26. Gdybyś tylko

7.1K 169 71
                                    

Adeline's POV

Czuję się przytłoczona. Od wczoraj, gdy tylko wróciłam do domu i położyłam się na łóżku, przez moją głowę przechodzi wiele myśli. Zanurzyłam się w nich, psując sobie cholerny ogląd świata. Niewiedza i problemy stały się dla mnie ciężarem, którego nie jestem w stanie się jak na razie pozbyć, bo co niby mogłabym zrobić? Uciec z domu i spróbować otwarcie porozmawiać z chłopakiem, który tego nie lubi?

Jest to nawet sensowne rozwiązanie, a szczególnie w kwestii Evansa, ale to wymaga odwagi, której nie posiadam. Nie jestem w stanie spotkać się z Asherem, aby dowiedzieć się czegoś, co jest kompletną abstrakcją. Z pewnością ten sposób by mi pomógł, ale jakie pytanie mogłabym zadać? Mam zapytać się, dlaczego mnie wczoraj pocałował i szczerze, dlaczego przyjechał pod mój dom, po mnie?

Ja nie dostanę od niego odpowiedzi, która mnie usatysfakcjonuje i rozwikła mój umysł. Jego oddźwięk nie sprawi, że przestanę myśleć o tym, co między nami kilkakrotnie się wydarzyło. Dlaczego to jest takie popieprzone? Dlaczego nie mogę się od tego wyrwać i po prostu w spokoju iść do sali od matematyki, aby kiwać do nauczycielki głową, że wszystko rozumiem, choć tak wcale nie jest? Dlaczego Matt nie może dać mi spokoju od momentu, w którym mu powiedziałam, że całowałam się z zielonookim na środku jebanej drogi?

Mogłam tego nie robić. Mogłam zachować to dla siebie, aby ocalić się od jego bezsensownego gadania, bo ono wcale mi nie pomaga. Bełkotanie przyjaciela wyprowadza mnie z równowagi, choć z pewnością nie robi tego w złej intencji. Ale czy to moja wina, że mam tego dosyć i najchętniej przywaliłabym mu w mordę, aby w końcu się zamknął?

- No Panie dzikusie, dlaczego ona nie chce przyznać się do tego, że się w nim zabujała?!! - brązowooki rozpaczliwie wydarł się na cały szkolny korytarz, składając ręce jak do pieprzonej modlitwy i patrząc się w cholerny zżółknięty sufit.

Przystanęłam w miejscu, posyłając mu niedowierzające spojrzenie, gdy kilku uczniów spoglądało na niego jakby wyrosły mu co najmniej rogi i był ostatnim debilem na ziemii. Ale po części był i aż sama tak zaczęłam na niego patrzeć, bo przerósł samego siebie, krzycząc takie rzeczy uczniom, którzy nie mają własnego życia.

- Przypierdolę ci zaraz. - warknęłam, wypalając dziurę spojrzeniem w jego niskim czole. - Albo naśle na ciebie jakichś bandziorów, aby zrobili to za mnie.

- Ach, masz na myśli Evansa, tak? - parsknął, przez co zacisnęłam szczękę. - W takim razie nie mam czego się obawiać, bo w końcu jestem twoim przyjacielem. On nic mi nie zrobi. - machnął ręka, będąc pewnym swoich słów.

Odwróciłam się od razu, zostawiając go zdezorientowanego na środku korytarza, po czym prędko ruszyłam w stronę sali od matematyki, aby przenieść złość na szmatę od tego przedmiotu. Jednak w ostatniej chwili poczułam na swoich ramionach czyjąś rękę, przez co się zatrzymałam i spojrzałam na Emily, która zepsuła mój wyśmienity plan. Przymknęłam powieki, chcąc stąd jak najszybciej zniknąć, ale niestety. Nie udało się. Jestem skazana jeszcze przez godzinę użerać się z gadaniem o Evansie, jakby zupełnie nie zaśmiecał już mojej głowy.

- Siemka, jak tam samopoczucie? - wymamrotała z uśmiechem, a wolną ręką otworzyła drzwi od sali.

- Będzie świetne, jeśli nie zamienisz się w Jonesa, który dzisiejszego ranka upadł na głowę. - burknęłam, wchodząc do pomieszczenia zaraz po blondynce ubranej w czarne jeansy i brązową bluzę z kapturem, która idealnie komponowała się z kolorem jej oczu.

- Wyluzuj, nie zasypię cię pytaniami o...

- To świetnie. - przerwałam jej, nie chcąc słyszeć imienia tego chłopaka. - A u ciebie jak? - zagadnęłam, wyszukując wzrokiem wolną ławkę.

Devoted to hope [ W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz