Nie mogliśmy oderwać wzroku od okładki, na której tuż pod napisem „TopNewY" widniało zdjęcie Olivera. Magazyn jeszcze nie trafił do sprzedaży, ale drukarnia wysłała do wydawnictwa kilka przedpremierowych egzemplarzy, a Steven podarował jeden nam, żebyśmy mogli nacieszyć się naszą pierwszą okładką. Patrzenie się na nasze imię oraz nazwisko wypisane małymi literkami było szczerze satysfakcjonujące. Na chwilę obecną nie potrzebowaliśmy niczego więcej, żeby być najszczęśliwszą osobą na świecie.
Cały dzień w pracy w sumie nie zajmowaliśmy się niczym innym, jak zachwycaniem się nad pięknym zdjęciem przystojnego modela, które zerkało na nas ze śliskiego, sztywnego papieru. Zostaliśmy pochwaleni przez kolegów i koleżanki z pracy, nawet przez tych, którzy zwykle się do nas nie odzywali lub ograniczali kontakty. Ostatecznie wyszliśmy z pracy wcześniej, dochodząc do wniosku, że nic pożytecznego z nas już dzisiaj nie będzie, i udaliśmy się prosto do domu najlepszego przyjaciela, zamierzając świętować.
W metrze było mniej osób niż w godzinie, o której zwykliśmy wracać, więc rozsiedliśmy się wygodnie na siedzeniu i, już nawet nie wiedzieliśmy który raz, znowu wyciągnęliśmy magazyn, aby spojrzeć prosto w niesamowicie niebieskie oczy Olivera Blossoma. Przesunęliśmy palcami po jego policzku, wyczuwając opuszką gładki papier. Następnie przygryźliśmy wargi, gdy zatrzymaliśmy palec na wargach modela. Rozsądek podpowiadał nam, że nie powinniśmy robić sobie większych nadziei w związku z imprezą, na którą zostaliśmy przez niego zaproszeni, ale serce nie zamierzało się go słuchać. Oliver szczerze nam się podobał i nawet dobrze się dogadywaliśmy, gdy nie rzucał transfobicznymi tekstami, więc to było nieuniknione, że nie mogliśmy przestać czuć motyli w brzuchu na myśl o nim. A myśleliśmy o nim praktycznie non stop od naszego piątkowego wyjścia do baru.
Jednak całe nasze szczęście zniknęło, kiedy tylko Liam otworzył nam drzwi. Wyglądał zupełnie jak nie on. Jego oczy pozbawione kolorowych soczewek kontaktowych były jasnoszare, włosy pozostawały w nieładzie, jakby dopiero wstał z łóżka, a na twarzy nie miał ani grama makijażu, a to oznaczało, że jest z nim bardzo źle. Otworzyliśmy szeroko oczy, od razu obejmując przyjaciela, który nawet nie odwzajemnił naszego uścisku, jedynie pozwalając nam gnieść już i tak wymięty materiał satynowego szlafroka.
– Co się stało? – zapytaliśmy, wchodząc do środka i prowadząc przyjaciela w głąb mieszkania. Posadziliśmy go na kanapie, zbierając z niej pośpiesznie różne kosmetyki oraz pędzle do makijażu, a następnie usiedliśmy tuż przy nim. – Mów natychmiast! Dlaczego nie dzwoniłeś? Bylibyśmy tutaj już od dawna.
– Nie chciałem psuć wam humoru – westchnął, podciągając nogi pod brodę i wbił puste spojrzenie w przestrzeń pod sobą. – Tak bardzo się cieszyliście, że Oliver zaprosił was na imprezę, a teraz okładką magazynu... Jest śliczna, Sooyun. Jesteście świetnym fotografem.
– Przestań – skarciliśmy go. – Nie rozmawiamy teraz o nas, tylko o tobie. Gdzie jest James?
Oczy Liama momentalnie się zeszkliły.
– Wyjechał do Houston do rodziny – wykrztusił zmienionym przez zaciśnięte gardło głosem. – Jego abuela jest chora i chciałem jechać z nim, żeby móc być przy nim, wpierać go, poznać w końcu jego rodzinę... A on... On powiedział, że nigdy mnie nie przedstawi swojej rodzinie. Naprawdę myślę o nim na poważnie, chcę spędzić z nim resztę życia, ale nie ukrywając się i udając tylko jego współlokatora. Pokłóciliśmy się i... Chyba zerwaliśmy.
– O nie! – zawołaliśmy, czując najprawdziwszy ból.
Wiedzieliśmy, jak bardzo Liamowi zależało na Jamesie i że prawdopodobnie nie znajdzie nikogo, kto lepiej by do niego pasował niż wiecznie ubrany na czarno chłopak. Ta dwójka była dla nas dowodem, że przeznaczenie istnieje, ale jeśli mieli się rozstać, to jak mogliśmy dalej wierzyć w miłość?

CZYTASZ
LOTUS BLOSSOM
Romance『zaĸończone, nonвιnary х вoy』 Sooyun Park są osobą niebinarną i marzą, by zostać światowej klasy fotografem, robić setki zdjęć na okładki prestiżowych magazynów oraz współpracować z największymi gwiazdami. Po wyprowadzce do Nowego Jorku w końcu odna...