Rozdział 27

111 7 0
                                    

Pov. Kevin

Wraz z pomocą Blaine'a rozpaliliśmy ognisko. Thomas z Bramem przynieśli kiełbaski i jakieś napoje. Za nimi szedł Dylan z innymi przekąskami. Po kilku minutach każde z nas siedziało przy ognisku. Było już ciemno na dworze, co dodawało dreszczyku emocji, a w szczególności, gdy opowiadaliśmy straszne historie.

- Dobra, przez was się teraz boję, że zaraz coś wyskoczy z krzaków.- Odezwał się Simon, który cały czas wtulał się w Brama.

- Oj tam, jesteśmy wilkołakami. Nikt do nas nie podejdzie, a jak już, to go szybko wyczujemy i zabijemy.- Odparła Cheryl, wzruszając ramionami.

- Cheryl miała na myśli to, że najpierw spytamy tego kogoś, co tu robi, a najwyżej później się go pozbędziemy, niekoniecznie go zabijając. - Poprawiła ją Toni.

- Ja tam od razu bym zabił.- Stwierdził Blaine, za co od razu dostał w bok od Peyton.- Ała! Nie bij!

- Nie można zabijać kogo popadnie! - Skarciła go kobieta, na co parsknąłem śmiechem.

Cieszyłem się, że tutaj jesteśmy. Potrzebowałem tego wyjazdu. Brakowało mi przyjaciół. To nie tak, że się od siebie oddaliliśmy, lecz teraz są oni zajęci swoimi drugimi połówkami. Ja w dalszym ciągu jestem sam. Nie jest to takie złe, ale w pewnym momencie dobrze by było się przytulić do kogoś czy obudzić się w czyiś ramionach. Niestety zawsze mam pecha do chłopaków. Przynajmniej teraz mogę się nacieszyć spokojem i towarzystwem swoich przyjaciół.

Nie mam pojęcia, ile siedzieliśmy przy ognisku zajadając się piankami i śmiejąc się wspólnie.

**
Wstałem dość wcześnie. Próbowałem ponownie zasnąć, lecz nic z tego. Wkurzony wstałem z łóżka i postanowiłem się ogarnąć. Śmierdziałem ogniskiem, więc wziąłem ekspresowy prysznic. Spojrzałem przy okazji na godzinę i okazało się, że jest dopiero szósta rano. Zawsze jest tak, że jak mam wolne, to zawsze wstaję wcześniej. A jak na złość, gdy mam iść do pracy, to ciężko jest mi wstać! To takie niesprawiedliwe!

Po naszykowaniu się, zszedłem na dół. Panowała kompletna cisza, więc zapewne każdy jeszcze spał. Myliłem się. Przechodząc przez salon zobaczyłem na kanapie Toni i Cheryl, które się całowały, lecz przestały od razu, gdy wszedłem do pomieszczenia.

- Hejka, wy też nie możecie spać? - Zagadnąłem kobiety.

- Coś w tym rodzaju. Nie chciało nam się już spać.- Odpowiedziała Cheryl.

- A ty co tu robisz o tej godzinie? Każdy inny jeszcze śpi oprócz nas. - Oznajmiła Toni, która poprawiała swoje włosy, wchodzące je do oczu.

- Nie mogłem spać. Gdy mam wolne, to jakoś zawsze wstaję wcześnie jak na złość.

- Znamy doskonale ten ból. Witaj w naszym klubie.- Stwierdziła rudowłosa.

Uśmiechnąłem się w ich kierunku i skierowałem się do blatu, by zrobić sobie kawę. Salon był połączony z kuchnią i jadalnią, więc bez problemu w dalszym ciągu mogłem rozmawiać z kobietami.

- Eh... Będzie trzeba iść do sklepu. Zostały tylko resztki z wczoraj. - Wetschnąłem zamykając lodówkę.

- Zaraz tam pójdziemy z Cheryl. Po drodze widziałyśmy, że jeden sklep jest niedaleko stąd, więc bez problemu go znajdziemy.-Zakomunikowała różowowłosa.

- Mam iść z wami?

- Nie trzeba. Damy sobie radę.- Odparła Cheryl, na co kiwnąłem tylko głową.

Woda się zagotowała, więc zalałem sobie kubek. Zaraz do mojego nosa dostała się piękna woń kawy. Uwielbiałem ten zapach. Kątem oka zauważyłem, jak kobiety zaczęły się zbierać.

- My będziemy się zbierać. Wrócimy zapewne za niecałą godzinę. - Poinformowała mnie Toni.

- Uważajcie na siebie! - Krzyknąłem za nimi.

Po chwili zniknęły mi z pola widzenia. Usiadłem sobie przy stole i piłem w spokoju swoją herbatę. Nie zajęło mi to długo, więc po kilku minutach postanowiłem się przejść po okolicy. Reszta zapewne obudzi się koło ósmej, a do tego czasu wrócę do domku.

Założyłem buty i bluzę, po czym wyszedłem. Zawiał zimny wiatr, ale nie na tyle, bym musiał założyć kurtkę. Zaraz powinienem się rozgrzać.

Szedłem wzdłuż leśnej ścieżki. Znałem ten las dostatecznie dobrze, żeby móc później z niego wyjść. Nie brałem ze sobą broni. Rzadko ją noszę. Tylko wtedy, jeśli wraz z resztą idziemy na polowanie na wilkołaki. W innych razie jest jedynie ciężarem.

Zamyśliłem się troszkę przez co zboczyłem ze ścieżki i dotarłem do najmniej uczęszczanej części lasu. Jednakże nie bałem się. Rzadko się tutaj spotyka innego człowieka. Ale w kwestii zwierząt trzeba tu uważać, a w szczególności na dziki. Te gnojki potrafią kogoś pogonić.

Nie wiedzieć, kiedy zostałem przyciśnięty do drzewa. Ktoś napierał na mnie całym swoim ciałem, a moje ręce były przyszpilone nad moją głową do kory. Nie potrafiłem się wyrwać z tego uścisku.

- Nikt Cię nie uczył, że nie można samemu chodzić po lesie? - Zapytał mnie głos, którego już od dawna nie słyszałem. Moje serce zabiło mocniej. Spojrzałem na swojego napastnika.

- Will?

- A któż by inny Kevinie? - Spytał, w dalszym ciągu nie zmieniając naszej pozycji.

Byłem zdziwiony widząc Willa po ośmiu latach. Nic się nie zmienił, ale to normalne, kiedy jest się wampirem. Tak, tak, wiem doskonale. Skąd łowca zna krwiopijcę? Otóż można powiedzieć, że był moim pierwszym kochankiem i to najlepszym, lecz nasz związek nie trwał długo, gdy stąd wyjechałem, a on później zniknął. Na swoją obronę powiem, że jestem łowcą od wilkołaków, więc nie miałem obowiązku go zabijać. Zresztą wtedy byłem młody i zakochany. Robiło się wiele głupot, w tym pieprzenie się z wampirem.

- Skąd się tu wziąłeś? - Zapytałem, a mężczyzna przestał się o mnie opierać, lecz nie puścił moich nadgarstków.

- Wróciłem powspominać dawne czasy. Dziwnym trafem wyczułem akurat Ciebie. Co ty tu robisz?

- Przyjechałem z przyjaciółmi na weekend do domku mojej matki.- Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Przed nim i tak nie udałoby mi się skłamać. Od razu to wyczuje po biciu mojego serca.

- A więc cieszę się, że akurat dziś postanowiłem tu przyjechać.- Odparł, a ja zauważyłem w jego oczach dziwny błysk. On nigdy nie wróżył niczego dobrego.

Nie myliłem się, bo po chwili wampir przerzucił mnie przez swoje ramię i zaczął iść w jakimś tylko sobie znanym kierunku.

- Ej! Will, puść mnie natychmiast! Muszę wracać do przyjaciół! - Zacząłem krzyczeć i się wiercić.

- Jeśli się nie uspokoisz, to Cię zwiążę i zaknebluję.- Ostrzegł mnie mężczyzna, po czym klepnął mnie mocno w pośladek na co pisnąłem niemęsko.- Jak dotrzemy do mnie, to napiszesz do swoich przyjaciół, że wrócisz później.

Nie próbowałem się więcej wyrywać. Co jak co, ale Will zawsze dotrzymuje słowa. Ciekawiło mnie co kombinuje, choć tego mogę się domyślić. Jemu to tylko jedno chodzi po głowie.

Sąsiedzi /DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz