrał się z naszym sercem, aby wybijać wspólnie jedną melodię. Jeśli po śmierci moglibyśmy wybrać, jak ma wyglądać nasz raj, to chcielibyśmy znaleźć się właśnie w tym miejscu.

Drgnęliśmy, gdy dobiegł nas jakiś obcy dźwięk. Przez chwilę myśleliśmy, że jedynie coś nam się przesłyszało, ale chwilę później usłyszeliśmy znajomy głos.

– Mogę wejść, gołąbeczki?! – zawołała Hwan z części kuchennej. – Wolałabym nie widzieć niczego, czego widzieć nie powinnam.

Poderwaliśmy się do siadu dokładnie w tej samej sekundzie co Oliver.

– Daj nam pięć minut! – okrzyknęliśmy siostrze. – Albo dziesięć! W ostateczności piętnaście!

– Zejdę na dół napić się kawy i wrócę za dwadzieścia minut! – zdecydowała, brzmiąc na wyraźnie rozbawioną. Po chwili dobiegł nas dźwięk zamykanych drzwi.

Dopiero wtedy spojrzeliśmy na Olivera, którego blond włosy sterczały w każdym kierunku, ponieważ tak jak my zasnął z mokrymi włosami. Zapewne nie wyglądaliśmy lepiej niż on. Mimo to uśmiechnęliśmy się do siebie. Powinniśmy wstać z łóżka i zacząć się ogarniać, ale nawet nie wiedzieliśmy, która noga jest nasza, a która Olivera.

– Dzień dobry – przywitał się z nami, przerywając nasze błogie milczenie. Jednak dźwięk jego głosu był równie cudowny, co ciszy szmer oddechu i rytmiczne bicie serca.

– Dzień dobry – odpowiedzieliśmy, marząc, by wrócić do leżenia w jego objęciach. – Jak się czujesz?

– Dobrze, a wy?

– Też dobrze... – Przygryźliśmy nerwowo dolną wargę. – Przepraszamy za nasze słowa z przedwczoraj. Nie uważamy, żeby to była twoja wina. I nie chcieliśmy cię nazywać rozpieszczonym amerykańskim dzieciakiem.

– Jestem rozpieszczonym amerykańskim dzieciakiem – westchnął i przeczesał włosy palcami, ale bez lakieru nie miał szans ich ułożyć.

– Zrobiłeś dla nas bardzo dużo. Jesteśmy ci za to naprawdę wdzięczni.

– Wiem. Rozumiem, że mieliście wtedy bardzo ciężki dzień i że przemawiało przez was cierpienie, ale następnym razem będę wdzięczny, jeśli pozwolicie mi sobie pomóc w inny sposób, niż wyładowanie się na mnie.

LOTUS BLOSSOMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz