28. Bo jesteś dobra

6.7K 176 56
                                    

Adeline's POV

- No nie gadaj, że potrzebujesz pomocy. - prychnęłam kpiąco, kręcąc głową. - I to jeszcze pomocy ode mnie.

- Od ciebie w szczególności. - uśmiech zszedł mi z twarzy, a na polikach zagościło się zaczerwienienie spowodowane jego słowami.

Po chwili odchrząknęłam, mając nadzieję, że zapomnę o jego słowach. Na szczęście to się udało, gdy zbliżyłam się do chłopaka i pozwoliłam, aby zarzucił mi swoją rękę na ramiona. Myśli o jego słowach, zastąpiła teraz bliskość, która na ogół była uznawana za zwykłą, lecz nie dla mnie. Każdy miły kontakt z płcią przeciwną działał na mnie inaczej, w szczególności, gdy była to osoba, którą uważałam za atrakcyjną.

- Stawiaj prosto te kroki, bo zaraz wylądujemy w krzakach. - poleciłam, kiedy nierytmiczny chód zielonookiego zaczął doprowadzać mnie do szału.

- A co, Adeline? Narzekałabyś, gdybyś skończyła ze mną w krzakach? - mruknął, muskając opuszkami chłodnych palców moje rozpuszczone włosy.

- Zamknij się. - zgromiłam go, dobrze wiedząc, że wysłuchiwanie takich słów z jego ust skończy się dla mnie źle.

W innej sytuacji byłabym w raju, słuchając jego sympatycznej gadki, ale nie wtedy gdy jest pijany. Zazwyczaj uważam, że słowa pijanego, to myśli trzeźwego, ale nie teraz, bo to jest niemożliwe, prawda? Oczywiście, że prawda. Asher względem mnie na co dzień nie zachowywał się tak jak teraz. Nigdy nie był aż tak rozmowny i z pewnością nie bawił się moimi włosami!

To brzmi tak nierealnie. Wcześniej tylko oglądałam takie momenty w filmach bądź czytałam o nich w książkach, a teraz? Jest mi tak cholernie doskonale, gdy on jest tak blisko mnie. Powinnam spłonąć w piekle za takie myśli i odczucia. Bez dwóch zdań.

- Uciszanie mnie sprawia ci przyjemność? - zaśmiał się, a rudowłosa staruszka, która właśnie wychodziła z apartamentowca, uniosła wysoko brwi, jakby te słowa co najmniej były do niej.

Posłałam jej krzywy uśmiech, a Asher natomiast cicho się z nią przywitał, przyprawiając mnie o zdziwienie i cieplejszy uśmiech, bo było to naprawdę miłe.

Przemilczałam sytuację i pchnęłam drzwi do budynku, przez które sekundę temu wyszła starsza Pani. Światła odruchowo się zapaliły, za co w głębi dziękowałam, bo już się bałam, że będę musiała po omacku szukać włącznika, aby rozjaśnić nam drogę do windy.

- Które piętro? - zapytałam, gdy się ode mnie odsunął i przywarł plecami do ściany kabiny.

Byłam już u niego, a nawet w popłochu uciekałam z tego budynku, ale nie zapamiętałam, który to był poziom.

- Siódme. - rozchyliłam usta w podziwie dla samej siebie, że aż tyle udało mi się przebrnąć.

Powinnam stanowczo wystartować w jakimś konkursie sportowym.

Wreszcie po przeskakiwaniu z nogę na nogę dotarliśmy na piętro docelowe. Z trudem wyszliśmy z windy, kierując się w stronę brązowych drzwi prowadzących do gniazda zielonookiego. Każdy krok stanowił dla mnie wyzwanie, przez co się niebywale denerwowałam. Asher stawiał opór, ale to nie dlatego, że nie miał sił czy też był półmartwy. On najzwyczajniej w świecie chciał doprowadzić mnie do białej gorączki, bo sprawiało mu to radość. Bawiło go moje rozdrażnienie.

Zacisnęłam szczękę, wbijając w jego zadowoloną twarz oczekujące spojrzenie, gdy nieskutecznie wyciągał klucze od mieszkania z kieszeni dresów.

- Jeśli w przeciągu sekundy nie wyjmiesz tych kluczy, to przysięgam, że zrzucę cię ze schodów. - powiadomiłam groźnie, a w zamian dostałam tylko jego kpiący śmiech.

Devoted to hope [ W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz