13. Podobne priorytety

6.6K 172 53
                                    

Adeline's POV

Od dawna wiedziałam, że mam ogromny dar do samozniszczenia, ale dzisiejszego ranka przeszłam samą siebie. Jestem lekkomyślną i głupią blondynką. Poprzedniego wieczoru upadłam na głowę, bo spędziłam czas ze swoją pieprzoną zmorą. Może zdawać się, że wcale nie było aż tak źle, bo Asher nie podziałał na moją szkodę, ale problem tkwi w czymś innym. W mojej głowie.

Zielonooki chłopak pochłonął moje myśli, a ja nie potrafię tego zmienić. Chcąc nie chcąc kilka długich chwil spędzonych z brunetem mnie upoiło. Nie myślę trzeźwo, ale zdaję sobie z tego sprawę, bo wiem, że nikt normalny nie myślałby tak o swojej własnej bestii w ludzkim ciele. Co mam w takim razie począć? Czy to moja wina, że podoba mi się bycie w centrum uwagi płci przeciwnej?

Rzecz jasna do Evansa nadal czuję silną niechęć. Za żadne skarby świata to się nie zmieni, bo on nadal planuje odwet.

- Słońce, wszystko w porządku? - zagadnął Jones, który siedział obok mnie w ostatniej ławce na budzącej obrzydzenie lekcji historii. - Wyglądasz jak siedem nieszczęść.

- Matt czy ja wyglądam, jakby mnie to kurwa obchodziło? - w moim głosie było słychać nutkę jadu.

Zachowuję się jak wredna suka, ale to jest jedyne sensowne rozwiązanie moich problemów. Tak, ja sobie tylko to wmawiam. Ale poważnie. Nie potrafię uporządkować swoich pojebanych myśli, które krążą od mojej rodziny do Ashera.

Chłopak uniósł ręce do góry, a ja przewróciłam oczami.

- Czyli nadal nie przetrawiłaś separacji rodziców? - spytał ciepło, podpierając podbródek na zgiętej ręce. - Słońce, będzie... - nie skończył swojej ckliwej gadki, ponieważ mu przerwałam.

- Dobrze, to będzie, jak wrócę do domu i zaszyję się w swoim łóżku z jedzeniem.- burknęłam cicho, odchylając głowę do tyłu. - Nie wiem, o co mi chodzi Matt i nie chcę o tym gadać. - przyznałam cicho, kierując wzrok na brązowookiego.

Jones skinął głową i już więcej się nie odezwał. Moje zachowanie mnie dobiło, bo naprawdę nie chciałam być wredna, ale wyszło, jak wyszło. Dzisiejszego dnia nie wyrażam chęci na rozmowę o swoich rodzicach, bo to jest dla mnie za świeże. Wszystko stało się tak nagle... Nie zdążyłam tego jeszcze przetworzyć w głowie. Co prawda wiem, że poradzę sobie bez ojca, ale to jest cholerna strata. Nie wiem, ile będzie trwała ich separacja i nie wiem, jak ona się skończy. Może postanowią się rozwieść, a może wrócę do siebie, aby się odnaleźć. Czas pokaże.

Westchnęłam cicho i skierowałam wzrok na nauczycielkę, której nienawidzę całym swoim sercem. Pani Margaret jest największą jędzą w całej szkole i nieraz uczniowie wychodzili z jej lekcji cali we łzach. Tego słonecznego poniedziałku ma o dziwo dobry humor i nawet jeszcze nie wydarła się na żadną osobę, więc cieszę się. Nie oberwało mi się tym razem, także jest dobrze.

Momentalnie dzwonek na przerwę zadzwonił, przez co odetchnęłam i zaczęłam pakować podręcznik oraz zeszyt do czarnej torby. Spojrzałam kątem oka na bruneta, który robił dokładnie to, co ja.

- Wiesz, że dzisiaj ma dołączyć jakaś dwójka nowych uczniów? - zagadał, kiedy kierowałam się w stronę wyjścia z klasy. - Ponoć to laska i jakiś chłopaczek. - rozmarzył się przy ostatnim słowie, a ja uniosłam lekko kąciki ust do góry.

Devoted to hope [ W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz