27. To naprawdę słodkie

7.4K 178 110
                                    

Adeline's POV

Zła? Zagubiona? Zadowolona? Nie miałam najmniejszego pojęcia jak się czułam. Wszystko było dla mnie coraz to bardziej nowsze i całkowicie niezrozumiałe. Wszelaka relacja z płcią przeciwną była dla mnie  nielogiczna pomijając mojego najlepszego przyjaciela.

Nie rozumiałam pewnych zachowań, a tym bardziej zamiarów. Co Asher wczorajszego dnia myślał? Co skłoniło go do takich czynów?

Nie potrafiłam przestać o tym myśleć, choć coś zrozumiałam. Mianowicie Asher miał prawo całować inne dziewczyny- nawet Susan. Mnie to zupełnie nie powinno obchodzić i właśnie tak było. Nie interesowało mnie to co miał zamiar robić, bo był wolnym człowiekiem. Nawet się nie przyjaźniliśmy dlatego nie byłam upoważniona do wtrącania się w jego życie.

Wobec tego postanowiłam, że to koniec. Miałam nadzieję, że wszystko stanie się mi obojętne, bo w końcu był to tylko chłopak z którym jeszcze do niedawna łączył mnie bezsprzeczny  niesmak do siebie.

Nie powinnam odbiegać od tego uczucia, ale niestety to zrobiłam, bo dostałam od niego coś czego na co dzień nie miałam. Uwagę i bliskość. Przyjęłam te kwestie, chociaż kompletnie nie wiedziałam jaki później będą one miały skutek. A jaki? Owładniecie tak jak w przypadku dragów.

Mogłabym swoje zachowanie i myśli tłumaczyć na różne sposoby, lecz to jednak nastoletnia głupota tutaj górowała. Pragnęłam różne sytuacje przeżyć na własnej skórze. Chciałam doświadczyć nowych rzeczy i wyjść ze swojej strefy komfortu, aby przekształcić swoją codzienność w celu poprawy siebie. Czy tak się stało? Niekoniecznie.

Pomimo niestosownych myśli jakie miałam względem zielonookiego, musiałam zakończył naszą dziwną relację. To powinno wyjść mi na dobre, tak jak wyszło gdy porzuciłam narkotyki. Natomiast jego pewne słowa przez które nie mogłam zasnąć? Kurwa, rozkopywały mi one cały czas głowę, bo to nie mogło być prawdziwe, że Asher był o mnie do cholery jasnej zazdrosny!

Jęknęłam pod nosem z nadmiaru myśli, wtulając swoją twarz w jasnoróżową poduszkę.

-Wiesz, że jesteś nieznośna?- wymamrotał rozbawiony Matt, leżąc obok mnie i najpewniej grzebiąc coś w swojej komórce.

- W piździe to mam. – odburknęłam w poduchę.

- To jest normalne. – stwierdziła od niechcenia Emily siedząc przy toaletce i testując moje kosmetyki. – Każda laska byłaby nieznośna gdyby trwała w popieprzonej relacji, której sama nie rozumie. – podniosłam się do siadu i wbiłam w nią spojrzenie.

Cooper i Jones od dwóch godzin się ze mną użerali, gdy tylko odespali wczorajsze wyścigi i z hukiem wpadli do mojego domu. W gruncie rzeczy cieszyła mnie ich wizyta, bo nie byłam sama ze swoją cholerną głową. Usiłowali mi poprawić humor i pomóc, choć nie do końca im to wychodziło. Niemniej jednak na pewno nie rzucałam już poduszkami po całym pokoju. To był naprawdę dobry początek, ponieważ cały ranek to robiłam.

- W niczym nie trwam, a raczej...- skupiłam myśli. – Dobra, trwam, ale to nie moja wina! – obruszyłam się, zakrywając dłońmi twarz.

- A kogo niby? – prychnął za moimi plecami Matt. – To ty wepchałaś się w paszczę lwa, więc nie smęć, tylko przyznaj się do prawdy, która od środka cię dobija.

- Nie zakochałam się w nim kurwa, więc o jaką prawdę ci niby chodzi, co? – zerwałam się w jego stronę, posyłając mu rozdrażnione spojrzenie.

- Pragniesz go słońce. – wzruszył ramionami z durnym uśmieszkiem na ustach nadal klikając coś na telefonie, przez co głośno prychnęłam. – Nawet temu nie zaprzeczaj. – polecił, celując palcem wskazującym w moją twarz.

Devoted to hope [ W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz