24. Typowe Święto Dziękczynienia

7.4K 174 57
                                    

Adeline's POV

Noah zostawił mnie ot, tak. W trakcie rozmowy podobnie jak Asher wyszedł, a ja znowu się zirytowałam. Może to wina mojej otwartości, na jaką dzisiaj się zdobyłam? Nie no bez przesady. Nie odpaliłam się jakoś bardzo, aby kogoś rozdrażnić. Chociaż? Nie, nie ma pieprzonego bata.

- Noah? - zawołałam z wiarą, że do mnie wróci i powie coś więcej, ale oczywiście nadzieja matką głupich.

Warknęłam pod nosem i z łoskotem wstałam, aby jak najszybciej stad wyjść, bo mogłabym komuś przez przypadek walnąć kogoś w twarz z tej wściekłości.

Od zawsze nienawidziłam uczucia, gdy coś szło nie po mojej wersji. Nie myślę o kontrolowaniu czyjegoś postępowania, ale no cholera jasna, czemu ta dwójka zostawiła mnie bez słowa i z problemami? Xavier może w każdej chwili wygadać się mojej rodzinie. Nigdy go o to wcześniej nie podejrzewałam, bo był wobec mnie fair i nie zdradzał żadnych sekretów. Nie mówiłam mu o jakiś bardzo istotnych rzeczach, ale to zawsze coś! Dlaczego musiał spieprzyć moje magiczne nastawienie do niego, co? Ale może to i dobrze? W końcu dla Swana jestem i byłam tylko młodszą siostrą jego kumpeli, więc tak. Dobrze się stało.

Pchnęłam drzwi i wyszłam na chłodne powietrze. Dreszcz od razu przeszedł po moim kręgosłupie, ale nie przejęłam się tym, bo nieprzewidzianie moje oczy napotkały stojącego na wprost wejścia do baru Evansa, palącego jak gdyby nigdy nic papierosa.

No świetnie.

Prychnęłam pod nosem, bo nie dość, że ten cham stąd nie poszedł, to jeszcze do tego wypala moją twarz swoim spojrzeniem. Normalnie poczułbym się niekomfortowo, ale teraz gdy jestem wściekła jak pit bull terrier, nie ma takiej opcji, dlatego bez rozwagi zrobiłam kilka kroków w jego stronę. Dopiero gdy stanęłam centralnie przed nim, a do tego zdecydowanie zbyt blisko, bo niemal stykaliśmy się klatkami piersiowego, poczułam, jak cała zgromadzona przeze mnie odwaga ulatuje.

- Mam przygotować się na jakiś spektakularny teatrzyk, który zaraz zademonstrujesz, Adeline? - rzucił drwiąco, a ta jego postawa pełna pewności siebie mnie przytłoczyła, przez co zacisnęłam tylko bez słowa zęby, zadzierając brodę do góry. - Wymyśliłaś scenariusz? Twoje milczenie jest częścią przedstawienia?

Wypytał, kpiąc sobie ze mnie, przez co czułam się nie tylko przytłoczona, a również i spodlona. To jest poniżające. Jego słowa i moje wcześniejsze myśli, bo niby jak może mi się podobać ktoś taki? Ktoś, kto raz zachowuje się w stosunku do mnie przyzwoicie, a nagle później koszmarnie? Pomimo wiedzy, jaką podzielił się ze mną jego przyjaciel, nie mogłabym przejść obok tego obojętnie, bo ja nie zachowuję się wrednie, gdy jakaś jednostka wspomni o mojej przeszłości.

- Przywaliłabym ci w pysk, bo mnie nad wyraz wkurwiasz, ale pohamuję się. - wyznałam gorzko, patrząc w jego pociemniałe i zmęczone zielone oczy.

- Spokojnie, nie hamuj się. - rzucił niezwykle słabo jak na niego, wyrzucając fajkę na chodnik obok nas i nie spuszczając wzroku z mojej zdezorientowanej, ale nadal rozdrażnionej twarzy.

- Chcesz, żebym cię uderzyła?

- Chcę. - potwierdził dennie, przez co uniosłam na moment brwi do góry, bo nie tego się spodziewałam.

W każdym razie nie zrobiłam tego. Te słowa, głos i twarz mi na to nie pozwoliły, bo uzmysłowiły mi, że coś tu nie gra. Nie znam dobrze Evansa. Nie wiem, jaki jest na co dzień wobec swoich przyjaciół i samego siebie, ale coś jest nie tak, chociaż nie posiadam daru, który pozwala mi odczytać ludzi. Niemniej jednak tak czuję i widzę, bo prędzej nastraszyłby mnie scyzorykiem dla żartu, niż pozwoliłby się uderzyć. Ale dlaczego? O co tu do cholery chodzi? O co mu chodzi? Może to jego jakaś taktyka i rzeczywiście powinnam mu przywalić? A może nieświadomie palnęłam coś głupiego i dziwnym trafem uświadomił sobie, że powinien się utemperować?

Devoted to hope [ W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz