21. Los

7.1K 162 64
                                    

Adeline's POV

No i spokój. Spokój i cisza, której pragnęłam niesamowicie mocno jeszcze do niedawna. Ciężko jest się do tego przyzwyczaić, choć już zdarzało się, że na pozór miałam kilka dni odskoczni od Evansa. Teraz minęło dużo czasu. Może nawet niecałe dwa tygodnie, gdy brunet nie zatruwa mi powietrza. To takie dziwne.

Przeczuwałam, że tak będzie. Asher już wcześniej zaprzątał mój umysł, ale po naszym ostatnim spotkaniu, to się nasiliło. Myślę o nim. Nie powinnam, bo przecież dał mi spokój i się odsunął.

Zielonooki chłopak w ruinach starej kawiarenki ukazał mi swoją inną stronę. Wiedziałam, że nie może być aż taki zły, za jakiego się podaje, ale miałam obawy. Teraz już wiem, że niepotrzebnie. Asher jest niczego sobie i nie będę przeczyć temu, że ma w sobie chłód oraz podłości. Ma, przekonałam się o tym na własnej skórze, lecz go rozumiem. Po części, choć nie jestem pewna czy w ogóle powinnam coś rozumieć. Może nie ma w tym drugiego dna? Może najzwyczajniej w świecie Evans ma taki charakter i nie jest to spowodowane niczym złym? Może wcale nie jesteśmy do siebie podobni, jak aktualnie sądzę?

Na moje dotychczasowe zachowanie mieli wpływ moi rodzice i rodzeństwo. To przez nich najczęściej zamykam się w sobie i rzadko mówię o uczuciach, które w środku mnie dręczą. Jestem czasami kąśliwa i oschła, choć w głębi serca nie chcę taka być. Tak naprawdę pragnę rzucić się w stronę rodziny z wielką falą emocji i poczuć ulgę. Powiedzieć o sytuacjach, które sprawiły mi przykrość i o tych, co radość. Chciałabym niezmiernie opowiedzieć im o tym, jak się czułam, gdy mnie zbywali i się wydzierali. Pragnęłabym przytoczyć zdarzenia, w którym czułam się jak gówno, kiedy to oni oklaskiwali Victorię i obdarzali ją czułością.  Ale tego nie zrobię, bo w środku coś mnie hamuje.

Nie chcę zrywać cierpiętnicy. Może gdybym znalazła sposób, aby zdjąć nogę z hamulca, byłoby lepiej? Ale jakim kosztem? Zacznę mówić głośno, skupiając uwagę otoczenia na swoich problemach i cierpieniach, aby usłyszeć coś w stylu: Każdy ma problemy, nie jesteś jedyna? Przecież wiem to nie od dzisiaj. Siedmioletnia Adeline również to wiedziała i chciała pomagać innym. Pragnęła odebrać cierpienie od innych, aby nie czuć bólu, gdy na nich patrzyła. Byli złamani i zasmuceni życiem, gdy ta mała dziewczynka skakała z radości ze swoimi przyjaciółmi.  Od zawsze wiedziałam, że ludzie mają problemy i cierpią pośród ludzi bądź zamknięci sami w czterech ścianach. Więc dlaczego teraz zostałabym obrzucona takimi komentarzami? 

Może znowu przesadzam i te komentarze są trafne? Wiele dzieci i nastolatków zostaje z jednym rodzicem, bo nagle przychodzi rozwód, separacja bądź śmierć. Nie zawsze również jest on najlepszy. Kennedy nie należy do cudownych rodzicielek, to trzeba przyznać, ale nie jestem jedyna. Muszę się z tym pogodzić i nauczyć żyć. Manuel też nie jest chodzącym aniołem, więc nie powinnam czuć aż takiej straty. To powinno być mi na rękę, ale kurwa nie jest. Mimo wszystko brakuje mi widoku jego twarzy. Odczuć, gdy coś mówił. Smutku, gdy podnosił na mnie głos i radochy, którą czułam kilka lat temu, kiedy wychodziłam z nim oraz moją siostrą do sklepu na zakupy. To jest mój ojciec. Podobnie byłoby z Kennedy, gdyby to ona się wyprowadziła.

Mam rodzicom cholernie dużo do zarzucenia. Przysporzyli mi wiele cierpienia i poczucia beznadziejności, ale były miłe chwile, których nie potrafię ot tak wymazać z pamięci. Czuję żal, że nie mogę być z nimi blisko i za to, jak się zachowuję wobec nich, ale... presja, którą czułam oraz niewielka otwartość na dialogi prowokuje do walki. Buntuję się, bo to jest najprostsze. Ale powinnam dać sobie spokój, bo najwidoczniej tak już miało być.

Albo po prostu żyć jak dotychczas. Bez kontaktu. A kiedy już nadejdzie, to przyjąć niemiłe słowa na klatę. Bez buntu.

Najwidoczniej szczęście w rodzinie nie było mi pisane. Muszę się z tym pogodzić.

Devoted to hope [ W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz