Rozdział 11

202 31 28
                                    

Rozdział dla Liama!

Od wielu lat nie czułem się tak samotny, jak ostatnimi dniami. Przybierałem maskę, nakładając na twarz uśmiech niczym makijaż, zmywając go od razu, gdy wracałem do domu i zamykałem się w swoich czterech ścianach. Z Jamesem nie miałem kontaktu, od kiedy wyjechał do Houston, zobaczyć się ze swoją rodziną i udawać, że wcale nie jest w związku z drugim mężczyzną. O ile wciąż uważał, że jest w jakimś związku. W końcu rozstaliśmy się słowami, że nie możemy być razem, jeśli ma zamiar ukrywać mnie przed swoimi bliskimi do końca życia. Sooyun również nietypowo milczeli od naszej nieprzyjemnej, niedzielnej rozmowy telefonicznej.

W ten sposób skończyłem, leżąc na kanapie, całymi dniami wgapiając się pustym wzrokiem w sufit. Jedynymi wyjątkami były wyjścia do pracy lub kiedy to klienci odwiedzali mnie, chociaż nie przepadałem za malowaniem ich w moim domu. Dzisiejszy dzień w końcu był przełomem, a stało się to zupełnym przypadkiem.

Byłem już gotowy do wyjścia. Ubrałem się w czarne, obcisłe spodnie z wysokim stanem, koszulę ze wzorem w pawie pióra oraz bufiastymi rękawami, a oczy podkreśliłem granatową kreską. Właśnie zakładałem kozaki na siedmiocentymetrowym koturnie, które sięgały mi aż za kolana, kiedy zadzwoniła klienta, żeby odwołać próbny makijaż. Usprawiedliwiła się złym samopoczuciem i poprosiła o przełożenie terminu. Westchnąłem z podirytowaniem, sięgając po kieszonkowy kalendarz, żeby wcisnąć ją gdzieś w następnym tygodniu, ostrzegając, że zaliczka przepadła i musi wpłacić nową, ponieważ przez nią jestem stratny o jeden termin. Jeszcze raz mnie przeprosiła, przyklepała nową datę i się rozłączyła.

Zrzuciłem kozaki, zostawiając je w nieładzie na ziemi. Nawet nie chciało mi się odkładać ich do szafy na buty. Ruszyłem z powrotem w głąb mieszkania, zamierzając wrócić na kanapę, kiedy moje spojrzenie przyciągnęło coś, co ignorowałem od wielu miesięcy. Przez uchylone drzwi do sypialni, tuż za białą komodą zauważyłem zafoliowane podobrazie, które leżało tam nie wiadomo ile czasu. Czułem, że mnie wzywa, więc nie opierałem się mu. Wyciągnąłem je, otrzepałem z kotów z kurzu i zacząłem przyglądać się, nietkniętej, białej powierzchni. Nie było sensu dłużej się zastanawiać, postanowiłem się mu poddać.

Zerwałem folię i rzuciłem podobrazie na łóżko, żeby jak najszybciej pozbyć się ubrań. Koszuli i spodni również nie chciało mi się odkładać na miejsce, wylądowały na pościeli w soczyście zielone liście paproci tuż obok podobrazia. Z komody wygrzebałem koszulkę Jamesa, czarną, bez żadnych zbędnych wzorów. Miała nieprzyjemny zapach ubrania, które długo leżało zamknięte w szufladzie z innymi ubraniami, ale nie obchodziło mnie to. Chwyciłem podobrazie i ruszyłem z nim do salonu, gdzie na najniższej półce na regale leżało spore, drewniane pudełko wypełnione po brzegi farbami. Większość z nich była już w sporej części zużyta, ale między nimi dało się znaleźć również te prawie nieużywane. Jedną z takich farb była ta w czarnym kolorze. Nigdy nie czułem potrzeby używania go, ponieważ bardzo długo uważałem, że w moim wnętrzu nie ma czarnego koloru. Jakim byłem idiotą.

Wycisnąłem farbę bezpośrednio na podobrazie i zacząłem rozprowadzać ją palcami. Sam nie wiedziałem, co właśnie tworze, pozwoliłem moim dłoniom robić to, co tylko chciały. Ślizgały się po gładkiej powierzchni podobrazia, przyjemnie mlaszcząc farbą. Gdy mój bohomaz przybrał kształt, wytarłem dłonie o koszulkę Jamesa i sięgnąłem po kolejne farby. Czerwień, granat, fiolet, róż, zieleń, pomarańcz oraz żółć. Wycisnąłem je na dłoń, którą docisnąłem do podobrazia i tworząc tęczową smugę. Znowu wytarłem rękę w koszulkę, w końcu decydując się na użycie pędzla, ale wcale nie zamierzałem malować nim po obrazie. Ubrudziłem jasne włosie w białej farbie i zacząłem chlapać nią po podobraziu, podłodze oraz przy okazji po sobie. Brudny pędzel wrzuciłem do pojemnika z farbami, przechodząc do ostatniego elementu obrazu. Wygrzebałem prawie pustą tubkę z farbą, którą najbardziej lubiłem używać. Z trudem wycisnąłem resztkę na palec, którym następnie posmarowałem wargi, i złożyłem pocałunek na samym środku obrazu, zostawiając tam turkusowy ślad. Wytarłem twarz koszulką, czując posmak farby, i wstałem, by przyjrzeć się mojemu dziełu z dystansu.

LOTUS BLOSSOMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz