12. Nie boję się duchów

6.8K 163 11
                                    

Adeline's POV

Cała w nerwach siedziałam przy stole w jadalni i czekałam, aż moja matka w końcu zdobędzie się na zejście ze swojej sypialni. Nie byłam tutaj sama. W pomieszczeniu przebywałam ze swoją siostrą i ojcem, który przeglądał gazetę. Czarnowłosego mężczyznę nie interesowało nic innego prócz treści tego pieprzonego czasopisma, co budziło we mnie jeszcze większy lęk. Nie wiedziałam, o co chodzi i jakie wieści chce przekazać nam Kennedy, ale byłam cała napięta. Bawiłam się dłońmi, które spoczywały na stole i wyczekiwałam swojej rodzicielki.

W domu nie było mojego młodszego brata, ponieważ godzinę temu przyjechała po niego Ava i zabrała go do siebie, aby pobawił się z jej synem. Nie dziwiło mnie to wcale. W końcu William spędza tam więcej czasu niż w swoim własnym domu.

- Jesteście. - podskoczyłam w miejscu, kiedy usłyszałam głos swojej matki. - To dobrze, cieszę się. - zeszła ze schodów i stanęła obok mojej siostry, która siedziała po mojej prawej stronie.

Dzisiejszego dnia wyglądała nieco inaczej niż zazwyczaj, bo na jej ciele jest beżowy szlafrok. Zamiast cholernej sukienki na jej ciele jest szlafrok. Zmarszczyłam brwi i dokładnie skanowałam jej twarz, na której nie było ani grama makijażu.

- Musimy wam coś ogłosić. - do rozmowy wtrącił się Manuel, odkładając gazetę na stół.

Wstał ze swojego miejsca i ruszył w stronę mojej matki. Po chwili już stał obok niej i posłał mojej siostrze oraz mi dołujący uśmiech. Zagryzłam wargę i zmieszana skakałam wzrokiem po rodzicach. Nie rozumiem, co miała na celu jego mina, ale rozdrażniłam się. Takie zebrania w tym domu nie zdarzają się często i naprawdę nic nie rozumiem.

- Coś się stało? - rzuciła zaniepokojona Victoria, kiedy spoglądała na rodziców.

- Tak. - odparła mizernie Kennedy. - Ja i wasz tata postanowiliśmy poddać się separacji. - wytrzeszczyłam oczy, zastygając w miejscu.

Co oni zrobili?

Moje serce przyspieszyło, kiedy w szoku się im przyglądałam. Ich twarze były smętne, a ja czułam, że zaraz mogę spaść z krzesła i wylądować na zimnej podłodze. Ta informacja mną wstrząsnęła i nie wiedziałam, jak ja mam ją przetworzyć w głowie. Moi rodzice wiele czasu spędzali na kłótniach, ale zawsze się godzili i żyli ze sobą. Nigdy wcześniej nie myśleli o separacji, a teraz nagle, co? Przecież ostatnio było w porządku. Nie darli kotów i było spokojnie.

- Rozwodzicie się? - z trudem wydobyłam z siebie, choć nie byłam pewna czy te słowa ktoś usłyszał.

- Nie. - zaprotestował szybko Manuel. - Poddajemy się tylko separacji. - wyjaśnił, a ja poczułam gulę w gardle. - Jak na razie postanowiliśmy zamieszkać osobno. Później czas pokaże.

Tylko? Później czas pokaże?

Uniosłam wysoki brwi, niedowierzając w jego słowa. Jak on mógł powiedzieć to z takim spokojem? Dlaczego nie może powiedzieć, dlaczego postanowili podjąć taką decyzję? Dlaczego? Nie rozumiem. Wzięłam głęboki oddech i zacisnęłam szczękę, aby łzy czasem nie wydobyły się z moich oczu.

Moi rodzice są specyficzne i czasami naprawdę ich nienawidziłam, ale to są moi rodzice. Mimo kurwa wszytko. Ja wiem, że nie są oni idealni i między nimi było dużo zgrzytów, ale co ze mną? Co z Williamem?  To jest popierdolone. Zagryzłam wargę z całych sił, nie spuszczając wzroku z ich twarzy. Kennedy i Manuel po prostu przyglądali się naszym reakcjom, nic więcej.

- Nie jesteście już dziećmi, więc mam nadzieję, że zrozumiecie naszą decyzję. - prychnęłam na słowa swojej rodzicielki.

- I niby jak to ma wyglądać? - wymamrotałam, powstrzymując łzy, które chciały wydostać się na powierzchnię. - Kto się wyprowadza, a kto zostaje?

Devoted to hope [ W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz